Bitwa pod Kircholmem - ewenement w skali świata
W okolicach Kircholmu mieszczanie ryscy pochowali 8983 ciała. Straty Szwedów były jednak wyższe, gdyż niektórzy z nich utonęli w Dźwinie i zmarli od ran po bitwie. Na jednego poległego w armii Chodkiewicza przypadało około 100 zabitych w armii szwedzkiego księcia Karola. Gratulacje polskiemu królowi złożyli m.in. sułtan Ahmed I i szach perski Abbas I - pisze dr Radosław Sikora w artykule dla WP.
27 września 1605 roku, pod Kircholmem, czyli niedaleko Rygi, armia pod dowództwem Jana Karola Chodkiewicza, rozbiła w puch liczniejsze wojsko szwedzkie. Co do tego zgadzają się wszyscy historycy. Reszta jest już sporna.
Niewielka przewaga?
Jednym z wciąż dyskutowanych tematów jest liczebność wojsk obu stron. W źródłach i opracowaniach padają różne wielkości. Armię szwedzką szacuje się w nich zwykle na od 10 tys. do 14 tys. żołnierzy. Armia Chodkiewicza miała mieć od ponad 3 tys. do prawie 4 tys. ludzi.
Wnikliwa analiza źródeł, którą przeprowadził Mariusz Balcerek, pozwala uznać za najbardziej prawdopodobne następujące wielkości dla armii szwedzkiej:
- od 8268 do 9138 pieszych w 50 chorągwiach
- od 2500 do 2697 kawalerzystów w 21 chorągwiach
Czyli łącznie od 10 868 do 11 835 żołnierzy.
Liczebność armii Chodkiewicza chyba najbardziej kompetentnie oszacował on sam, pisząc trzy dni po bitwie do króla Zygmunta III Wazy, że dysponował w niej około 3700 żołnierzami.
Szacunki te wskazywałyby na trzykrotną przewagę Szwedów. Tyle że w rzeczywistości tak wielką ona być nie mogła. W tego typu zestawieniach pomija się obecność luźnej czeladzi wojsk Rzeczpospolitej.
Luźna czeladź to uzbrojeni i przygotowani do walki ludzie, którzy w wojsku zwykle pełnili zadania pomocnicze, takie jak zdobywanie żywności, zajmowanie się bronią rycerzy, dbanie o konie, powożenie wozami. Ale gdy trzeba było, brali także udział w działaniach bojowych: szturmowali zamki, bronili obozu, kopali rowy, a nawet walczyli jak regularna armia w otwartym polu. Byli realną siłą bojową, której jednak nie liczono do grona żołnierzy, a to dlatego, że luźnym nie wypłacano żołdu. Dlatego zwykle pomija się obecność tych ludzi w opracowaniach. A jeśli już się o nich pisze, to znacząco zaniża ich liczebność.
Wojska Chodkiewicza rozbiły pod Kircholmem obóz przygotowując się do walki. Na polu bitwy znalazło się ponad 2 tys. kawalerzystów polskich i litewskich (najpewniej około 2,3-2,4 tys). Nie wliczam do szacunków kawalerzystów kurlandzkich, którzy przybyli tuż przed bitwą sami, czyli bez wozów i ciurów. Dlatego moim zdaniem liczebność luźnej czeladzi należałoby oszacować na mniej więcej 5 tys. Co wraz z żołnierzami daje około 9 tys. uzbrojonych i zdolnych do walki ludzi.
Z drugiej strony wiemy, że Szwedzi, aby stoczyć bitwę, opuścili swoje obozy, które były rozbite pod Rygą. Zostawili w nich nielicznych żołnierzy. Najpewniej także i służbę obozową (jeśli nie całą, to jej zdecydowaną większość), która miała pilnować i w razie czego bronić obozów przed mieszczanami. To oznacza, że w samej bitwie szwedzka przewaga liczebna nie była aż tak wielka, jak to się podaje.
