Błaszczak: ten wypadek stał się kolejną falą hejtu ze strony tych co siebie nazywają totalna opozycją
Wypadek stał się tak sławny nie tylko z powodu tego, że premier brała w nim udział.
Stał się pretekstem do kolejnej fali hejtu, również ze strony osób publicznych, tych, którzy nazywają siebie totalną opozycją - mówił podczas specjalnej konferencji prasowej minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak. Przypomniał, że w czasie rządów poprzedników też dochodziło do podobnych wypadków, w tym kontekście przywołując zdarzenie drogowe z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego z 2014 r.
11.02.2017 | aktual.: 11.02.2017 16:32
W imieniu premier Błaszczak podziękował wszystkim, którzy martwią się o stan jej zdrowia, a także tym, którzy brali udział w akcji ratowniczej. Poinformował, że rozmawiał z szefową rządu, która przebywa obecnie w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. - Pani premier stwierdziła, że czuje się zupełnie nieźle, jej samopoczucie też jest dobre. Wszyscy mamy nadzieję, że szybko wróci do swoich obowiązków - dodał szef MSWiA.
Pytany jednak o konkrety na temat stanu zdrowia Beaty Szydło, wymijał się od odpowiedzi, nie precyzując, jakich obrażeń doznała. - Czy pani premier ma jakieś złamanie? - dopytywała jedna z dziennikarek. - Nie jestem lekarzem - uciął Błaszczak, choć krótko wcześniej wizytował premier w szpitalu.
Bardziej szczegółowo Błaszczak wypowiadał się o stanie zdrowia oficerów Biura Ochrony Rządu. Według niego "szef ochrony pani premier przeszedł operację, zakończyła się sukcesem; jego stan jest dobry". - Drugi z funkcjonariuszy BOR, kierowca samochodu, którym jechała pani premier, wyszedł już ze szpitala"- podkreślił.
Błaszczak apeluje o "ważenie słów"
Minister zaznaczył, że kolumna używała odpowiednich znaków, a prędkość była bezpieczna, stosowna do miejsca - ok. 50 km/h. - Trzeba podkreślić, że wypadki drogowe zdarzają się wszędzie, w Polsce jest wiele tego typu zdarzeń - mówił.
Jednocześnie wyraził ubolewanie, że po nieszczęśliwym zdarzeniu pojawiło się wiele nieprzychylnych komentarzy. - Wypadek stał się tak sławny nie tylko z powodu tego, że premier brała w nim udział. Stał się pretekstem do kolejnej fali hejtu, również ze strony osób publicznych, tych, którzy nazywają siebie totalną opozycją - oświadczył i zaapelował, by bardziej "ważyć słowa". Według niego podobna fala agresji jesienią 2010 r. "skończyła się tragicznie, doprowadzając do zamordowania działacza PiS w Łodzi".
- Przypominam, że w nocy z 16 na 17 grudnia ubiegłego roku mieliśmy do czynienia z próbą zablokowania samochodu pani premier, który wyjeżdżał z Sejmu, blokujący rzucali się pod samochód. Podobne zdarzenia miały miejsce 18 grudnia przed Wawelem. To byli ludzie, którzy są związani z totalną opozycją, sami tak twierdzą, sami o tym mówią, a kiedy policja podjęła stosowne działania, by ustalić ich tożsamość, to pojawił się front obrony tych ludzi ze strony polityków i mediów. Takie działania są bardzo, bardzo groźne, bo one pokazują, że jest przyzwolenie, przynajmniej części świata politycznego, części elit politycznych do agresji, do przemocy - mówił minister.
Mówiąc o sytuacji w Biurze Ochrony Rządu, minister spraw wewnętrznych podkreślił, że w ostatnich latach przyjęto do Biura więcej funkcjonariuszy oraz kupiono nowe samochody. Jednym z takich wozów jechała w piątek premier. Dodał, że kierowca premier jest doświadczonym i dobrze wyszkolonym oficerem. Błaszczak podkreślił, że prowadzone przez rząd działania mają na celu odbudowę etosu służby w BOR. Zapowiedział też dalsze zmiany, które - jak się wyraził - "mają posprzątać po poprzednim szefie BOR-u, generale Marianie Janickim".
"Komorowski też miał wypadek"
Szef MSW wskazywał, że co roku dochodzi do ponad 20 kolizji z udziałem samochodów BOR, którymi jadą osoby ochraniane, i działo się tak również podczas rządów poprzedników. Wskazał, że w latach 2016 i 2015 było ich po 24, w 2014 - 26, a w 2013 - 23. Przywołał zdarzenie drogowe z 2014 r., gdy auto z prezydentem Bronisławem Komorowskim zderzyło się z cywilnym samochodem, którego kierowca został ranny. - Jakoś wtedy nie słyszałem komentarzy, dyskusji - mówił.
