"Nikt nie widział tylu zmarłych, co ja". Lekarz z Lampedusy oskarża

"Nikt nie widział tylu zmarłych, co ja". Lekarz z Lampedusy oskarża

20 czerwca 2021

Mówi o sobie, że nikt nie widział w życiu tylu zmarłych, co on. Migrantów, którzy nie zdążyli dopłynąć do brzegu i nikt im nie pomógł. - Jestem przekonany, że w przyszłości będzie z tego powodu nowa Norymberga - przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską Pietro Bartolo, włoski europoseł i lekarz z Lampedusy, który przez 30 lat ratował rozbitków przypływających do Europy. Dzisiaj jeszcze bardziej oskarża europejską politykę, jak twierdzi - "pełną cynizmu i hipokryzji".

Remigiusz Półtorak, Wirtualna Polska: Ma pan już dość?

Pietro Bartolo: - Zawsze miałem dość. Zawsze, kiedy widziałem, jak ludzie umierają, bo nie zdążyliśmy im pomóc, gdy chcieli dopłynąć do brzegu. Widział pan tę niedawną tragedię na Morzu Śródziemnym, kilka tygodni temu, kiedy zginęło 130 ludzi?

Właśnie do tego chciałem też nawiązać.

- Wszyscy wiedzieli, jaka jest sytuacja. Władze włoskie, Malta, Frontex, władze w Europie. Wszyscy. I nikt przez kilkadziesiąt godzin nie udzielił pomocy. Wszyscy umyli ręce. Dopuściliśmy do tego, żeby ci ludzie zginęli. Mówię: my, bo wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni.

Papież przy tej okazji mówił o wstydzie.

- Dokładnie. Że nadszedł czas wstydu. Ja wstydzę się od lat. Za każdym razem, kiedy widziałem, jak ludzie giną i nie byłem w stanie im już pomóc. Tak naprawdę nic się nie zmieniło, żeby uniknąć tylu śmierci. Ci nieszczęśnicy, którzy próbują dostać się do Europy, często nie mają alternatywy. A my pozwalamy, żeby umierali.

Rozmawialiśmy przed kilkoma laty, niedługo po największej fali migracyjnej do Europy w minionej dekadzie. Dlaczego do dzisiaj praktycznie nic się nie zmieniło?

- Bo jesteśmy bezradni, uciekamy od odpowiedzialności. Zatraciliśmy w tym taką zwykłą ludzką cząstkę, która dla mnie jest najważniejsza. To po pierwsze. Ale mówiąc jeszcze inaczej, bardziej egoistycznie, ludzie, którzy przybywają, są Europie potrzebni. A my nie potrafimy tego wykorzystać. Nie chcę mówić, że mogą nam się "przydać", bo to złe słowo, nieoddające istoty rzeczy. Prawdą jest jednak, że demograficznie Europa znajduje się w niebezpieczeństwie. Problem jest złożony, to prawda, ale jeśli dzisiaj, po kilkudziesięciu latach, nie potrafimy sobie poradzić z imigracją w sposób ludzki i cywilizowany, to znaczy, że nie zrozumieliśmy absolutnie niczego.

Jest coś, o czym nie może pan zapomnieć? Najbardziej tragiczny widok, od którego nie można się uwolnić?

- To było w 2013 roku, w październiku. Wyglądało, jakby na Lampedusę spadła jakaś hekatomba. Tylko jednego dnia zginęło 368 migrantów. Nie zdążyli dopłynąć, nikt nie przeżył. Dzieci, kobiety. Okropny widok, niezapomniany. Czułem się, jakbym był na wojnie. Pamiętam też inny niezwykle trudny moment. Widziałem, jak dziecko jest jeszcze połączone pępowiną ze swoją matką, a oboje już nie żyli. Chciałem, żeby spoczęli w jednym grobie. Straszne wspomnienie.

Obraz

Zgodzimy się chyba co do tego, że dotychczasowa strategia polityki imigracyjnej poniosła porażkę. Co jakiś czas wstrząsają nami kolejne tragedie jak ta, którą wspomnieliśmy. Tylko pytanie, jakie jest rozwiązanie? Po to pan poszedł do Parlamentu Europejskiego, żeby po 30 latach ratowania ludzi jako lekarz zmieniać rzeczywistość jako polityk.

- To prawda. Zrozumiałem, że to, co robiłem dotychczas – nawet jeśli było całym moim życiem – nie wystarczy. Że trzeba inaczej uświadamiać ludzi, że próba rozwiązania takich problemów wiedzie przez politykę. I właśnie staram się mówić, że popełniliśmy wiele błędów. Jeśli nie chcemy tu uchodźców, powinniśmy działać bardziej zdecydowanie, żeby mogli zostać u siebie; żeby nie musieli szukać ratunku gdzie indziej. Ze względu na wojny, ubóstwo czy prześladowania. Nie jesteśmy bez winy.

Europa niczego nie robi?

