ŚwiatBiałoruski dziennik krytykuje wystąpienia rywali Łukaszenki

Białoruski dziennik krytykuje wystąpienia rywali Łukaszenki

Dziennik "Sowietskaja Biełorussija" skrytykował telewizyjne wystąpienia rywali Alaksandra Łukaszenki w
wyborach prezydenckich - Alaksandra Milinkiewicza i Alaksandra
Kazulina. Według gazety, Milinkiewicz był nijaki, a Kazulin przypominał komika.

23.02.2006 | aktual.: 23.02.2006 13:50

W artykule redakcyjnym, zatytułowanym "Urodzeni, by padać, nie polecą", dziennik uznał, że Milinkiewicz nie przedstawił konstruktywnego programu, tylko banały "dla nieuświadomionej publiczności", a reżyseria jego wystąpienia "była trywialna".

Według "Sowietskoj Biełorussii", która jest organem administracji prezydenta, wspólny kandydat sił demokratycznych był spokojny, gładki, miękki, "próbował wyglądać na głęboko myślącego", a po jego wypowiedzi nic nie zostało w pamięci. Dziennik przyrównał Milinkiewicza do Uładzimira Hanczaryka, wspólnego kandydata opozycji z wyborów prezydenckich w 2001 roku, który przegrał z Łukaszenką.

Milinkiewicz to "zwykły człowiek w średnim wieku, z pewnością rodzinny i przyjemny rozmówca" - opisuje "Sowietskaja Biełorussija". "Ale trudno zrozumieć, że takich przyjemnych rozmówców pcha się do udziału w wyborach prezydenckich. Przecież prezydentura na Białorusi to nie cicha przystańprzystań w rodzaju katedry na uniwersytecie w Grodnie" - zaznacza.

Byłego rektora mińskiego uniwersytetu, Kazulina dziennik ocenił jako typ człowieka, który "mobilizuje wszystkie zasoby moralne i fizyczne", by dorwać się do władzy, stosując najbardziej ekstrawaganckie metody.

Wypomniał mu, że jako minister należał do najbardziej ugodowych członków rządu. Według gazety, gdyby prezydent Łukaszenka "nie odegnał (Kazulina) od koryta", to po dziś dzień pozostałby on najbardziej lojalnym i wiernopoddańczym wyznawcą "generalnej linii".

"Sowietskaja Biełorussija" ocenia, że Kazulin szarżował, robiąc miny na wzór Louisa de Funesa. "I ten człowiek uważa, że znajdzie się na Białorusi ktoś, kto mu uwierzy i uzna, że można mu powierzyć losy kraju?" - pyta dziennik.

Wypomina Kazulinowi, że "w ekstazie podarł" na ekranie egzemplarz "Sowietskiej Biełorusii" ze zdjęciem prezydenta na pierwszej stronie, podpisanym "My wybieramy!". "Dobrze chociaż, że nie zjadł" - skomentowała gazeta.

"Kiedy w duszy nie ma pomysłów i idei, poza jasnym marzeniem, by usadzić się w wielkim fotelu, pozostaje tylko podrzeć publicznie gazetę" - dodała.

Kandydaci na prezydenta do tej pory nie pojawiali się w mediach, w telewizji i w prasie praktycznie nie wspominano nawet ich nazwisk. Po oficjalnej rejestracji Centralna Komisja Wyborcza przydzieliła im dwa raz po pół godziny czasu antenowego w telewizji i tyle samo w radiu.

Wystąpienia kandydatów są najpierw nagrywane. Wbrew uprzednim obawom, nadanych w środę wypowiedzi Milinkiewicza i Kazulina nie ocenzurowano, jak przyznali przedstawiciele ich sztabów wyborczych.

Wystąpienia są jednak ograniczone wieloma regułami: kandydatom nie wolno puszczać klipów wyborczych ani zaprosić do studia żadnych innych osób, pozostaje im tylko siedzieć za biurkiem i przemawiać do kamery.

Milinkiewicz przyjął w tej sytuacji formułę odpowiedzi na pytania, jakie otrzymywał na kartkach od przyszłych wyborców na spotkaniach, organizowanych podczas wizyt w licznych miastach Białorusi.

Bożena Kuzawińska

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)