Bolesławiec. Ranny policjant. "Myśleliśmy, że to interwencja, jakich są tysiące"

Po interwencji w Bolesławcu ranny policjant przebywa w stanie ciężkim w szpitalu. W rozmowach z nami mundurowi mówią, że nic nie wskazywało, że dojdzie do dramatycznych wydarzeń. - Wydawało się, że jest to klasyczna interwencja, jakich mamy kilka tysięcy dziennie w Polsce - mówi nam jeden z funkcjonariuszy znających kulisy sprawy.

Policjant z Bolesławca, ciężko ranny podczas interwencji w środę 3 lipca wieczorem, przeszedł w nocy operację ratującą życie, zdj. ilustracyjne
Policjant z Bolesławca, ciężko ranny podczas interwencji w środę 3 lipca wieczorem, przeszedł w nocy operację ratującą życie, zdj. ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Policja
Sylwester Ruszkiewicz

- W tym przypadku zostaliśmy wezwani przez matkę, która poinformowała policję, że jej 20-letni syn demoluje mieszkanie, jest agresywny i zabarykadował się w pokoju. Na miejsce zostali wezwani funkcjonariusze z wydziału prewencji. Doświadczeni policjanci. Jeden miał 10 lat służby, drugi 13 lat. Do mieszkania wpuściła ich matka — mówi nam jeden z dolnośląskich policjantów, znających kulisy sprawy.

- Próbowano na początku negocjować z mężczyzną. Nie poskutkowało. Po chwili padły dwa strzały przez szybę, policjant upadł na ziemię. Wtedy był trzeci strzał, 20-latek się zastrzelił. Tragedia z dwóch stron. Na miejscu pojawiła się straż pożarna. Policjanci wezwali ją wcześniej, bo mężczyzna był zabarykadowany w mieszkaniu. Niedługo później pojawił się prokurator. Wydawało się, że jest to klasyczna interwencja, jakich mamy kilka tysięcy dziennie w Polsce. A tak naprawdę nigdy nie wiemy, co się wydarzy — dodaje. 

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Do zdarzenia doszło w Bolesławcu, w środę ok. godz. 19.00. Interweniujący policjanci weszli do mieszkania, gdzie ustalili, iż Paweł B. zabarykadował się w swoim pokoju. Mężczyzna oddał do nich co najmniej dwa strzały z broni czarnoprochowej. W momencie, gdy policjanci zaczęli się wycofać, usłyszeli kolejny strzał. Jak się okazało, młody mężczyzna popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę, z tej samej broni. Jak ujawniła prokuratura w Jeleniej Górze, 20-latek miał założoną wcześniej niebieską kartę i leczył się psychiatrycznie.

Rannego w głowę 39-letniego policjanta w stanie ciężkim przewieziono na SOR w Bolesławcu, a następnie śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala klinicznego we Wrocławiu. Tam przeszedł operację. Stan jego zdrowia jest ciężki, ale stabilny. Po operacji lekarze utrzymują go w śpiączce farmakologicznej. 

- Policjanci nie byli w stanie przewidzieć, że mężczyzna ma broń. Jechali z przekonaniem, że jest to typowa awantura domowa, do jakiej jeżdżą codziennie tysiące razy. Nie mieliśmy informacji, że posiada broń czarnoprochową. Jak się później okazało, matka też nie wiedziała. Wcześniej nie zgłaszano żadnych interwencji domowych. Miał przewagę nad policjantami, bo znał rozkład mieszkania. Niestety ją wykorzystał — mówi nam policyjny informator.

Na miejscu zdarzenia, śledczy przeprowadzili czynności procesowe, a także zabezpieczono broń, którą, jak się okazało, był rewolwer kal. 4-5 mm z akcesoriami: prochem, metalowymi kulami, kapiszonami.

Obecny na miejscu biegły z zakresu balistyki wstępnie stwierdził, iż na posiadanie tego typu broni nie jest wymagane zezwolenie.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (145)