Fortel Chodkiewicza
W godzinach porannych 27 września 1605 roku wrogie armie uszykowały się do walki. Nie nacierały jednak na siebie przez kilka godzin, gdyż obie zajęły dogodne dla siebie pozycje i żadna nie chciała ich opuścić. Do południa trwały tylko harce, czyli starcia, czy to pojedynczych żołnierzy, czy też małych oddziałów. Widząc niechęć Szwedów do ataku, Jan Karol Chodkiewicz nakazał swoim żołnierzom pozorowaną ucieczkę. Szwedzi opuścili swe pozycje, rzucili się w pogoń na otwartym polu i złamali szyk.
W ten sposób wpadli w pułapkę. Weszli na teren, który umożliwiał skuteczną szarżę kawalerii. I o to Chodkiewiczowi, którego główną siłą uderzeniową stanowiła husaria, chodziło.
Obraz Petera Snayersa z 1619 r. przedstawiający bitwę pod Kircholmem fot. domena publiczna
Do niedawna debatowano nad kierunkiem pozorowanej ucieczki. Profesor Henryk Wisner, autor cennej monografii bitwy podejrzewał, że pozorowano odwrót do obozu. Okazuje się jednak, że kierunek był odwrotny. Jak bowiem pisał rotmistrz Jan Rudomina, a którą to relację odkryłem kilka lat temu:
"W Inflanciech tym fortelem [pozorowanej ucieczki] napadł [Chodkiewicz] sam na Szwedy, Wrzkomo odbiegł Obozu [swojego]" .
Rzuca to nowe światło na dotychczasowy obraz bitwy. O ile bowiem kierunek "ucieczki" do obozu oznaczałby połączenie broniących go bardzo licznych luźnych czeladników i będących dotąd w polu żołnierzy, czyli skupienie wszystkich sił, o tyle "ucieczka" żołnierzy od swojego obozu oznaczała rozłączenie sił. W tym drugim przypadku dowodzący Szwedami książę Karol mógł faktycznie liczyć na zwycięstwo. I tylko w tym przypadku. Bo przecież nie wtedy, gdy skupiona armia stanęłaby w jeszcze bardziej obronnej pozycji, czyli za rzędem (być może okopanych) wozów.
Starcie królów Szwecji
Wspomniałem powyżej o głównodowodzącym wojskami szwedzkimi, czyli księciu Karolu. W opracowaniach powszechnie nazywa się go królem Karolem IX. Był nim faktycznie, ale tylko dla Szwedów, którzy uznawali jego władzę. Dla walczących pod Kircholmem żołnierzy Rzeczypospolitej, królem szwedzkim był Zygmunt III Waza, a jego stryj książę Karol Sudermański, który de facto pozbawił go władzy w Szwecji, był tylko uzurpatorem na tronie. Wiąże się z tym słynny epizod, zakończony tragicznie dla jego bohatera.
26 września, czyli w przeddzień bitwy, w trakcie uczty urządzonej przez księcia Karola, przyprowadzono pochwyconego jeńca z armii Chodkiewicza. Był to towarzysz husarski Paweł Krajewski. Jego pełna godności postawa i wspaniały wygląd zjednały mu uznanie w oczach dowódców szwedzkich. Nie chcąc doprowadzić do obniżenia morale własnej armii przed spodziewanym starciem, Karol zwracając się do jednego z nich rzekł:
"Włóż i ty na siebie wilczą skórę a będziesz równie strasznym. Może być takich kilkunastu."
Wtedy Krajewski dumnie stwierdził:
"Wojsko nasze, najjaśniejszy książę, jest szczupłe, zmordowane pochodem, nie liczące jak półczwarta tysiąca [3500] ludzi, atoli hetman mój i w tej małości bitwę z wami stoczyć jest gotów."
Będący w rękach szwedzkich Krajewski, zwracając się do Karola "najjaśniejszy książę", a nie "Wasza Królewska Mość" ryzykował życiem. I faktycznie stracił je.
Po klęsce, którą Karol poniósł pod Kircholmem, uciekł na okręt zacumowany w pobliżu Rygi. Wkraczając na jego pokład, mszcząc się, czy to za swą porażkę, czy też za zuchwalstwo husarza, zabił dumnego jeńca.
Kto wygrał pod Kircholmem?
