Berlin "uważnie monitoruje sytuację na granicy". Konsekwencje afery mogą być poważne
Afera wizowa stanowi ogromny problem dla PiS. "Uważnie monitorujemy rozwój sytuacji na granicach" - przekazał WP rzecznik Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Berlinie. - Zachód może przestać uznawać wizy wydawane przez MSZ - obawia się były ambasador RP Andrzej Byrt, a Marek Prawda dodaje: - To unieważnia całą narrację PiS.
Afera wizowa zatacza coraz szersze kręgi. W piątek w pilnym komunikacie polskie MSZ poinformowało o zwolnieniu Jakuba Osajdy, jednego z dyrektorów resortu. To on był autorem pomysłu utworzenia centrum wizowego w Łodzi. Ministerstwo zapowiedziało także wypowiedzenie umów firmom outsourcingowym.
Głos w sprawie doniesień o handlowaniu wizami pracowniczymi przez polski MSZ zabrały już m.in. Departament Stanu USA i Komisja Europejska, która stwierdziła, że "zdaje sobie sprawę z samego 'modus operandi' i widzi potrzebę dokładnego śledztwa" w tej sprawie.
Zwróciliśmy się też o komentarz do Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Niemiec. Politycy w graniczących z Polską landach apelują bowiem do władz w Berlinie o wprowadzenie tymczasowych kontroli na granicach związanych z rosnącą presją migracyjną na granicy. Czy zatem afera wizowa będzie miała ewentualny wpływ na decyzję niemieckich władz o wprowadzeniu dodatkowych środków?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Afera wizowa rozlewa się poza MSZ. Poseł wskazuje kluczową osobę
"W dalszym ciągu uważnie monitorujemy rozwój sytuacji na granicach - również pod kątem wspomnianej kwestii wizowej - i kontynuujemy dialog z zainteresowanymi krajami związkowymi i sąsiednimi państwami w sposób adekwatny do sytuacji, co zostało również uzgodnione w rezolucji kanclerza federalnego z szefami rządów krajów związkowych z 10 maja 2023 r." - przekazał Wirtualnej Polsce rzecznik niemieckiego MSW Cornelius Funke.
"Tymczasowe przywrócenie kontroli na granicach wewnętrznych na dalszych odcinkach granicznych (poza lądową granicą niemiecko-austriacką) nie jest obecnie przedmiotem konkretnych rozważań Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Opiera się ono na przepisach dot. strefy Schengen i zawsze ma charakter ultima ratio. Decyzja o tym, czy wymogi prawne są spełnione, jest podejmowana indywidualnie dla każdego przypadku. Ze względu na wspomniany wyżej charakter ultima ratio, ważne jest, aby w pierwszej kolejności wykorzystać i dalej rozszerzać wszystkie możliwości współpracy krajowej i transgranicznej" - czytamy w przesłanym nam oświadczeniu.
"Gazety podniosą krzyk"
O ocenę sytuacji międzynarodowej zwróciliśmy się także do byłych ambasadorów RP i wiceszefów MSZ Andrzeja Byrta i Marka Prawdy. Zapytaliśmy dyplomatów także o to, jak najnowsze doniesienia przełożą się na wizerunek Polski - kreowany przez PiS - jako obrońcy granicy strefy Schengen.
- Niemcy muszą ustalić fakty, potem przyjdzie czas na reakcję - ocenia Andrzej Byrt, były ambasador RP w Berlinie w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Sam pisałem takie teksty i wiem, że wiele rzeczy się w nich wygładza. Bardziej jestem ciekaw, co napiszą na ten temat zachodnie gazety. Moim zdaniem one podniosą krzyk - komentuje z kolei Marek Prawda, następca Byrta na placówce w Berlinie. Dyplomata wskazuje, że rozgłos związany z wybuchem afery to w dużej mierze zasługa samego PiS-u, który walkę z migracją wyniósł na swoje sztandary.
- Gdyby ten rząd siedział cicho i tylko miał pewne rozterki w kwestii uchodźców, to to, co się teraz wydarzyło, nie wzbudziłoby takiego zainteresowania. Uważam, że będzie to jednak bardzo komentowane w Europie. Nawet jeżeli tylko część z tych doniesień się potwierdzi - zaznacza.
