Incydent z Bąkiewiczem. Wszystko nagrała kamera TVN24
W piątek doszło do kontrowersyjnej sytuacji w trakcie publicznego zgromadzenia Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Organizator wydarzenia Robert Bąkiewicz wezwał policjanta do "zabrania" dziennikarza TVN24, który chciał mu zadać pytanie. Policjant natychmiast zainterweniował, odsuwając od niego dziennikarza.
09.10.2022 | aktual.: 09.10.2022 09:18
Reporter TVN24 Artur Warcholiński chciał w piątek zadać pytania Robertowi Bąkiewiczowi podczas publicznego zgromadzenia organizowanego w Warszawie. Reakcja samego Bąkiewicza była bardzo szybka. Zwrócił się do jednego z policjantów - jak należy zakładać dowódcy - żeby "zabrano tego pana, bo przeszkadza nam tutaj". Wskazywał jednocześnie, że "to jest dziennikarz". Gdy policjant nie usłyszał, stanowczo powtórzył swoją prośbę. Wszystko nagrała kamera TVN24.
Funkcjonariusz reaguje na wezwanie Bąkiewicza
Policjant natychmiast nakazał reporterowi "opuszczenie" marszu. Jak tłumaczył dziennikarzowi, organizator - czyli Bąkiewicz - "sobie nie życzy, żeby pan brał udział w tym zgromadzeniu".
- Ale jak? Nie rozumiem - mówił dziennikarz. - Normalnie. Nie życzy sobie i tyle. Co pan nie rozumie? Proszę opuścić zgromadzenie. I tyle - wskazywał funkcjonariusz. Widać na nagraniu, że policjant naciskał wówczas łokciem na dziennikarza. Warcholiński pytał jeszcze, czy to oficjalne stanowisko policji. Funkcjonariusz odesłał go wówczas do rzecznika prasowego.
Brak podstawy prawnej do takiego zachowania policjanta
Redakcja, z której jest dziennikarz, zapytała wiceprezesa zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka o całe zajście. Jak wskazał, zachowanie policjanta to "naruszenie prawa", bo dziennikarz nie łamał prawa, czyli mógł brać udział w zgromadzeniu (na podstawie ustawy "Prawo o zgromadzeniach").
Dr Piotr Kładoczny podkreślał, że przewodniczący zgromadzenia mógł prosić o interwencję, ale tylko w wypadku, gdy ktoś uniemożliwia odbycie się wydarzenia. - Nie uniemożliwia i nie usiłuje udaremnić zgromadzenia, więc naprawdę nie wiem, jaki powód miałby funkcjonariusz - dodał prawnik. Jego zdaniem funkcjonariusz "przekroczył swoje uprawnienia" i "nie było żadnej podstawy prawnej" do takiej reakcji.
Jak wskazuje redakcja, Komenda Stołeczna Policji nie ustosunkowała się dotychczas do zachowania policjanta.
Źródło: TVN24.pl
Zobacz też: Protesty na Białorusi? "Wybuch możliwy w każdej chwili"