Biedronka podczepia się pod 100-lecie niepodległości. Jeden szczegół może oburzyć patriotów
W setny dzień roku, w którym Polska obchodzi stulecie odzyskania niepodległości, Biedronka ruszyła z patriotyczną promocją. Wystarczyło kupić pięć produktów z listy promowanych towarów, a nagrodą był bon o wartości nawet 50 złotych.
Sądząc po komentarzach na Facebooku sieci handlowej akcja już zapowiada się jako hit. Nie chodzi tylko o same bony. Badania marketingowe Instytutu Jagiellońskiego pokazują, że Polacy lubią się angażować w akcje sprzedażowe poparte patriotycznym kontekstem. Wystarczy dodać flagę, hasło "produkt polski" i już towar szybciej schodzi z półek.
Dlaczego sieci organizują takie akcje, wyjaśnił wywiadzie dla WP.pl profesor Grzegorz Mazurkek, ekspert marketingu, Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Ziemniaki na niepodległość
Jak działała promocja Biedronki? Należało kupić minimum pięć z listy 100 towarów objętych akcją. W zamian klient otrzymywał voucher o wartości równej promowanym produktom. Jednak maksymalna wartość prezentu może wynieść 50 zł. Drugie zastrzeżenie dotyczy tego, że wykorzystać go, będzie można dopiero w maju, najwcześniej 2 maja, czyli w Dzień Flagi RP. Sprytni i zaangażowani klienci mogli ubierać dowolną ilość voucherów. Później zrealizować każdy z nich, płacąc już za zakupy zaledwie 1 zł.
"Uczestnik, który otrzymał Voucher o wartości 40 zł może go wykorzystać dokonując jednorazowego zakupu (na jednym paragonie) za minimum 41 zł" - tłumaczy Biedronka w regulaminie.
Pojawiły się jednak pierwsze problemy. Akcja niefortunnie trwała tylko 10 kwietnia. Można odnieść wrażenie, że "100 dni na setną rocznicę" Biedronki zostało przyćmione przez inną rocznicę - 8 lat od katastrofy w Smoleńsku. Inna sprawa, że klienci bombardowali sieć sklepów uwagami, że w niektórych sklepach brakuje oznaczonych "niepodległościowych produktów". Co jest na liście? Mleko, cukier, jogurty, chleb, polędwica sopocka, a nawet mortadela i ziemniaki.
- Akcja „100 na 100” miała inny cel. Wybraliśmy do niej produkty będące reprezentantami różnych kategorii, od nabiału po artykuły gospodarcze. Braliśmy pod uwagę popularność produktów wśród naszych klientów tak, by ta promocja jak najlepiej odpowiadała ich aktualnym potrzebom - komentują przedstawiciele Biedronki.
Wojna o naszość pod biało-czerwoną flagą
Dokładnie na takim samym nierozważnym doborze produktów potknął się Lidl w promocji "tydzień polski", zorganizowanej w maju 2017 roku. Internauci wychwycili wówczas, że za wodą marki Żywiec ukrywa się wywodząca się z Francji firma Danone. Podali szereg innych przykładów, marek zagranicznych firm wykorzystujących polskie korzenie. Klub Jagielloński zarzucił Lidlowi, że w chwili renesansu patriotyzmu gospodarczego w Polsce zagraniczna sieć próbuje "ogrzać się” w cieple patriotycznego trendu. Zdaniem ekspertów klubu kampania mogła wprowadzić wielu konsumentów w błąd. Domagali się interwencji UOKiK, podkreślając, że reklamuje się marki zagranicznych koncernów jako polskie.
Można uznać to za czepialstwo, jednak wcześniej po interwencji posłanki PiS Krystyny Pawłowicz oraz UOKiK z podobnych praktyk zrezygnował niemiecki Kaufland. Sieć handlowa zadeklarowała zmianę haseł reklamowych reklamowy w swoim sklepie. Zmiana polegała na zaniechaniu posługiwania się sformułowaniem "nasze" w odniesieniu do polskich produktów. Posłanka Pawłowicz atakowała że w przypadku Kauflandu "nasze" oznacza niemieckie. Tym samym sklep nie może dla zysku podszywać się pod polskiego przedsiębiorcę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl