Torturują ofiary i kradną majątki. Policja bezradna po atakach gangów

Na Podkarpaciu nie milkną echa kolejnego brutalnego napadu, do którego doszło w Łańcucie. Policji i prokuraturze nadal nie udało się ustalić sprawców ataku na przedsiębiorcę. Pierwszy taki brutalny atak miał miejsce już w sierpniu. Dlaczego do tej pory policji nie udaje się namierzyć bandytów, którzy sieją postrach w regionie?

Brutalny napad na przedsiębiorcę z Łańcuta
Brutalny napad na przedsiębiorcę z Łańcuta
Źródło zdjęć: © WP

- Gdybym miał wybierać, czy chce przeżyć jeszcze raz to samo, czy umrzeć, to wybieram śmierć. Ten atak to była wieczność. I uczucie noży ocierających się pod gardłem - mówi Wirtualnej Polsce Witold Bachaj, przedsiębiorca z Łańcuta. Mężczyzna w połowie grudnia padł ofiarą brutalnego napadu. To postawny mężczyzna w średnim wieku, prowadzi firmę logistyczną. Jak sam mówi o sobie - jest "zahartowany przez życie". Gdy jednak wraca wspomnieniami do wydarzeń z 17 grudnia, trzęsie mu się głos.

- Jestem silnym człowiekiem. Miałem różne doświadczenia w życiu, ale to jest wydarzenie trudne do opisania. Makabra - relacjonuje.

- Spałem, bo było już po godz. 2 w nocy. Usłyszałem huk i zobaczyłem zamaskowanych mężczyzn. Było ich pięciu. Jeden z nich trzymał w ręce drewniany trzonek od młotka. Zaczęli okładać mnie pięściami i związali. Potem zaczęli polewać mnie wrzątkiem, cały czas miałem przy szyi przyłożony nóż - opowiada. Jak podkreśla, sprawcy rozmawiali między sobą po ukraińsku. Żadnego z nich nie rozpoznał.

- To byli profesjonaliści. Każdy z nich dokładnie wiedział, co ma robić. Jestem przekonany, że to nie był ich pierwszy napad. Gdyby mi ktoś powiedział, że robili to po raz 50. czy 60., to nie byłbym zdziwiony. Oni byli tak zgrani. Tam nie było mowy o jakiejkolwiek pomyłce - opowiada dalej.

Z domu zginęło ćwierć miliona złotych, złota bransoleta i zegarek. Do środka weszli przez rozbite okno.

Okno, przez które sprawcy weszli do domu Witolda Bachaja
Okno, przez które sprawcy weszli do domu Witolda Bachaja © Archiwum | Witold Bachaj

Od brutalnego napadu minęło dwa i pół tygodnia, ale sprawców nie udało się złapać. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie dopiero w czwartek - 2 stycznia - poinformowała o rozpoczęciu śledztwa ws. brutalnego rozboju.

- Dziś dostałem tylko zawiadomienie z prokuratury o wszczęciu postępowania. Nic więcej nie ruszyło naprzód. Nic nowego - mówi rozżalony Witold Bachaj.

49-latek nie wierzy w skuteczne działania służb i oferuje 100 tys. zł za pomoc w ujęciu sprawców. Zarzuca śledczym, że działania podjęli dopiero po kilku dniach.- Policja nie spieszy się. Monitoring trzyma się tydzień, a potem zazwyczaj sam się kasuje. A oni dopiero po tygodniu się zabrali za to. Naprawdę... to nie była kradzież roweru, tylko brutalny napad, rozbój z nieludzkimi torturami - oburza się. Własnego monitoringu nie miał - udało mu się za to uzyskać materiały od jednego z sąsiadów.

