Bohater afery podsłuchowej Marek Falenta zatrzymany przez warszawską prokuraturę
Biznesmen przedstawił fałszywe zwolnienie lekarskie, po tym, jak został wezwany przez prokuraturę z Białegostoku - dowiedziało się Radio ZET. Bohater "afery podsłuchowej" usłyszy dziś zarzut posługiwania się fałszywym dokumentem - ustalił reporter radia.
Prokuratorzy z Białegostoku chcieli postawić zarzuty Markowi Falencie za to, że podsłuchiwał nielegalnie konkurencyjną firmę handlującą węglem. Według śledczych biznesmen miał ukryć urządzenie podsłuchowe w dokumentach przesłanych swojej konkurencji. Wezwano Falentę jako podejrzanego, jednak ten się nie stawił i przesłał zwolnienie lekarskie. Śledczy zweryfikowali ten dokument i okazało się, że w tej konkretnej klinice, nie ma żadnej dokumentacji dotyczącej biznesmena.
Razem z Markiem Falentą prokuratorzy zatrzymali detektywa i lekarza, który to zwolnienie załatwiał.
W tej chwili trwają przeszukania w mieszkaniu i w biurze Marka Falenty w Warszawie. Na trop afery prokuratura wpadła podsłuchując grupę, która załatwiała lewe zwolnienia lekarskie.
– Uważam, że zatrzymanie, czy w ogóle przeszukanie w jego domu to jest forma represji, wywarcia niepotrzebnego wpływu na i tak jego już osłabioną psychikę – mówił na antenie TVP Info mecenas Marek Małecki, adwokat Marka Falenty. Biznesmen został w środę zatrzymany pod zarzutem przedstawienia fałszywego zwolnienia lekarskiego przed sądem. Małecki przypuszcza, że „nie jest to bardzo poważna sprawa”. Zapewniał również, że jego klient stawiał się na wszystkie wezwania sądu i prokuratury.
Falenta to współwłaściciel firmy Składy Węgla i główny akcjonariusz giełdowych spółek Hawe i ZWG.
Bohater afery podsłuchowej
Adwokat Marka Falenty twierdzi, że to zatrzymanie ma związek z ujawnionymi ostatnio nagraniami szefa CBA i minister Elżbiety Bieńkowskiej.
Afera podsłuchowa wybuchła w czerwcu po tym, jak tygodnik "Wprost" ujawnił, że posiada nagranie nielegalnie podsłuchanej rozmowy szefa NBP Marka Belki z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem. Do spotkania obu polityków doszło latem ubiegłego roku w warszawskiej restauracji "Sowa i Przyjaciele". Zarejestrowano też rozmowę byłego ministra transportu Sławomira Nowaka z byłym wiceszefem resortu finansów Andrzejem Parafianowiczem.
W sumie - z ustaleń śledczych wynika - że podsłuchiwano kilkadziesiąt osób. Wśród nich są politycy, biznesmeni i osoby publiczne. Proceder trwał co najmniej od lata 2013 roku. Wśród podejrzanych w sprawie znalazł się kelner, menadżer restauracji oraz dwóch biznesmenów. Jednym z nich jest Marek Falenta, współwłaściciel firmy Składy Węgla i główny akcjonariusz giełdowych spółek Hawe i ZWG. Jako motyw, jakim miał kierować się milioner, zlecając nagrywanie rozmów polityków media podawały, że mógł czuć się pokrzywdzony przez rząd, bo kilka tygodni wcześniej działania prokuratury doprowadziły do zatrzymań w Składach Węgla i całkowicie sparaliżowały ich działalność. Chodzi o wydarzenia z początku czerwca, kiedy to policja zatrzymała 10 osób z spółek składywęgla.pl i MM Group. Są one podejrzane między innymi o oszustwa, wyłudzanie podatku VAT i pranie brudnych pieniędzy na łączną kwotę ponad 85 milionów złotych.
Nowe taśmy
Na taśmach ujawnionych ostatnio przez gazetę "Do Rzeczy" zarejestrowano wypowiedź Elżbiety Bieńkowskiej na temat pensji jej znajomej. - Mówi, ja dostawałam, powiem ci 6 tysięcy... 6 tysięcy... Rozumiesz to? Albo złodziej, albo idiota... To jest niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował - mówi Bieńkowska do szefa CBA Pawła Wojtunika. Taśmy trafiły do prokuratury, która wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Podsłuchana rozmowa Elżbiety Bieńkowskiej i Pawła Wojtunika miała miejsce w 2014 roku, w restauracji Sowa i Przyjaciele. W pewnym momencie, Elżbieta Bieńkowska wypowiada się na temat zarobków swojej koleżanki. - Mówi, ja dostawałam, powiem ci 6 tysięcy... 6 tysięcy... Rozumiesz to? Albo złodziej, albo idiota... To jest niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował. Ona mówi, że jej koledzy z uczelni się w głowę pukają, albo nie wierzą właśnie, a jak uwierzą, to się w głowę pukają, co ona tu jeszcze robi - stwierdziła Bieńkowska.
Do nagranej rozmowy wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej i szefa CBA Pawła Wojtunika dotarł Cezary Gmyz, dziennikarz gazety "Do Rzeczy".
Taśmy trafiły już do prokuratury, która wszczęła śledztwo w tej sprawie. Zadaniem prokuratury będzie m.in. ustalenie, czy to nagranie było manipulowane. - Dokonaliśmy wstępnej analizy tego, co otrzymaliśmy. Wszystko wskazuje na to, że nagranie jest integralne i bez cięć. Są to słowa dosłownie spisane z taśmy - w rozmowie z WP stwierdził Cezary Gmyz.
Zobacz także wypowiedź Marka Falenty o aferze podsłuchowej: