Bliski Wschód - kolejne starcia
Izraelskie czołgi w ostrzelały środę rano Hebron na Zachodnim Brzegu Jordanu - rannych zostało co najmniej sześciu Palestyńczyków.
Wcześniej Palestyńczycy atakowali pociskami z moździerzy cele izraelskie na obszarze Strefy Gazy, w tym rejon przejścia granicznego Erez i osiedle żydowskie Newe Dekalim. Ostrzał nie spowodował ofiar w ludziach.
Jak podały w środę rano koła palestyńskie, izraelskie czołgi zaatakowały dwie dzielnice Hebronu - Abu Sneineh i Harat al-Szejk, z których wcześniej - jak z kolei twierdzą koła izraelskie - palestyńscy snajperzy ostrzelali żydowską enklawę w centrum miasta. Jeden z wystrzelonych w odpowiedzi izraelskich pocisków spadł na arabski szpital Alia.
Wcześniej izraelskie wojsko poinformowało oficjalnie, że opuściło zajęte z wtorku na środę w nocy terytoria zarządzanej przez Palestyńczyków Strefy Gazy.
W wydanym oświadczeniu armia izraelska uznała Autonomię Palestyńską za odpowiedzialną za wszystkie wydarzenia, "w tym wszystkie rodzaje działalności terrorystycznej, w szczególności ostrzał osiedli żydowskich, obywateli Izraela i żołnierzy".
Podczas nocnego ataku, armia izraelska zajęła pas ziemi autonomicznych terenów palestyńskich w Strefie Gazy. Była to odpowiedź na ostrzelanie przez palestyńskie moździerze izraelskiego miasta Sderot.
Izraelskie czołgi zajęły kilkusetmetrowy pas ziemi niedaleko wioski Beit Hanoun w północnej części Strefy Gazy. Jaser Arafat określił działania armii izraelskiej jako "zbrodnię, która nie może być wybaczona".
Jeszcze przed wycofaniem wojsk amerykański sekretarz stanu - Colin Powell w wystosowanym oświadczeniu napisał, iż mimo, że przyczyną zajęcia części Strefy Gazy był prowokacyjny atak Palestyńczyków, to jednak izraelska odpowiedź była "nieproporcjonalna" i zbyt agresywna. (mag, ej)