PolskaB. prezes Totalizatora Sportowego przed komisją hazardową

B. prezes Totalizatora Sportowego przed komisją hazardową

Były prezes Totalizatora Sportowego Sławomir Sykucki zeznał przed hazardową komisją śledczą, że nie miał wpływów w radzie nadzorczej Totalizatora Sportowego, a jego pomoc w staraniach o pracę w spółce dla Magdaleny Sobiesiak ograniczyła się do rozmów z nią.

19.03.2010 | aktual.: 19.03.2010 20:44

Sykucki przyznał, że przygotowywał córkę biznesmena branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka do konkursu na członka zarządu Totalizatora Sportowego. Relacjonował, że spotkał się z nią 5-6 razy i przekazywał jej, co ma powiedzieć i jak się zaprezentować, żeby zrobić dobre wrażenie na członkach rady nadzorczej państwowego monopolisty.

Powiedział, że o pomoc dla Magdaleny Sobiesiak zwrócił się do niego jej ojciec. Sykucki zaznaczył, że był zaskoczony faktem kandydowania do TS córki biznesmena, ale - jak dodał - nie komentował tego.

- Dowiedziałem się, że pani Sobiesiak będzie kandydowała, od pana Sobiesiaka. Nie brałem udziału w jakichś tam konsultacjach czy warto. Zostałem postawiony jakby przed faktem dokonanym. Nie widziałem powodu, żeby mojemu znajomemu nie pomóc - relacjonował były prezes TS.

Sykucki przekonywał, że nie miał wpływów w radzie nadzorczej Totalizatora, bo - jak mówił - gdyby tak było, nie musiałby przygotowywać Magdaleny Sobiesiak do konkursu. Oświadczył jednak, że miał stuprocentową pewność, że za jej kandydaturą głosowałaby delegowana do rady nadzorczej TS z resortu sportu Monika Rolnik. - Minister sportu powinien pożądać fachowca w Totalizatorze Sportowym - tłumaczył swoje ówczesne przekonanie.

Jarosław Urbaniak (PO) pytał, dlaczego w jednej z rozmów z Sobiesiakiem powiedział mu, że "na 85% ma dwa głosy w radzie nadzorczej w sprawie Magdy". Sykucki odparł, że wydaje mu się, iż potrafi przewidzieć zachowania członków rady pochodzących ze strony załogi. Jak mówił, w tym czasie sytuacja TS nie była najlepsza, a Magdalena Sobiesiak miała przedstawić plan wprowadzenia nowej gry przez państwowego monopolistę, co na pewno zyskałoby jej przychylność reprezentantów załogi w radzie nadzorczej.

Opowiadając o swej znajomości z Sobiesiakiem powiedział, że bardzo go lubi, chociaż - zaznaczył - tej 15-letniej znajomości nie określiłby jako zażyłej.

Podkreślał, że biznesmen nie prosił go o monitorowanie prac nad zmianami w ustawie hazardowej. - To jest mój dobry znajomy, ja nie mam takiej funkcji (eksperta od spraw hazardu). Nie aplikuję o pracę u pana Sobiesiaka i w związku z tym, że go to interesowało, a ja się tym interesowałem hobbystycznie, to wymienialiśmy na ten temat poglądy - mówił.

Były szef Totalizatora Sportowego zaznaczył, że informacje o przebiegu prac nad nowelizacją ustawy hazardowej, które przekazywał Sobiesiakowi, czerpał z internetu. Podkreślał, że nie spotykał się w tej sprawie ani z urzędnikami Ministerstwa Finansów, ani resortu sportu. Stwierdził, że o sprawie dopłat do gier rozmawiał z Sobiesiakiem "zdawkowo".

Sykucki zeznał ponadto, że planowali z Sobiesiakiem dwa wspólne interesy, chociaż ostatecznie do nich nie doszło. Jeden z nich dotyczył lokalu, w którym miał być zorganizowany salon gier - przy ul. Mickiewicza na warszawskim Żoliborzu.

- Powiedział mi Sobiesiak, że szuka dobrego miejsca, to ja mówię, że mam dobre miejsce na Żoliborzu - relacjonował Sykucki. Zaznaczył, że lokal przy ul. Mickiewicza był nieużywany od dziesięciu lat, ponieważ przystosowanie go do warunków w jakich - zgodnie z przepisami BHP - mogliby pracować ludzie, byłoby bardzo nieopłacalne.

5 października 2009 r. "Rzeczpospolita" opublikowała stenogramy z podsłuchanych przez CBA rozmów, z których wynika, że Ryszard Sobiesiak prosił córkę, by zapytała szefa gabinetu politycznego ministra sportu (był nim wtedy Mirosław Drzewiecki) Marcina Rosoła o "lokal na Mickiewicza, bo miał pilotować, a tam jest nowy przetarg".

Sykucki powiedział, że nie rozumie, na czym miałaby polegać pomoc Rosoła w "ustawieniu przetargu", bo - zaznaczył - nie było żadnego przetargu. Dodał, że zgodnie z ówczesnym stanem prawnym w postępowaniu koncesyjnym wymagana była opinia rady gminy - w tym wypadku warszawskiej gminy Żoliborz - ale nie musiała to być opinia pozytywna. Jak zaznaczył, koncesja mogła być wydana niezależnie od tego, czy opinia rady gminy byłaby pozytywna, czy negatywna.

Były prezes TS zapewnił, że nie rozmawiał z Sobiesiakiem na temat umowy Totalizatora Sportowego z firmą GTech. Jak zaznaczył, biznesmen pytał go tylko w 2009 roku, który to "były wiceprezes i wiceminister finansów podpisywał tę umowę". "Powiedziałem mu, że takiej sytuacji nie było" - relacjonował.

Dodał, że zainteresowanie Sobiesiaka umową Totalizatora Sportowego z firmą GTech wynikało z jego manii prześladowczej. - Mój kolega Rysiek Sobiesiak ma manię prześladowczą. W związku z powyższym uknuł sobie teorię, że oddziaływanie Ministerstwa Finansów na branżę jest spowodowane czyimś działaniem. No i na końcu wyszedł mu GTech - powiedział Sykucki.

Pytany, czy wiedział, że Sobiesiak dysponował kopią umowy TS z GTech, powiedział: "wątpię, do niczego mu nie była potrzebna". Jak zaznaczył, w tamtym czasie na polskim rynku funkcjonowało kilka umów z GTechem. Dodał, że z firmą GTech - oprócz TS - umowy miały podpisane także Totolotek oraz Tor Wyścigów Konnych Służewiec. Jego zdaniem Sobiesiaka nie interesowała więc współpraca GTechu z TS, ale jeśli już, to "z Totolotkiem i Służewcem". - Sobiesiak to mądry facet, on wie czego szuka - podkreślił.

Z kolei Ryszard Sobiesiak pytany w lutym przez komisję o umowę między TS a Gtech powiedział: "Treść tej umowy miałem 20 lat temu". Dodał, że nie pamięta, w jakich okolicznościach ją czytał, ani kto mu ją udostępnił. Mówił, że nie pamięta też, co istotnego było w treści umowy.

Sykucki na część pytań nie chciał odpowiadać, podkreślając, że składał zeznania w prokuraturze i CBA i w związku z tym teraz nie wolno mu wypowiadać się na ten temat. Nie powiedział np. w jakiej sprawie kontaktował się z Sobiesiakiem między 25 sierpnia (po wycofaniu się Magdaleny Sobiesiak z konkursu na stanowisko w zarządzie TS) a 1 października 2009 (kiedy gazeta ujawniła tzw. aferę hazardową).

Sykucki powiedział też posłom, że we wrześniu 2009 r. leciał tym samym samolotem na wczasy co były szef CBA Mariusz Kamiński. Zaznaczył jednak, że z Kamińskim nie rozmawiał - "poza luźną wymianą zdań w grupie podczas oczekiwania na walizki". Dodał przy tym, że o sprawie tzw. afery hazardowej dowiedział się z publikacji "Rzeczpospolitej" 1 października.

W swojej swobodnej wypowiedzi Sykucki oświadczył, że w latach 2003-2009 nie uczestniczył w pracach nad zmianami w ustawie o grach i zakładach wzajemnych. Podkreślił, że nie pisał też żadnych analiz w tej sprawie na zlecenie organów administracji rządowej, stowarzyszeń, związków i innych organizacji, skupiających pracodawców z zakresu gier i zakładów wzajemnych.

Poinformował ponadto, że nie kontaktował się "z żadnymi osobami, o których mowa w uchwale o powołaniu komisji śledczej - posłami, urzędnikami ministerstw: finansów, skarbu, sportu i gospodarki i innymi funkcjonariuszami publicznymi".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)