Błaszczak powiedział też, że "ze smutkiem przyjmuje dywagacje wygłaszane przez panów z wysokim stopniem wojskowym i z innych służb, którzy mówią, że fiat powinien zostać staranowany". - Gdyby do tego doszło, to zapewne zginąłby kierowca. Jakie pytania bym wtedy usłyszał? Zapewne takie, dlaczego życia pozbawiony został 21-letni człowiek. Takie działania, jak taranowanie samochodów, są czymś oczywistym, kiedy jest wojna, ale nie w Polsce. Nie naciskajcie na funkcjonariuszy BOR, oni są świetnie wyszkoleni - apelował
Oskarżenia pod adresem poprzedników
Błaszczak zapowiedział, że będą dogłębne zmiany w Biurze Ochrony Rządu. "Powiem tak: chodzi o skuteczne posprzątanie po generale Janickim. Tak trzeba to zrobić i my to konsekwentnie robimy - oświadczył szef MSWiA na sobotniej konferencji prasowej.
- Odprawy też mają charakter cykliczny, chociażby po tym zdarzeniu drogowym z udziałem Żandarmerii Wojskowej (chodzi o zdarzenie z udziałem kolumny szefa MON); nie BOR. W Biurze Ochrony Rządu też odbyła się narada, wyciągano wnioski, podsumowano to, co się wydarzyło tak, by BOR było przygotowane, by reagować w podobnych sytuacjach, żeby do podobnych sytuacji więcej nie dochodziło - powiedział Błaszczak.
Powiedział też, że sytuacja w BOR się poprawia, jeśli chodzi m.in. o temat eksploatacji służbowych samochodów; poinformował m.in, że w marcu ubiegłego roku szef BOR wydał zarządzenie w tej sprawie. Według Błaszczaka dopiero wtedy dostosowano instrukcję BOR do wymagań przewidzianych w instrukcji producenta samochodów. - To poprzednie szefostwo BOR wydłużyło czas eksploatacji poszczególnych części. Dlaczego? Czy z głupoty? Czy z oszczędności? Ja nie będę odpowiadał na to pytanie - mówił szef MSWiA.
Inne zarządzenie, które zostało zmienione w maju ubiegłego roku - mówił Błaszczak - ma charakter niejawny i dot. stosowania technik obronnych. - Wyciągane są wnioski na bieżąco z tego, co się dzieje, tak, by zapewnić bezpieczeństwo osobom ochranianym - podkreślił Błaszczak.
Kierowca miał odpowiednie uprawnienia
Błaszczak zapewnił, że kierowca miał uprawnienia do prowadzenia tego opancerzonego samochodu i przechodził odpowiednie szkolenia. - Doskonale znał ten samochód - powiedział.
Minister poinformował, że kierowca w piątek rozpoczął służbę o godz. 18. - Pani premier przyleciała do Krakowa i stamtąd dopiero ta kolumna utworzona przewoziła panią premier, a więc to był początek jego służby. Miał wszystkie uprawnienia - powiedział.
Samochód, którym poruszała się premier został wyprodukowany w 2016 r. - O tym, co się wydarzyło, przesądzi prokurator, który odtwarza przebieg wydarzeń - zaznaczył. Dodał, że zeznania świadków i dowody wskazują, że kolumna poruszała się zgodnie z przepisami, a funkcjonariusze zachowali się prawidłowo i zapewnili bezpieczeństwo uczestnikom wypadku.
Szymczyk: trzech postronnych świadków słyszało sygnały dźwiękowe
Komendant główny Policji Jarosław Szymczyk, który również brał udział w konferencji prasowej, poinformował, że trzech postronnych świadków słyszało sygnały dźwiękowe jadącej kolumny Biura Ochrony Rządu. Jak podkreślił, rozwiewa to wstępnie pojawiające się wątpliwości.
Według komendanta w związku z wypadkiem z udziałem premier Beaty Szydło w piątek w Oświęcimiu łącznie przesłuchano 14 świadków, w tym 11 oficerów BOR.
- Udało nam się już na ten moment ustalić trzech postronnych świadków, którzy rozwiewają wstępnie wątpliwości - bardzo istotne i pojawiające się w mediach w ostatnich godzinach. Mianowicie wszyscy trzej potwierdzają, że słyszeli sygnały dźwiękowe jadącej kolumny Biura Ochrony Rządu. Ostatni ze świadków mówił nawet, że samej kolumny nie widział, ale słyszał sygnały jadącej kolumny - mówił na konferencji prasowej w sobotę Szymczyk.
Apelował do świadków wypadku o zgłaszanie się do policji i przekazywanie informacji.
Do wypadku z udziałem samochodu, którym podróżowała premier, doszło wczoraj wieczorem w Oświęcimiu. Beata Szydło została odwieziona do miejscowego szpitala, po czym, na własną prośbę i po konsultacjach z lekarzami - przewieziona śmigłowcem do Warszawy.
Kierowca Fiata Seicento, z którym zderzyła się limuzyna premier Beaty Szydło, przyznał się do spowodowania wypadku. Po przesłuchaniu przedstawiono mu zarzut spowodowania wypadku. Kierowca złożył wyjaśnienia w tej sprawie.