- Z mojej perspektywy rząd zasłynął z braku przyzwoitości wobec uchodźców i jeszcze się tym chwalił. Dlatego wszyscy będą szczególnie zainteresowani komentowaniem afery - dodaje.
Ambasador Byrt wskazuje, że trudno jeszcze ocenić, jakie będą konsekwencje, jednak na pewno ucierpi na tym polska dyplomacja. - Europa może się zdenerwować. Trudno jeszcze przewidzieć, jakie dokładnie będą decyzje. Jedno jest pewne, że na Zachodzie nastąpiło podważenie zaufania do instytucji, jaką jest MSZ - zaznacza.
To z kolei może przełożyć się bezpośrednio na uznawanie wydawanych przez Polskę dokumentów. - Zachód może przestać uznawać wydawane przez MSZ wizy. Mogłoby to skutkować tym, że osoby, które będą się nimi legitymować w krajach strefy Schengen zostaną na koszt polskiego podatnika zawrócone do Polski - podkreśla rozmówca WP.
"Unieważnia całą narrację PiS"
Afera wizowa stanowi wizerunkowy problem dla PiS świadczy o tym m.in. zablokowanie występu posła PiS w programie WP "Tłit". Gościem Michała Wróblewskiego miał być Marcin Porzucek, jednak jego występ w ostatniej chwili zablokowany został przez rzecznika PiS lub sztab wyborczy partii.
Sprzedawanie wiz i wpuszczanie setek tysięcy niezweryfikowanych migrantów mocno kłóci się z narracją PiS, według której Zjednoczona Prawica to twardy gracz broniący granic strefy Schengen.
- PiS uzurpowało sobie monopol na troskę o bezpieczeństwo obywateli. Jak to wygląda w zderzeniu z faktami, że za pieniądze, bez kontroli można było wpuszczać praktycznie każdego? - pyta Marek Prawda
- Już w 2015 PiS wykorzystywało migrantów do swoich celów politycznych. Wtedy Zachód traktował to jako sprzeniewierzenie się europejskim wartościom - przypomina dyplomata i wskazuje, że wybuch afery "odbiera powagę państwu, które posługiwało się tak zdecydowaną i niechętną wobec uchodźców retoryką".
- To unieważnia całą narrację PiS w tej i innych sprawach, gdzie występują jakieś moralne aspekty. Przypuszczam, że w Europie wiele osób będzie miało gorzką satysfakcję, że to cyniczne podejście się skompromitowało - dodaje były ambasador.
Afera wizowa. Co wiemy?
Przypomnijmy, były sekretarz stanu w MSZ Piotr Wawrzyk był odpowiedzialny za sprawy konsularne i wizowe. 31 sierpnia premier Mateusz Morawiecki odwołał go z tej funkcji; powodem decyzji - jak podał resort dyplomacji - był "brak satysfakcjonującej współpracy".
Prokuratura Krajowa poinformowała, że śledztwo, które prowadzi wraz z CBA, dotyczy nieprawidłowości przy składaniu wniosków o wydanie kilkuset wiz w ciągu półtora roku. Zaznaczyła przy tym, że zatwierdzona została mniej niż połowa tych wniosków. Badane nieprawidłowości dotyczą polskich placówek dyplomatycznych w Hongkongu, Tajwanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Indiach, Arabii Saudyjskiej, Singapurze, Filipinach i Katarze.
Jak ujawnił dziennikarz WP Patryk Słowik, powołując się na nieoficjalne źródła, kierownictwo MSZ musiało od dawna wiedzieć o wizowej korupcji. Z kolei Onet podał, że Wawrzyk miał pomagać swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych.
9 września CBA zatrzymało w sprawie kolejne osoby - podał w piątek po południu dziennikarz WP Szymon Jadczak. Jak ustalił, Mariusz G., były radny PiS i członek rady nadzorczej państwowej firmy Enea Elektrownia Połaniec, usłyszał zarzut płatnej protekcji. Pozostałe aresztowane osoby to przedsiębiorcy, którym współpracownik Piotra Wawrzyka obiecał pomoc w przyspieszeniu uzyskania pozwoleń na pracę dla pracowników z zagranicy.