#bazarek, pistacje, ośmiorniczki i muszki, czyli o tym, jak omijać ciszę wyborczą
Cisza wyborcza? Nie w internecie, a zwłaszcza na Twitterze. Publicyści i dziennikarze na bieżąco informowali poprzez tweety z tagiem #bazarek "po ile chodzą dziś pistacje, a po ile pomidory". Wszystko po to, by informować jeszcze przed ogłoszeniem wyników exit polls, jak wygląda sondażowe poparcie partii w wyborach. I każdy kto załapał się do tej akcji, po wpisaniu: bazarek, mógł sprawdzić, która partia prowadzi.
Najpierw, przedstawiamy mały poradnik i słowniczek, jak na grać na nosie Państwowej Komisji Wyborczej podczas wyborów:
Przede wszystkim #bazarek, którym oznaczano wpisy, nawiązujące do sondaży. Następnie, wpisywano produkty i ich ceny na owym "bazarku". I w ten sposób: Prawo i Sprawiedliwość były to: pistacje, kaczki, kartofle, ziemniaki, Platforma Obywatelska: pomidory, ośmiorniczki, owoce morza, Zjednoczona Lewica: umywalki lub buraki, Kukiz '15: ciastka lub kukurydza, KORWiN: muszki, cukier, kurkuma, Nowoczesna: swetry, pietruszka, franki, Partia Razem: zrazy, chleb razowy, a Polskie Stronnictwo Ludowe: jabłka.
I tak też zakodowana informacja lądowała w sieci:
W związku z takimi praktykami pojawiło się pytanie o zasadność ciszy wyborczej. Zdaniem politolog dr Marzeny Cichosz "cisza wyborcza to kompletna fikcja". - Przecież wymiana informacji w internecie trwa w jej czasie w najlepsze. Natomiast czy zachować ciszę czy nie, to decyzja, którą powinni podjąć parlamentarzyści. Zwłaszcza, że cisza wyborcza ma też swoich zwolenników. Wyborcy stwierdzają, że te dwa dni bez kampanii wyborczej w mediach, tych tak zwanych starych mediach, przynoszą im ulgę i dają czas na refleksję. Są osoby, które nie śledzą kampanii w internecie, więc nie czerpią danych z nowych źródeł - ocenia.
W tym roku narzekano jednak na nadmiar informacji na Twitterze - o ile wcześniej takie dane były stosunkowo miarodajne, tak w tym roku wielu użytkowników potraktowało #bazarek jako zabawę, do której ochoczo się przyłączyło. Zaowocowało to sporym bałaganem - ciężko było znaleźć wiarygodne źródło. Dodatkowo, jak wynika z raportu SentiOne, o "bazarku" pisano w niedzielę prawie 12,5 tys. razy, a prawie połowa z wpisów nawiązujących do tego hashtaga pojawiła się na Twitterze.
Według dr Cichosz, w tej chwili "prawo zupełnie nie pasuje do rzeczywistości", nie wiadomo też w jaki sposób ścigać i karać osoby, które ciszę wyborczą łamią. - Z drugiej strony byłoby to nakładanie kolejnego dziwacznego obowiązku na państwo, które musiałoby ścigać internautów. Chociażby dla autorytetu prawa, należałoby z ciszy wyborczej zrezygnować - argumentuje.
Aktywnie o #bazarek pisano też na Wykopie i Facebooku. Kto najczęściej wspominał o tym zjawisku? Dziennikarz Samuel Pereira opublikował aż 8 wpisów z nawiązaniem do "bazarku", nie próżnowali też Wojciech Wybranowski, Michał Pol i Stanisław Janecki (od 1 do nawet 5 wpisów).
Zabawa przetrwała ciszę - jeszcze w poniedziałek nieoficjalne informacje na temat wyników wyborów z poszczególnych okręgów, czy też dotyczące konkretnych polityków, były "przemycane" do sieci z tym tagiem, ale już bez nadmiernej konspiracji:
O ile dr Cichosz jest zwolenniczką likwidacji ciszy wyborczej, tak jej zdaniem zakaz publikowania sondaży w dniu wyborów powinien zostać zachowany. - Wpływ sondaży na zachowania wyborcze jest bardzo duży. Potwierdzają to też wyniki dotyczące zachowań elektoratu - mówi i dodaje, że do 30 proc. wyborców deklaruje w badaniach, że swoją decyzję podejmuje tuż przed głosowaniem. - Mają określony schemat preferencji, ale przyjmijmy, że skłaniają się ku prawicy, lecz jeszcze nie wybrali konkretnego ugrupowania. I na nich sondaże będą miały wpływ, oni wtedy zaczną kierować się głosowaniem strategicznym - poprą tego, dzięki któremu ich głos nie będzie stracony - ocenia.