- Przy okazji każdej kolejnej tragedii na Morzu Śródziemnym słyszymy tylko o powtarzającym się obrzędzie bólu, który rzekomo przeżywamy. Krokodyle łzy. Dla mnie to jest śmieszne. Nie potrafimy zrobić rzeczy najbardziej elementarnej – uratować tych ludzi, którzy giną, bo nie zdążą dopłynąć do brzegu. Potem mogą być oczywiście różne rozwiązania – możemy ich przyjąć albo zawrócić, jeśli będą ustalone jasne zasady, ale najpierw ratujmy. To nasz obowiązek. Zgoda na taką śmierć, jak powtarzające się tragedie, jest niemoralna i niedopuszczalna. Podczas ostatniego wystąpienia w Parlamencie Europejskim mówiłem, że w przyszłości będzie z tego powodu nowa Norymberga.

Słyszałem. Wystąpienie było bardzo ostre. W Norymberdze toczyły się procesy przeciwko zbrodniom wojennym.

- Ale jestem przekonany, że tak może się stać. Polityka, którą prowadzimy, jest pełna cynizmu, ale też obojętności i egoizmu. Brakuje w niej humanizmu. Czy o to starali się założyciele Wspólnoty? Przecież nie.

Kto jest odpowiedzialny za taką sytuację?

- Przede wszystkim państwa członkowskie. Tu powinien być podział odpowiedzialności i solidarności. Zmiana w protokole dublińskim przewidywała ważną odpowiedź – dawała możliwość rozlokowania imigrantów we wszystkich krajach członkowskich, bo wszystkie tworzą Wspólnotę. Na takiej samej zasadzie Włochy, Malta, Grecja czy Polska. Solidarność jest zapisana w traktatach. Konkretnie w art. 80. Nie potrafimy tego wypełnić. Ale powtarzam – nie reagując, zaprzeczamy przede wszystkim wartościom humanistycznym.

Po ostatniej ogromnej fali przed kilkoma laty trudno też było dziwić się głosom, że nie można wpuszczać wszystkich w sposób niekontrolowany. Bo to był błąd.

- Nie jest prawdą, że mamy tu do czynienia z jakąś inwazją albo że ci biedni ludzie to nieprzyjaciele, którzy na dodatek przywożą do nas choroby zakaźne. Trzydzieści lat się nimi zajmowałem i nie doświadczyłem tego. To kłamstwo, że Europa powinna stać się fortecą, żeby zabezpieczyć się przed uchodźcami.

Obraz

Agencja Frontex stoi w założeniu na straży granic zewnętrznych UE.

- Nie jestem przeciwko tej organizacji. Granice Europy powinny być dobrze strzeżone, aby zapobiegać napływowi terroryzmu, handlu bronią czy narkotyków. Ale to są zadania, które powinny szanować prawa człowieka.

Podpisałby się pan dzisiaj pod obowiązkową relokacją? Ten pomysł nie spodobał w wielu krajach, także w Polsce.

- Dzisiaj podpisałbym się w imię tych samych zasad. Zjawisko migracji dotyczy całej Europy, a nie tylko krajów, które – ze względów geograficznych – znajdują się na granicach zewnętrznych Unii. Wszyscy się boją, ale problemem jest to, że od początku narracja jest błędna. Jeśli wszyscy migranci będą stłoczeni na Sycylii, Lesbos, Lampedusie czy jeszcze w innym miejscu, jest jasne, że właśnie w ten sposób będziemy tworzyć kolejne problemy.

Może nie aż tak bardzo jak wcześniej, ale ciągle mamy też argument ideologiczny albo religijny. Że Europę zalewa w ten sposób fala imigrantów z innych części świata; że Europa tego nie potrzebuje.

- Nie przekonuje mnie takie stawianie sprawy. Tu nie chodzi o ideologię, religię czy rasę, ale o ratowanie życia. To po pierwsze. Jeśli jednak nikogo u nas nie chcemy – uważam takie myślenie za błąd, ale przyjmijmy – trzeba dążyć do tego, aby w miejscach, skąd ci uchodźcy przybywają, pomagać w tworzeniu normalnych warunków do życia. Mamy przecież instrumenty do tego. Naprawdę myśli pan, że ktoś chce dobrowolnie opuszczać swoją ziemię czy rodzinę?

Nie mam wątpliwości, że mówienie o pochodzeniu etnicznym to problem zastępczy. Prawdziwym problemem jest dla nas demografia. Europa ma coraz mniej ludzi, a społeczeństwo, w którym nie ma naturalnej zmiany pokoleniowej, powoli umiera.

Czasami żartuję, choć nie ma tu powodów do śmiechu, że jak tak dalej pójdzie, Europa stanie się całkiem niedługo jednym wielkim domem opieki. Tak bardzo starzeje się nasze społeczeństwo. Nie zdajemy sobie sprawy, w jakim niebezpieczeństwie jesteśmy.

Pojawia się też inny zarzut. Najogólniej – że nie wszyscy chcą się integrować, że nie potrafią dostosować się do zasad, że to zarzewie potencjalnych ataków terrorystycznych.

- To bardzo ważny wątek, ale też trzeba go dobrze wyjaśnić i poważnie się zastanowić. Jeśli przyjmujemy migrantów w urągający sposób, w nieludzkich warunkach, jeśli ich całkowicie marginalizujemy, potem się dziwimy, że ktoś nie może się odnaleźć i czasami popada w skrajności. Dlatego tak ważna jest również konieczność integracji.

Rozmawiał Remigiusz Półtorak
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (528)