Beata J. bała się męża, wynajęła detektywa. Nowe fakty ws. tragedii w Poznaniu
- Narkotyki i alkohol zżarły mu mózg - tak o Tomaszu J. miała mówić jego żona. Pojawiają się nowe informacje w sprawie wybuchu gazu oraz brutalnego morderstwa w poznańskiej kamienicy.
W styczniu Tomasz J. spowodował wypadek w wyniku, którego ich syn Kacper został kaleką. Mężczyźnie nic się nie stało. Beata J. rozstała się z mężem, żądając pieniędzy na rehabilitację dziecka. Obwiniała mężczyznę o celowe spowodowanie wypadku.
Jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza", policja i prokuratura wiedziały o podejrzeniach kobiety, ale Ci nie chcieli w nie uwierzyć. – Jeśli Tomasz J. celowo wjechał w drzewo, by zabić swojego syna, to w grę wchodziłby tylko zarzut usiłowania zabójstwa. A to wiązałoby się ze złożeniem wniosku o aresztowanie. Jest tylko jeden problem: trzeba mieć dowody, a nie przypuszczenia - mówi jeden z poznańskich śledczych.
"GW" ustaliła również, że po wypadku Beata J. wynajęła prywatnego detektywa, który miał zbierać dowody, że jej mąż celowo wjechał w drzewo. - Mówiła, że narkotyki i alkohol zżarły mu mózg. Nie mówiła o nim po imieniu, tylko nazywała go psycholem - mówi przyjaciel zabitej kobiety w rozmowie z "Faktem".
To jednak nie wszystko. Jak informuje "GW", w protokole przesłuchania Beaty J. nie ma informacji, by kobieta bała się swojego męża. Wręcz przeciwnie - zeznała, że się go nie obawia. Tymczasem jej znajomi podkreślają, że kobieta bała się Tomasza J. – Uważała, że jest nieobliczalny. Nie rozumiemy, dlaczego tego nie ma w zeznaniach - opowiadają w rozmowie z dziennikiem.
– Gdybyśmy wiedzieli o obawach czy groźbach, moglibyśmy zaproponować jej ochronę. Po sprawie morderstwa w Żernikach żaden policjant raczej by tego nie zignorował – mówi nieoficjalnie jeden z oficerów wielkopolskiej policji.
Zobacz także: Kempa o zamieszaniu wokół ustawy o IPN: sztucznie wywołany problem
W sobotę tuż przed eksplozją para spotkała się w mieszkaniu w kamienicy przy ulicy 28 czerwca w Poznaniu. Tomasz J. miał przynieść gotówkę na leczenie syna. To wtedy doszło do tragedii. Mężczyzna okaleczył Beatę J., zabił ją, a następnie przy użyciu gazu doprowadził do wybuchu.
Bilans tragedii to 5 ofiar śmiertelnych i ponad 20 rannych. Tomasz J. przebywa teraz w szpitalu. Jego stan jest ciężki, przebywa w śpiączce. W szpitalu pilnuje go policja.
Źródło: "Fakt"/"Gazeta Wyborcza"