"Baćka" i jego brat Kadafi - jak oni się przyjaźnią
Pracownicy Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w Mińsku nie mogli wyjść ze zdziwienia. Chudy, wysoki mężczyzna, zasłaniający twarz jedwabną chustką, wyglądał zupełnie inaczej, niż w telewizji. Nie było jednak najmniejszych wątpliwości - mieli przed sobą przywódcę Libii, Muammara Kadafiego we własnej osobie. Konserwatywnych Białorusinów poraził najbardziej wyrafinowany manicure zagranicznego gościa.
03.03.2011 | aktual.: 03.03.2011 16:38
Był 2008 r. Kadafi przyjechał do Mińska, aby kolejny raz potwierdzić kwitnącą przyjaźń białorusko-libijską. Łukaszenka osobiście wyjechał po niego na lotnisko, choć kodeks dyplomatyczny nie wymaga takiej uprzejmości. Kadafi starym zwyczajem rozłożył w Mińsku swój beduiński namiot (a był już listopad). I zapewne do głowy mu nie przyszło, że zaledwie dwa lata później jego dyktatorska władza zatrzęsie się w posadach.
Jak brat z bratem
Rozumieją się podobno w pół słowa. Przyjaźń Łukaszenki z Kadafim trwa już wiele lat. W 2000 r. białoruski prezydent po raz pierwszy zawitał do Trypolisu. Libijski dyktator obiecał mu wtedy ropę naftową i inwestycje w zamian za broń i pomoc w modernizacji sprzętu wojskowego.
Kadafi docenił białoruskie wsparcie w czasach, gdy Trypolis uważany był za siedzibę międzynarodowego terroryzmu, a sam dyktator omijany szerokim łukiem przez "cywilizowanych" polityków. Baćka nigdy nie ukrywał zachwytu i sympatii wobec swego afrykańskiego kolegi: "Szybko doszliśmy do porozumienia. W wielu zasadniczych kwestiach mamy identyczne zdanie. Wyznajemy te same ideały i zasady" - powiedział po pierwszej wizycie w Trypolisie. Nazwał też Kadafiego "bratem".
I rzeczywiście mają wiele wspólnego. W Mińsku na szczęście cudzoziemscy najemnicy nie strzelają protestującym w głowy, jednak białoruski OMON słynie z brutalnego pacyfikowania opozycyjnych demonstracji. Po drugie od 1999 r. mówi się o tzw. szwadronach śmierci - specjalnie wyszkolonym oddziale, który likwiduje politycznych konkurentów Łukaszenki.
Oprócz dyktatorskich skłonności i krwi na rekach przywódców łączy tendencja do oryginalnych wypowiedzi i ekstrawaganckich gestów. Obaj są też częstym tematem politycznych dowcipów i anegdot.
Znajomy białoruski dziennikarz opowiadał o wizycie w Mińsku wenezuelskiego prezydenta. Witający się z Łukaszenką Chavez, który po drodze na Białoruś odwiedził Trypolis, oznajmił: "Przybyłem do ciebie po Osi Dobra”.
Łukaszenka dobrze czuje się w klubie dyktatorów. Przypomnijmy, że rok temu, gdy manifestujące tłumy wyrzuciły z Kirgistanu dotychczasowego prezydenta, Kurmanbeka Bakijewa, to właśnie Mińsk - na przekór stanowisku Rosji - zaproponował mu schronienie.
"Fenomen Kadafiego"
- Gdyby nie Rosja, Łukaszenkę spotkałby los Kadafiego. (...) Powinien zrozumieć, że pora już odejść - powiedział krewki lider rosyjskich nacjonalistów, Władimir Żyrinowski.
Zdaje się jednak, że tego typu ostrzeżenia spływają po białoruskim prezydencie, jak po kaczce. BBC podało, że samolot libijskiego dyktatora w miniony weekend wylądował w Mińsku. Krążą plotki, że przetransportowano w nim niektórych członków rodziny Kadafiego, pieniądze i kosztowności. Podobno syn Kadafiego, Chamis, od już od dłuższego czasu mieszka w Mińsku.
Wcześniej międzynarodowa prasa spekulowała o pomocy wojskowej udzielonej przez oficjalny Mińsk dyktatorowi z Trypolisu. 15 lutego z miasta Baranowicze - gdzie od czasów radzieckich składuje się broń - miał wylecieć do Libii samolot wojskowy. Białoruskie Ministerstwo Spraw ZagranicznychSpraw Zagranicznych zdementowało te informacje. Wsparcie udzielane Kadafiemu jest jednak tajemnicą poliszynela.
I jeszcze jedno: kiedy w 2008 r. rozpoczęła się odwilż między Białorusią a krajami Wspólnoty, w europejskiej prasie pojawiło się określenie "fenomen Kaddafiego". Oznaczało ono, że w imię interesów gospodarczych i strategicznych, Unia Europejska jest gotowa przymknąć oko na dyktatorskie skłonności Łukaszenki i zamiast grozić sankcjami, będzie go "europeizować" za pomocą kredytów. Czas pokazał, że unijni politycy (szczególnie szefowie MSZ Polski i Niemiec) udławili się proponowaną Łukaszence marchewką. Dziś włoscy politycy dławią się właśnie północnoafrykańskimi daktylami Kaddafiego…
Katarzyna Kwiatkowska, Wirtualna Polska