PolskaBardzo niska frekwencja w wyborach do rad osiedli w Poznaniu

Bardzo niska frekwencja w wyborach do rad osiedli w Poznaniu

W niedzielę poznaniacy wybierali swoich radnych osiedlowych. Frekwencja wyniosła jednak zaledwie 7,74 proc. Najwyższa była na osiedlach, gdzie o głosy walczyły dwie zwaśnione grupy kandydatów.

Bardzo niska frekwencja w wyborach do rad osiedli w Poznaniu
Źródło zdjęć: © WP.PL | Andrzej Hulimka
Zenon Kubiak

22 marca poznaniacy wybierali swoich przedstawicieli do rad osiedli. Chociaż to właśnie radni osiedlowi decydują o najbliższym otoczeniu mieszkańców, czyli remontach chodników, budowie placów zabaw, siłowni zewnętrznych, zieleni i mniejszych inwestycjach, poznaniacy niechętnie biorą udział w tych wyborach. Ponieważ radni właściwie pracują społecznie, nie pobierając za to wynagrodzenia, kampania wyborcza ma bardzo skromny przebieg. Są też osiedla, gdzie nawet trudno znaleźć osoby chętne do pełnienia funkcji radnych. W tym roku nie odbyły się wybory w Kiekrzu i na Woli, gdzie zgłosiła się liczba kandydatów równa liczbie miejsc w radzie.

Przed czterema laty frekwencja w wyborach wyniosła 7,8 proc.

- Mam nadzieję, że te wybory do rad osiedli będą przełomowe, a frekwencja o 50 proc. wyższa – mówił jeszcze na początku lutego prezydent Jacek Jaśkowiak.

Miała w tym pomóc kampania społeczne „Wybierz się!” – na stronie www.wybierzsie.pl można było dowiedzieć się, jakie są kompetencje rad osiedli, jakie problemy można im zgłaszać itd. Niestety, kampania nie przekonała zbyt wielu mieszkańców do tego, że oddać głos w tych wyborach. Dane z komisji wyborczych po zakończeniu niedzielnego głosowania wskazywały, że frekwencja wyniosła zaledwie 7,74 proc.

- Bardzo chciałem, aby nareszcie udało nam się osiągnąć dwucyfrowy wynik, ale nie jestem zaskoczony, że to się nie udało, gdyż w całej Polsce frekwencja w wyborach do samorządów pomocniczych jest na podobnym lub jeszcze niższym poziomie – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Arkadiusz Bujak, dyrektor Wydziału Wspierania Jednostek Pomocniczych Miasta. – Wyjątkiem jest Kraków, który łączy te wybory z terminem innych wyborów ogólnopolskich i moim zdaniem jest to jedyny sposób, by zwiększyć frekwencję – dodaje.

Trzeba jednak przyznać, że na poszczególnych dzielnicach różnice były bardzo duże. Na osiedlach Morasko-Radojewo zagłosował co czwarty wyborca (24,76 proc.), a na osiedlu Krzyżowniki-Smochowice więcej niż co piąty (21,93 proc.). Z drugiej strony na osiedlu Jana III Sobieskiego frekwencja wyniosła 3,66 proc., a niechlubny rekord padł na Grunwaldzie Północ – tylko 3 proc.

- Na małych osiedlach łatwiej o wyższą frekwencję, bo gdy każdy z kandydatów zdoła przekonać do głosowania swoich sąsiadów, to procentowo da to wyższy wynik niż na dużych osiedlach, gdzie mieszka np. 20 tysięcy ludzi – wyjaśnia Bujak.

Akurat w przypadku Moraska-Radojewa i Krzyżownikach-Smochowicach doszło do dość niecodziennych okoliczności. - Na Morasku od lat jest konflikt, w którym dwie zwaśnione grupy walczą o głosy, co wpływa na mobilizację zwolenników jednych i drugich – mówi Arkadiusz Bujak. – Z kolei w Krzyżownikach też jest chyba jakiś konflikt, ponieważ aż ośmiu kandydatów zgłosiło do wyborów swoich mężów zaufania, co nie zdarzyło się nigdzie indziej – dodaje.

Oficjalne wyniki wyborów mają zostać ogłoszone we wtorek, 24 marca.

Zenon Kubiak, Wirtualna Polska

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)