Odrębnym zagadnieniem jest to, jaką armią dowodził hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz. Niektórzy historycy piszą, że polską, inni, że litewską. Jeszcze inni, że litewsko-polską. Czasami zwolennicy tych terminów toczą zażarte debaty na ten temat. A kto ma rację? Właściwie każdy z nich, choć ze względu na udział żołnierzy kurlandzkich w bitwie, chyba najlepsze jest określenie "armia Rzeczypospolitej", albo "armia Zygmunta III Wazy", bądź też "armia Chodkiewicza".
Zaciągi do tej amii prowadzono, i w Polsce, i na Litwie. Kilkuset konnych przyprowadził również wasal króla polskiego Fryderyk, książę Kurlandii i Semigalii. Tak więc skład etniczny armii był mieszany. Dominowali w niej jednak ludzie mówiący językiem polskim, bo nawet litewska szlachta na co dzień posługiwała się właśnie polskim. To co najważniejsze, to jednak nie skład etniczny wojska, czy język większości żołnierzy, ale to, kto je opłacał i komu służyło.
Otóż wojsko to służyło królowi polskiemu i wielkiemu księciu litewskiemu w jednej osobie, czyli Zygmuntowi III Wazie. A opłacane było tak przez skarb koronny (Królestwa Polskiego), jak i litewski (Wielkiego Księstwa Litewskiego). Udział niezależnych finansowo od Korony i Litwy wojsk kurlandzkich pozwala i im dołączyć do ojców kircholmskiego sukcesu.
Kluczowe zwycięstwo
Bitwa pod Kircholmem jest godna uwagi z wielu względów. Zanim się rozpoczęła, armia Rzeczypospolitej przemaszerowała około 125 km w dwa dni. Był to wyczyn wyjątkowy, bo składała się ona nie tylko z kawalerii, ale również z piechoty, licznych wozów i na dodatek ciągnęła ze sobą działa. Tak forsowny marsz musiał odbić się na siłach żołnierzy i koni. Te ostatnie pod koniec drogi miały być tak zmęczone, że nie chciały już iść. Na szczęście, zanim rozpoczęła się bitwa, ludzie i rumaki mieli całą noc na odpoczynek.
Innym powodem, dla którego bitwę tę uważano za niezwykłą, było rozbicie w niej pikinierów, czyli spiśników. W zachodniej Europie rozbicie kawalerią spiśników uważano za rzecz niemal niewykonalną. A tymczasem, jak odnotowało polskie źródło, husarze: "napadli na spiśniki, bo inaczej nie mogło być, przełomili nieprzyjaciela, nie bez szkody swej."
Co więcej, mimo że wojsko Chodkiewicza poniosło pewne straty (jak pisał do króla hetman: "ludzi W.K.M. [Waszej Królewskiej Mości] do sta zginęło: wiele rannych: więcej koni pobitych odeszło"), to większa część armii szwedzkiej legła na polu bitwy i w trakcie ucieczki.
Według relacji Bodeckera, w okolicach Kircholmu mieszczanie ryscy pochowali 8983 ciała. Szwedzkie straty były jednak wyższe, gdyż niektórzy z nich utonęli w Dźwinie i zmarli z ran po bitwie.
Na jednego poległego w armii Chodkiewicza przypadało około 100 zabitych w armii księcia Karola. Tak dramatyczna różnica w stratach była typowa, gdy jedna ze stron uległa panice i rzucała się do bezładnej ucieczki.
Wynik bitwy był więc z wielu powodów ewenementem. Sława hetmana i jego wspaniałej wiktorii dotarła nawet do Persji. Zewsząd nadchodziły gratulacje dla polskiego króla. Złożyli je między innymi papież Paweł V, cesarz Rudolf II, król Anglii Jakub I, sułtan Ahmed I i szach perski Abbas I.
Bitwa pod Kircholmem była nie tylko spektakularnym zwycięstwem taktycznym. Uratowała także Rygę, czyli jeden z głównych portów Rzeczypospolitej. Tak więc nie tylko z taktycznego, ale również z operacyjnego punktu widzenia był to olbrzymi sukces wojsk Zygmunta III Wazy.
dr Radosław Sikora dla Wirtualnej Polski