Bartosz Marczuk: 500 zł na dziecko. Czego PiS nie mówi lub... nie wie
Gdy czyta się projekt ustawy "Rodzina 500 plus", zgłoszony przez PiS odnosi się wrażenie, że jest to prowizorka rzucona na potrzeby kampanii wyborczej. Warto zatem chyba podpowiedzieć przyszłemu rządowi, jak powinien wyglądać taki system.
03.11.2015 | aktual.: 25.07.2016 17:42
Polityka na rzecz rodzin się opłaca. Musi jednak być robiona z głową, długofalowo i strategicznie. Wprowadzając nowe rozwiązania powinniśmy o tym pamiętać. Warto zatem nieco dłużej pracować nad koncepcją, nawet kosztem zarzutu, że program nie wchodzi od razu. Chodzi o to, by wydając publiczne pieniądze osiągnąć maksymalny efekt - pisze Bartosz Marczuk, zastępca redaktora naczelnego "Wprost", w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Wyłanianie rządu PiS idzie jak po grudzie, a zaraz nadejdą o wiele trudniejsze wyzwania, czyli realizacja programu. Sztandarowym pomysłem jest pomysł 500 zł na dziecko. Choć sama koncepcja jest słuszna, to na pierwszy rzut oka widać, że wymaga gruntownego przemyślenia, przygotowania i korekt.
Przeczytaj również: Kaźmierczak dla "Wprost": Innowacyjność jego mać!
Gdy czyta się projekt ustawy zgłoszony przez PiS odnosi się wrażenie, że jest to prowizorka rzucona na potrzeby kampanii wyborczej. Warto zatem chyba podpowiedzieć przyszłemu rządowi, jak powinien wyglądać taki system.
O tym nieco niżej, a na początek najważniejsze argumenty, by taki pomysł wprowadzić w życie:
Jesteśmy w demograficznym piekle. Polska w najnowszym zestawieniu CIA World Factbook zajmuje 216. miejsce, na 224 kraje świata, pod względem tzw. wskaźnika urodzeń. Podobnie jest w danych Banku Światowego. Do tego dochodzi ponad 2,3 mln, głównie młodych osób, które wyjechały z kraju.
20 z 28 krajów UE stosuje powszechne (bez kryterium dochodowego) zasiłki rodzinne jako narzędzie polityki na rzecz rodzin. Na przykład w Niemczech wynoszą one od 184 do 215 euro, na Węgrzech ok. 50 euro. Pomysł PiS nie jest zatem wyciągnięty z kapelusza.
Badania Diagnozy Społecznej, WEI, CBOS wskazują, że Polacy nie decydują się na dzieci głównie ze względu na obawy o swoją materialną przyszłość. Jak mówi prof. Janusz Czapiński "trzeba ich przekupić".
Polska nędza ma twarz dziecka - to najmłodsi są w kraju najbardziej narażeni na ubóstwo i nie zmienią tego ani bezczelne wypowiedzi posła Niesiołowskiego o mirabelkach ani buczenie w Sejmie posłów PO. GUS podaje, że poniżej minimum egzystencji (nie mogą zaspokoić podstawowych potrzeb biologicznych) żyje w kraju ponad 800 tys. dzieci.
Doświadczenia innych krajów (np. Francja, Węgry, Estonia) podpowiadają, że polityka rodzinna przynosi efekty. Na przykład na Węgrzech wskaźnik dzietności po wprowadzeniu tam odważnej polityki na rzecz rodzin wzrósł w minionych 4 latach z 1,24 do 1,43 (u nas wciąż oscyluje wokół 1,3).
Powszechne świadczenie na rzecz rodzin to prosty, niezbiurokratyzowany sposób na ich wsparcie, nie ma tu także urzędniczego paternalizmu - wierzymy, że rodzina wie najlepiej, co zrobić z pieniędzmi.
Co do zasady, to rodzice są najlepszymi przyjaciółmi swoich dzieci.
Nasza polityka społeczna niemiłosiernie źle traktuje młodych ludzi, często kosztem starszego pokolenia. 500 zł na dziecko to ukłon w stronę tych pierwszych.
Wydatek na politykę rodzinną i dzieci to nie socjal, ale inwestycja.
Gdy wybrnęliśmy już z wątpliwości - wprowadzać czy nie - czas na krytyczną analizę proponowanych przez PiS rozwiązań.
Dyskusyjna jest wysokość świadczenia. Na warunki polskie, ale także i europejskie, jest ono wysokie i może niekiedy, w ekstremalnych wypadkach, stać się sposobem na życie na koszt podatników. Zwłaszcza że jest wypłacane przez bardzo długi czas. Może też, choć rzadziej, powodować patologiczne zachowania – dziecko, chciane czy niechciane, stanie się sposobem na życie. Może w związku z tym warto rozważać wprowadzenie rozwiązania, że świadczenie jest wypłacane tylko tym rodzinom, w której choć jeden z rodziców pracuje lub aktywnie szuka pracy.