Informacja o nagrodzie minimalnie ruszyła sprawę do przodu. - Jedna osoba zgłosiła się i przekazała pewne fakty, więc poprosiłem, by kontaktowała się dalej z policją. Myślę, że taka kwota 100 tys. zł skłoni kogoś do zeznań i przekazania informacji. Ktoś się może skusi. To by było bardzo ważne dla mnie - ma nadzieję nasz rozmówca.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Mężczyzna przyznaje, że brutalny atak odcisnął na nim piętno. - To jest coś, czego nie da się opisać komuś, kto tego nie przeżył. Straszenie, że nas wystrzelają. Myśl, że mogłem zginąć. Najgorszy był moment, gdy próbowałem sobie przypomnieć kod do sejfu. Wtedy było tak nerwowo, że niewiele brakowało, by komuś puściły nerwy. Gdy zabrali wszystko, to znów pojawiła się myśl, czy teraz mnie zabiją - wspomina.

Pan Witold po napadzie
Pan Witold po napadzie© archiwum własne

Przyznaje, że wydarzenia odbiły się również na 12-letnim synu jego partnerki, który tej nocy również przebywał w mieszkaniu. Chłopiec został skrępowany i zamknięty w łazience.

- Robię, co mogę, by czuł się bezpiecznie. Pierwszej nocy zasłaniał okno kocem, mówił, że woli tam nie patrzeć. Teraz poprosił o żaluzje na oknach. Mam nadzieję, że to pomoże, chociaż jestem pewny, że niestety, ten atak zostanie w nim do końca życia - martwi się.

- Takie nieprzewidywalne jest życie. 30 lat robiłem w spokoju. W życiu coś takiego by mi nie przyszło do głowy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że oni tego zrobili dużo więcej. Jestem pewien - kończy swoją historię.

Jak dowiedziała się WP - 18 grudnia w Łańcucie doszło do innego włamania z rozbojem. Napastnicy weszli do domu jednorodzinnego, obezwładnili domowników i okradli dom. W tym wypadku mieszkańcy nie byli jednak torturowani.

Mieszkańcy rozważają patrole obywatelskie. "Policja? To kpina!"

Mieszkańcy Soniny i Łańcuta nie ukrywają, że informacje mocno ich niepokoją. Wskazują również na bezradność policji.

- To kpina, kpina - mówi oburzony pan Kamil Jurczak. - Mają nagranie z monitoringu, zgłoszenie wpłynęło zaraz po napadzie i nie udało się nic ustalić. To już drugi napad na tym terenie. A przecież wiadomo, że nie poprzestaną na tym. To są zorganizowane grupy przestępcze, a nasza policja bawi się w kotka i myszkę - mówi oburzony mieszkaniec Łańcuta.

Miejsce, w którym doszło do napadu
Miejsce, w którym doszło do napadu© WP

- Ludzie rozmawiają ze sobą o patrolach obywatelskich, kto wie, czy czegoś nie zorganizujemy. Na służby na pewno nie będziemy liczyć - podkreśla pan Kamil.

- Bardzo nas martwi, że nadal nie złapano tych przestępców. Zamykam dom na dwa zamki, psa puszczamy wolno do ogródka, bo nie jest tu bezpiecznie. Kilka dni temu moja mama, będąca na emeryturze, widziała dwóch mężczyzn, gdy zaglądali nam za furtkę. Jak ją zobaczyli, to odeszli szybkim krokiem - relacjonuje z kolei pani Monika Wójcik.

- Na pewno musimy polegać na sobie, a nie na policji, bo widać jak oni działają. Śledztwo w sprawie Witka wszczęli kiedy? Ile po fakcie? To są żarty, powinni ich tam wszystkich wymienić. Przecież jeśli im to będzie uchodzić na sucho, to jeszcze przyjadą kolejni i bardziej ich to rozochoci -martwi się mieszkanka Soniny.

Z lękiem o tej sprawie wypowiada się także pani Krystyna Buczek, mieszkanka Wysokiej koło Sonina. - Nigdy nie było tu u nas, czy w Łańcucie, takich brutalnych spraw. Tylko w grudniu to były dwa napady. Jeden na samotną kobietę. Już widać, że rzucają się na kogo popadnie. Nie tylko bogacze, ale każdy może paść ofiarą - mówi WP.

