Bitwa o Charków. Zatrważające słowa Polaka walczącego w ukraińskiej armii
Rosja już teraz mogłaby dokonać przełomu na froncie, ale wolą zniszczyć ukraińską armię - ocenił w rozmowie defence24.pl Polak walczący w szeregach ukraińskiej. Jednocześnie coraz więcej nieoficjalnych informacji wskazuje, że przyszłym celem Rosjan może być zdobycie Charkowa, drugiego co do wielkości miasta Ukrainy.
10.04.2024 20:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rosyjska armia prowadzi wojnę, wysyłając do walki gorszy jakościowo sprzęt wojskowy jak czołgi T-55 oraz posyłając do szturmu "niepotrzebnych ludzi" wywodzących się z azjatyckich republik. Tyle wystarczy, by zadawać bolesne straty ukraińskiej armii. Nowocześniejszy sprzęt jest oszczędzany z myślą o nadchodzącej ofensywie. Taki obraz wydarzeń na froncie w Ukrainie przedstawia Michał Lipski, polski żołnierz walczący w ukraińskiej armii.
- Z tego co widzę, spokojnie mogliby przerwać front już z obecnymi zasobami, ale z jakiegoś powodu tego nie robią. Wolą ciężkie walki na wyniszczenie. Oni doszli do tego, że nie chcą tylko zająć teren, ale chcą zniszczyć ukraińską armię i populację. To takie ludobójstwo żołnierzy ukraińskich na froncie - mówi portalowi defence24.pl.Polak, który bierze udział w walkach od początku konfliktu.
Jego zdaniem Rosja ma przewagę w uzbrojeniu i amunicji, a ukraińska armia pogrąża się w kryzysie: - Pomału się zbieram (do powrotu do kraju - red.). Po prostu nie bardzo widać sens tej roboty. Trzeba wracać i naszych ogarniać, żeby choć trochę byli gotowi - gorzko podsumowuje polski żołnierz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szykuje się bitwa o Charków
Słowa żołnierza wzbudziły dyskusję wśród polskich ekspertów wojskowych. Jedni szacują, iż Rosjanie nie mają wystarczających sił do dokonania przełomu, drudzy sądzą, że to pasuje do rosyjskiego stylu walki. Zapewne rosyjska ofensywa ruszy, dopiero gdy ukraińska armia zostanie wykrwawiona.
W rosyjskich i ukraińskich mediach od pojawiają się doniesienia, że strategicznym celem na najbliższe miesiące może być zdobycie Charkowa, drugiego co do wielkości miasta Ukrainy (1,4 mln mieszkańców). Było ono celem początkowego etapu wojny w 2022 roku, ale zdołało się obronić. W ostatnich tygodniach Rosja nasiliła rakietowe i bombowe ataki na Charków, co może być wstępem do ofensywy. Odcinając prąd, siejąc terror, zmusza się mieszkańców do wyjazdu - w wojskowym nazewnictwie to izolacja przyszłego pola walki.
- Zdobycie Charkowa umożliwiłoby Rosjanom uczynienie z miasta stolicy okupowanej wschodniej Ukrainy. Zyskiem militarnym byłoby uniemożliwienie dywersyjnych ataków z terytorium Ukrainy na Biełgorod i Kursk. - komentuje dla WP gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych w Polsce i analityk wydarzeń na wojnie w Ukrainie.
- W ostatnich miesiącach Rosjanie budowali przewagę, natomiast bardzo poważny kryzys ukraińskiej armii wynika m.in. z braku ludzi, amunicji. Do tego politycy z Kijowa spowodowali kolejne nieszczęście, osłabili morale armii. Świadczą o tym dodatkowo słowa ze wspomnianego wywiadu - dodaje gen. Skrzypczak.
Aktualnie linia frontu (kierunek Kupiańsk i Łyman) znajduje się około 100 km od Charkowa. Jednak Skrzypczak ostrzega, iż w razie dokonania wyłomu w ukraińskich liniach obrony tempo rosyjskich operacji może znacznie przyspieszyć. Do tej pory Rosjanie posuwają się naprzód za cenę utraty kilkuset do tysiąca żołnierzy dziennie (na całym froncie). Od strony granicy z Rosją do Charkowa jest tylko 30 km, dlatego wojskowi nie wykluczają uderzenia z kierunku wschodniego.
- Zdobycie rozległego miasta możliwe jest jedynie szybką i zaskakującą operacją, poprzez zmuszenie Ukraińców do odwrotu. Trudno ocenić, na ile to realne. Okrążenie Charkowa i walki uliczne wiązałoby się z kolosalnymi stratami, zbyt wysokimi nawet dla Rosji - komentuje dalej gen. Skrzypczak.
Tymczasem w rosyjskiej telewizji propagandyści już jasno ogłosili cel. Aby złamać wolę Ukraińców, Charków ma stać się miejscem niezdatnym do zamieszkania.
"Już jedziemy tam, do Charkowa"
"Ci, którzy w pobliżu Biełgorodu i Kurska chronią granice przed ostrzałem Sił Zbrojnych Ukrainy, zostaną wysłani do oblężenia, a ich miejsce zastąpią poborowi i rezerwiści" - alarmował pod koniec marca rosyjski niezależny portal Verstka. Zdaniem autorów powołujących się na nieoficjalne informacje od czterech urzędników ministerstwo obrony przeprowadzi mobilizację, właśnie w celu zebrania sił do okrążenia Charkowa.
- Już tam jedziemy, do Charkowa - powiedział Verstce jeden z oficerów Sił Powietrznodesantowych. Tłumaczył, że żołnierze z jednostek zajmujących pozycje przy froncie mieliby przed kolejną rotacją dojść do ukraińskiego miasta. - O ataku na Charków mówi się od dawna. Ale rozumiecie, że w rzeczywistości wymaga to ogólnej mobilizacji - wyjaśniał informator.
Na spekulacje o przygotowaniach do ataku głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Ołeksandr Syrski uspokajał, że trwają przygotowania do obrony. - Podejmujemy wszelkie środki, by adekwatnie reagować na taką możliwość. Obecnie przeprowadzamy duże prace dotyczących fortyfikacji terytorium i pozycji, tworzymy kompleksowy system umocnień, prowadzimy planowe prace dotyczące użycia naszych wojsk w przypadku takich działań - zapewnił gen. Syrski.
Kilka dni temu z budową fortyfikacji w obwodzie charkowskim zapoznał się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. - Wzmocnienie tego kierunku jest bardzo ważne. (...) Cel Rosji jest absolutnie oczywisty. Chcą wypchnąć ludzi z Charkowa. Wszystko, czego dotknie Putin, zamienia się w ruinę. Musimy zrobić wszystko, co możliwe i co niemożliwe, aby chronić nasze miasta i gminy - oświadczył polityk.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski