„Baranina” sugerował przebieg śledztwa
Świadek Jerzy K. zeznał przed sądem, że "Baranina", domniemany zleceniodawca zabójstwa Jacka Dębskiego, sugerował, w którą stronę ma iść śledztwo w sprawie tej zbrodni, a on te sugestie przekazywał Centralnemu Biuru Śledczemu (CBŚ).
Jerzy K. (podpułkownik wojska w stanie spoczynku) jest znajomym "Baraniny". Poznał go jeszcze we wczesnych latach 90. na spotkaniu prokuratorów, policjantów, wojskowych i funkcjonariuszy UOP. Później uczestniczyli jeszcze w przedsięwzięciu, które ostatecznie nie doszło do skutku. Miało ono polegać na tym, że wojskowi, policjanci i pracownicy wymiaru sprawiedliwości kupowaliby zachodnie samochody skradzione za granicą, a odzyskane w Polsce i czekające na odbiór przez właściciela, po upływie terminu zabezpieczenia ich przez prokuraturę.
Jeremiasz B., ps. Baranina, chciał w tej operacji być przedstawicielem jednej z niemieckich firm ubezpieczeniowych.
Jerzy K. rozpoczął w środę przed sądem zeznania. Będą one kontynuowane na następnej rozprawie 19 marca. Dotychczas powiedział, że po zabójstwie Dębskiego "Baranina" do niego dzwonił i przekazywał mu różne sugestie co do tego, kto mógł dokonać tej zbrodni.
"Przekazywałem je do CBŚ" - przyznał świadek. Nie chciał powiedzieć na jawnej rozprawie, któremu konkretnie funkcjonariuszowi je przekazywał.
W pierwszej części rozprawy sąd słuchał nagrań z podsłuchu telefonicznego na aparacie Jeremiasza B., który w okresie od połowy kwietnia (gdy zabito Dębskiego) do końca czerwca 2001 roku (kiedy został aresztowany) ponad 1400 razy rozmawiał przez swój telefon, głównie z Polską.
Tydzień po zabójstwie "Baranina" zorientował się, że jest podsłuchiwany. Swoją siostrę zapewniał, że nie ma ze zbrodnią nic wspólnego. Miał też pretensje do dziennikarzy, że piszą o nim w kontekście zabójstwa.
Z podsłuchów wynika, że Jeremiasz B. chciał ustanowić dla "Inki" znanego adwokata Tadeusza de Virion, który - jak się wyraził w jednej z rozmów - był "od dawna przyjacielem rodziny". Jednak okazało się, że "Inka" zrezygnowała z usług tego adwokata i ustanowiła sobie innego, co wywołało trudności w dotarciu do niej, nad czym "Baranina" ubolewał.
W innej rozmowie Bożena T. żaliła się, że policja wzywa ją na przesłuchania, robi rewizje, a o sprawie rozpisuje się prasa. Czytała nawet przez telefon fragment jednej z relacji prasowych o toczącym się wówczas śledztwie. "Nie czytaj mi dalej, ja to znam" - odpowiedział na to Jeremiasz B. i zapowiedział, że będzie skarżył dziennikarzy. "Zabrali ci broń, twoją legalną? - Tak. - No to niech oddadzą, to nie jest nielegalne. Idź do Dziadka (tak mówili na mec. de Viriona), niech pisze do prokuratury, żeby oddali" - brzmiała jedna z rozmów "Baraniny" z siostrą.
Z kolejnej, podsłuchanej rozmowy wynika, że "Baranina" wiedział, w jakim areszcie przebywa "Inka" i starał się do niej dotrzeć, by nie obciążała go ona swoimi wyjaśnieniami. Pośrednikiem "Baraniny" miał być Jerzy K. Na ten temat sąd przesłucha go podczas następnej rozprawy. (reb)