PolskaBez domów i pieniędzy

Bez domów i pieniędzy

Za mieszkania, które nigdy nie zostały wybudowane, ludzie zapłacili po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Od ponad trzech lat próbują odzyskać pieniądze. Nie wierzą już w zapewnienia kolejnych władz spółdzielni mieszkaniowej Saga i w najbliższych dniach skierują sprawę do sądu.

Bez domów i pieniędzy
Źródło zdjęć: © Gazeta Wrocławska | W. Wilczyński

25.01.2004 10:23

Beata i Janusz Bieleccy w 1999 r. wpłacili do kasy Sagi 35 tysięcy zł. Ich znajoma, Julia Stefanowska – 45 tysięcy, bo jej mieszkanie miało być większe, 80-metrowe. Kilkadziesiąt innych osób wpłacało od 20 do 50 tysięcy zł. Problem dotyczy ok. 90 osób. Zapomniane szkielety czterech niedokończonych domów stoją na Maślicach do dziś, choć miały zostać zburzone już w 2000 r.

– W sumie wszyscy wpłacili ok. 2 mln zł. Jakie mają szansę, że zobaczą swoje pieniądze? Takie jak ja, czyli prawie żadne. Spółdzielnia nie ma na koncie ani złotówki – rozkłada ręce Eligiusz Rodak, obecny, społeczny prezes Sagi. On też miał mieszkać na Maślicach i wpłacił do spółdzielczej kasy ponad 35 tysięcy zł. – Dziś nie dojdziemy do tego, przez kogo i na co dokładnie zostały wydane nasze pieniądze. Część na pewno na zakup gruntu. Ale nie mamy wszystkich dokumentów, zginęły gdzieś dane z komputera – przyznaje.

Eligiusz Rodak był inżynierem na budowie przy ul. Śliwowej. – Pozwolenie na rozpoczęcie inwestycji miało przyjść lada dzień. Gdy okazało się, że to nieprawda, przerwaliśmy pracę – wspomina. Teraz, po trzech latach ludzie mają już dość próśb o pomoc. Idą szukać sprawiedliwości w sądzie.

– Wspólnie oskarżają dawne władze spółdzielni, które zbierały od ludzi pieniądze, choć nie miały pozwolenia na budowę – mówi Eligiusz Rodak.

Stawiali na cudzym

Prace na Maślicach ruszyły w połowie 1999 r. Dopiero w marcu 2000 r. urzędnicy miejscy ujawnili, że spółdzielnia nie dość, że nigdy nie miała ostatecznego pozwolenia na budowę mieszkań, to część z nich stawia na gruncie należącym do gminy. Jakby tego było mało, miały to być mieszkania lokatorskie – sfinansowane z pieniędzy spółdzielców i preferencyjnego kredytu Banku Gospodarstwa Krajowego, który mieszkańcy mieli później spłacać. Tyle tylko, że Saga nigdy nie dostała kredytu.

Po ujawnieniu afery, nadzór budowlany natychmiast nakazał wstrzymanie robót, a następnie rozbiórkę rozpoczętych już budynków. Niedoszli mieszkańcy, którzy o całej sprawie dowiedzieli się z mediów, ruszyli szturmem na siedzibę spółdzielni. Odwołali jej ówczesny zarząd, lecz pieniędzy nie odzyskali.

A rozbiórka trwa...

Rozbiórka domów do dziś nie została ukończona. – Przepisy mówią jedynie, że musi ona zostać rozpoczęta i niezwłocznie przeprowadzona. Nie ma w nich jednak mowy o konkretnych terminach – przyznawali kilkakrotnie urzędnicy nadzoru budowlanego.

Mogli wprawdzie ukarać spółdzielnię za zwłokę, ale w praktyce oznaczałoby to karę finansową dla i tak już oszukanych członków spółdzielni. Istniała też szansa, że materiały budowlane, które uda się odzyskać, będą mogły zostać użyte ponownie, jeśli spółdzielnia uporządkuje sprawy własności gruntu i znajdzie pieniądze. – Prowadzimy rozmowy z firmą, która jest zainteresowana dokończeniem inwestycji. Ale musielibyśmy najpierw porozumieć się z gminą co do ewentualnej zamiany gruntów. Poprzedni zarząd Sagi próbował rozmawiać na ten temat z ówczesnym prezydentem miasta Bogdanem Zdrojewskim, ale się nie udało – mówi prezes Rodak.

Ale spółdzielcy są sceptyczni. – W ubiegłym roku jeździliśmy oglądać mieszkania do Kątów Wrocławskich, bo w zamian za grunt spółdzielni miał nas przejąć TBS Nasze Kąty. Ale z tego też nic nie wyszło – kończy Beata Kowalska.

Krzysztof Kamiński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)