ŚwiatBirma. Policja pacyfikuje demonstrantów. Są ranni, kobieta w stanie krytycznym

Birma. Policja pacyfikuje demonstrantów. Są ranni, kobieta w stanie krytycznym

Birmańska policja zaostrzyła działania wobec protestujących przeciwko wojskowemu puczowi. Miejscowe media donoszą, że strzela do tłumu z gumowej i ostrej amunicji. Są ranni. Wiele osób zostało zatrzymanych.

Birma. Policja pacyfikuje demonstrantów. Są ranni, kobieta w stanie krytycznym
Birma. Policja pacyfikuje demonstrantów. Są ranni, kobieta w stanie krytycznym
Źródło zdjęć: © Getty Images
Violetta Baran

Dziesiątki tysięcy Birmańczyków demonstrują od kilku dni na ulicach wielu miast przeciwko zamachowi stanu z 1 lutego. Armia obaliła demokratycznie wybrany rząd i przejęła władzę w kraju.

W stolicy Birmy, Naypyidaw, policja oddała w niebo strzały ostrzegawcze ostrą amunicją i użyła gumowych kul przeciwko demonstrantom, którzy mimo zakazu i ostrzeżeń nie przerwali demonstracji. Do szpitala trafiły tam co najmniej cztery osoby, w tym ranna w głowę kobieta w stanie krytycznym - podała agencja Reutersa.

Natomiast według birmańskiego magazynu "Frontier Myanmar” i portalu Irrawaddy policjanci strzelali do protestujących również ostrą amunicją. "Frontier Myanmar” podał, powołując się na lekarza z Naypyidaw, że kobieta w wieku około 20 lat z raną postrzałową głowy walczy o życie na intensywnej terapii.

Co najmniej dwóch demonstrantów zostało rannych w Mandalaj, drugim co do wielkości mieście Birmy, gdzie policja użyła przeciwko tłumowi gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych kul. Pojawiły się też doniesienia o około 40 aresztowanych - podał z kolei Irrawaddy.

Portal podkreśla, że do poniedziałku policjanci powstrzymywali się generalnie od używania przemocy przeciwko protestującym, ale we wtorek ich taktyka się zmieniła. W Rangunie i Mandalaj wprowadzono godzinę policyjną od godz. 20 do 4 rano, a na niektórych obszarach kraju zakazano zgromadzeń z udziałem ponad czterech osób.

Nastrojów nie ostudziło poniedziałkowe wystąpienie telewizyjne przywódcy junty, gen. Min Aung Hlainga. Generał przekonywał, że przejęcie władzy przez armię było konieczne dla ochrony procesu demokratycznego przed oszustwami, do jakich dochodziło jego zdaniem podczas listopadowych wyborów parlamentarnych.

Min Aung Hlaing ponowił również zapewnienie, że tymczasowy rząd wojskowy przeprowadzi nowe wybory i przekaże władzę ich zwycięzcom. Junta ogłosiła, że stan wyjątkowy ma potrwać przez rok. Wielu Birmańczyków obawia się jednak, że przejęcie władzy przez armię może być początkiem długotrwałej, represyjnej dyktatury, podobnie jak stało się w wyniku zamachów stanu z 1962 i 1988 roku.

Uczestnicy protestów domagają się przywrócenia obalonego rządu Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD) i uwolnienia jej przywódczyni, uwielbianej przez tłumy laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi, aresztowanej przez wojsko i oskarżonej o nielegalne posiadanie krótkofalówek.

Obecne demonstracje są największymi w Birmie od 2007 roku, gdy wspierana przez buddyjskich mnichów "szafranowa rewolucja” zapoczątkowała proces stopniowego rozluźniania wojskowej dyktatury i przekazywania władzy cywilnym rządom. Ten proces został nagle przerwany przez zamach stanu z 1 lutego.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)