Jak podkreśla nasza rozmówczyni, wiele starszych osób nadal trzyma w domu swoje kosztowności. - Moja mama też miała niedawno pochowane skarby w domu i za moją namową udało się ją przekonać do zabezpieczenia tych rzeczy, ale wiele osób nie ufa bankom i woli trzymać je w domu. Taka starsza osoba to najprostszy cel dla złodziei - dodaje.

Służby na ten moment nie łączą ze sobą tych dwóch rozbojów. Ale to nie jedyne podobne ataki, do których doszło w ubiegłym roku na Podkarpaciu. Niemal identyczne wydarzenia rozegrały się w sierpniu w Sanoku.

Seria brutalnych napadów na Podkarpaciu

26 sierpnia do domu zamożnej sanockiej rodziny wtargnęło nad ranem czterech zamaskowanych sprawców. W tym przypadku mężczyźni również mówili ze wschodnim akcentem. Małżeństwo było przez napastników torturowane, a ich wnuki skrępowano i zamknięto w łazience. Przerażeni domownicy wydali przestępcom cały swój majątek. Do tej pory sprawcy tego zdarzenia nie zostali ujęci.

Postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Sanoku pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Krośnie.

Rzecznik Prasowy Prokuratury Okręgowej w Krośnie, Marta Kolendowska-Matejczuk przekazuje WP, że w sprawie sanockiego rozboju cały czas trwają czynności operacyjno-wykrywcze.

- Na ten moment mamy za mało informacji. Zapewniam, że będziemy taką wersję śledczą (czyli łączącą napady z Łańcuta i Sanoka - red.) weryfikować - dodaje w rozmowie z WP szefowa Prokuratury Rejonowej w Łańcucie Aleksandra Przybyło.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, do podobnych rozbojów doszło trzykrotnie w ubiegłym roku także w Chełmie. Tam sprawa nie została zgłoszona na policję, a prowadzą ją prywatni detektywi.

W akcję rozpracowania grup, które dokonały zgłoszonych napadów, zaangażowani są funkcjonariusze wszystkich jednostek podkarpackiej policji. O postępy w sprawie pytamy również tam. Rzecznik Prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Rzeszowie kom. Piotr Wojtunik mówi WP, że informacje w tej sprawie są przekazywane wyłącznie przez prokuraturę. Policja wydarzeń nie komentuje.

Nieoficjalnie dowiadujemy się, że podejrzenia służb kierują się w stronę gangów gruzińskich i ukraińsko-gruzińskich. Jak podkreśla, specyfika ich działań jest podobna. Pokazują to także inne zatrzymania, do których doszło w ubiegłym roku na terenie kraju.

Polskie służby rozpracowują siatkę gangów

Służby szacują, że w Polsce może działać nawet kilkadziesiąt różnych gangów, dokonujących napadów. Co więcej, ich centrala może działać poza granicami. Jak wyjaśnia, nawet po szybkim wykryciu sprawców, okazuje się, że łupów nie udaje się odzyskać. Są one szybko ukrywane lub trafiają do innych osób odpowiedzialnych za logistykę i ukrywanie śladów działalności przestępczej.

Jak słyszymy na rzeszowskiej komendzie, śledczy z prokuraturą badają nowe poszlaki i próbują ustalić połączenie ewentualnych innych spraw z terenu całego kraju. 

Jak podkreśla policja, rozpracowanie grup przestępczych pochodzących z Gruzji jest bardzo skomplikowane. Obywatele tego kraju nie potrzebują wiz, by wjechać do strefy Schengen na czas do 90 dni. Podróż mogą obywać w celach biznesowych, turystycznych czy rodzinnych - a do tego wystarczy im paszport biometryczny. Do tego typu napadów dochodzi na terenie także innych krajów Unii Europejskiej.

Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
lokalnenapadbiznesmen
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1116)