PolskaBiałostocki proboszcz od "wezwania do zapłaty" przeprosił. "Kartki więcej nie będą wysyłane"

Białostocki proboszcz od "wezwania do zapłaty" przeprosił. "Kartki więcej nie będą wysyłane"

Białostocka rada parafialna, za zgodą swojego proboszcza, zażądała od wiernych "zaległych" płatności na rzecz Kościoła. Wezwania zbulwersowały parafian. Duchowny musiał tłumaczyć się przed arcybiskupem, ale konsekwencji nie poniesie.

Białostocki proboszcz od "wezwania do zapłaty" przeprosił. "Kartki więcej nie będą wysyłane"
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański
Magdalena Nałęcz-Marczyk

- W ubiegłym tygodniu ksiądz proboszcz spotkał się z księdzem arcybiskupem. Przyznał, że kierował się dobrą intencją, chciał „zmobilizować parafian” i wysłał kilka takich kartek, ale wybrał niewłaściwą formę. Przeprosił. Kartki więcej nie będą wysyłane - powiedział w rozmowie z portalem wspolczesna.pl ks. Andrzej Dębski, rzecznik Kurii Metropolitalnej Archidiecezji Białostockiej.

Sprawa wyszła na jaw w zeszłym tygodniu. Na portalu społecznościowym jeden z mieszkańców Białegostoku opublikował "serdeczną prośbę" skierowaną do jego matki. Rada parafialna i proboszcz jednej z białostockich parafii wezwali kobietę do "niezwłocznego uregulowanie zaległości" za kilka lat.

Chodziło o "dobrowolne ofiary na utrzymanie parafialnego kościoła". Jak wytłumaczono, zbliżają się "wielkie inwestycje zaplanowane przez ks. proboszcza". Przedstawiciele rady parafialnej podkreślili też w piśmie, że "utrzymanie kościoła parafialnego jest obowiązkiem każdej rodziny".

To nie koniec sprawy. Do akcji wkracza policja

Podobne "prośby" otrzymały inne rodziny. W tym rodzice Moniki Anuszkiewicz.- Przyjmowali kolędę, ale dawali ofiarę tylko za kolędę. Za każdym razem proboszcz chciał jeszcze pieniędzy na kościół, ale moich rodziców nie było na to stać. Otwarcie mówili o tym proboszczowi. Wtedy on proponował, żeby tato przyszedł odrobić te pieniądze, pracując na rzecz kościoła. To bardzo przykre. Kapłan nie powinien tak się zachowywać - powiedziała kobieta w rozmowie z dziennikiem "Fakt".

Sprawą zainteresowały się jednak organy ścigania. Jak podaje portal wspolczesna.pl, w Warszawie na "ślad listów proboszcza" wpadli "specjaliści od czytania postów z portali społecznościowych". Policja bada, czy nie doszło do oszustwa.

Źródło: wspolczesna.pl, poranny.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (205)