PiS - to chyba najsłabszy punkt propozycji - nie wspomina w projekcie, że wprowadzenie 500 zł na dziecko powinno wiązać się z likwidacją obecnego systemu świadczeń rodzinnych. Nie ma powodu utrzymywać trzypoziomowego systemu: pomoc społeczna, świadczenia rodzinne uzależnione od dochodu i powszechne zasiłki. Byłoby to kuriozalne i niezwykle kosztowne. Jeśli zlikwidujemy zasiłek rodzinny, 7 dodatków do niego, becikowe, zasiłki pielęgnacyjne (oprócz świadczeń dla rodziców dzieci niepełnosprawnych) zyskamy na projekt 500 zł na dziecko ok. 7 mld zł (łączny koszt to ok. 22 mld). Dodatkowym zyskiem będzie prostota systemu - konieczność zatrudnienia mniejszej liczby urzędników (obecnie świadczeniami rodzinnymi zajmuje się ponad 8 tys. osób), mniej sporów w sądach, interpretacji, mniejszy ciężar przerzucany na rodziców ubiegających się o wsparcie (np. konieczność zbierania odpowiednich zaświadczeń).
Kolejny słaby punkt to brak refleksji, że nowe świadczenie powinno być wypłacane od 1. roku życia dziecka, a nie od urodzenia. Obecne przepisy przewidują, że przez pierwszy rok osoby ubezpieczone otrzymują z ZUS 80 proc. pensji (nie mniej niż 1 tys. zł), a nieubezpieczone (rolnicy, studenci, bezrobotni, pracujący na umowie o dzieło) otrzymają od 1 stycznia 2016 specjalne świadczenie wynoszące 1 tys. zł. To wystarczająca pomoc. Na likwidacji wypłaty jednego rocznika można zyskać dodatkowe ponad 1 mld zł.
Bardzo kontrowersyjny jest art. 7 projektu PiS. Stanowi, że "w przypadku, gdy ośrodek pomocy społecznej (...) przekazał organowi właściwemu informację, że uprawniony marnotrawi wypłacane świadczenie lub wydatkuje je niezgodnie z przeznaczeniem, organ właściwy ogranicza lub wstrzymuje wypłatę". To skrajny paternalizm, dający urzędnikom dodatkowe narzędzia kontroli rodzin. Czy to oni mają decydować, czy ktoś kupuje szynkę czy wysyła dziecko na kurs angielskiego? Świadczenie powszechne (od 2. dziecka) nie powinno podlegać takiej kontroli, powinno zostać uchwalone odrębną ustawą, świadczenie na 1. dziecko dla rodzin uboższych, powinno trafić do pomocy społecznej.
PiS nie powinien także zmuszać rodziców, by co roku składali wnioski o powszechne świadczenie (tak jest w projekcie). Wniosek powinien być złożony raz do 18 roku życia dziecka, a ewentualne zdarzenia mające wpływ na wypłatę (śmierć dziecka, odebranie praw rodzicielskich) powinny być zgłoszone przez odpowiednie instytucje do gminy, która płaci świadczenie.
Politycy PiS powinni także pamiętać, że najlepszym modelem polityki rodzinnej jest niewielki fiskalizm. Po prostu zabierajmy rodzicom z zarabianych przez nich pieniędzy jak najmniej. Jeśli zatem kosztem wprowadzenia 500 zł na dziecko mają być dodatkowe obciążenia pracy - darujmy sobie. Jeśli jednak źródłem pieniędzy będzie walka z mafiami wyłudzającymi VAT, korporacjami i bankami unikającymi płacenia w Polsce danin czy oszczędności w wydatkach, to gra warta jest świeczki.
Przeczytaj również: Gwiazdowski: Oczekiwałbym od rządu, żeby chciał ode mnie jak najmniej
Polityka na rzecz rodzin się opłaca. Musi jednak być robiona z głową, długofalowo i strategicznie. Wprowadzając nowe rozwiązania powinniśmy o tym pamiętać. Warto zatem nieco dłużej pracować nad koncepcją, nawet kosztem zarzutu, że program nie wchodzi od razu. Chodzi o to, by wydając publiczne pieniądze osiągnąć maksymalny efekt.
Bartosz Marczuk dla Wirtualnej Polski
Bartosz Marczuk - z-ca red. nacz. Wprost i kwartalnika Rzeczy Wspólne. Społecznie ekspert Związku Dużych Rodzin 3+, autor książki "Nie daj sobie wmówić".