Awaria osłony termicznej przyczyną katastrofy Columbii?
Ameryka nadal rozpamiętuje śmierć
siedmiorga astronautów, którzy zginęli w sobotę, gdy Columbia
rozpadła się 62 km nad Ziemią. Tymczasem eksperci skupili uwagę na
awarii osłony termicznej jako możliwej przyczynie katastrofy tego
najstarszego amerykańskiego wahadłowca.
03.02.2003 | aktual.: 03.02.2003 11:44
Setki policjantów i żołnierzy kontynuowało przeczesywanie terenów we wschodnim Teksasie i w Luizjanie, w tym lasów, gdzie spadła część rozpalonych szczątków Columbii.
Impet eksplozji i upadku rozrzucił mniejsze i większe fragmenty wraku oraz szczątki ludzkie w pasie o długości 160 km i szerokości 16 km, głównie w gęstych lasach znanych jako Piney Woods.
Poszukiwacze poruszają się po pagórkowatym leśnym terenie na koniach i w pojazdach z napędem na cztery koła. W hrabstwie Nacogdoches w Teksasie znaleziono przeszło 500 części wahadłowca.
Naukowcy NASA nadal analizują dane telemetryczne z Columbii i zajęli się raptownym wzrostem temperatury wzdłuż lewej strony wahadłowca oraz niezwykle ostrym manewrem korekcyjnym wykonanym tuż przed rozpadnięciem się statku.
Trzeci front w dociekaniu przyczyn katastrofy ma otworzyć niezależny zespół dochodzeniowy powołany przez agencję kosmiczną NASA i zbierający się po raz pierwszy w poniedziałek. Na jego czele stanie admirał w stanie spoczynku Harold Gehman, który niedawno był współprzewodniczącym niezależnej komisji badającej okoliczności ataku na niszczyciel "USS Cole" w Jemenie.
Własne dochodzenie wewnętrzne prowadzi też sama NASA. Szef programu wahadłowców Ron Dittemore powiedział w niedzielę na konferencji prasowej, że jest jeszcze o wiele za wcześnie, by spekulować na temat przyczyny katastrofy.
Zdarzyła się ona niemal dokładnie 17 lat po eksplozji, która zniszczyła na starcie wahadłowiec Challenger.
Najnowsze analizy danych telemetrycznych z Columbii - która swój pierwszy lot odbyła 22 lata temu - wskazują, że temperatura części lewej strony kadłuba, pod ochronnym pancerzem termicznym, wzrosła w ciągu pięciu minut o 32 stopnie Celsjusza, gdy wahadłowiec wchodził w atmosferę ziemską.
Cztery minuty później wzrósł opór po lewej stronie statku - powiedział Dittemore. W celu przeciwdziałania temu, automatyczny system kontroli lotu próbował nakazać statkowi, aby przechylił się w prawo. Wkrótce potem nastąpił zanik sygnału.
Dittemore dodał, że na razie nie ma żadnego jednoznacznego dowodu, ale nabieramy pewności, że był to problem termiczny, nie zaś wada strukturalna.
Po wejściu w atmosferę ziemską wahadłowiec nagrzewa się do 1650 stopni Celsjusza, ale przed tym żarem chroni go osłona z płytek ceramicznych.
Dittemore przypomniał, że 16 stycznia, 80 sekund po starcie wahadłowca, w jego lewe skrzydło uderzył fragment izolacji piankowej, który oderwał się od zbiornika z paliwem, ale dodał, że inżynierowie uznali wtedy, iż nie spowodowało to poważnych uszkodzeń osłony termicznej.
NASA otrzymała setki telefonów i e-maili - w samą sobotę około 600 - od naocznych świadków katastrofy. Wielu z nich oferuje swe amatorskie nagrania wideo.
Agencja obiecała prowadzić dochodzenie 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu i zbadać wszystko, od zdjęć z satelitów szpiegowskich po najmniejszy fragment wahadłowca.
Wszystkie szczątki trafią do bazy lotniczej Barksdale koło Shreveport w stanie Luizjana, gdzie w poniedziałek zbiera się zespół dochodzeniowy admirała Gehmana.
Do czasu znalezienia przyczyn sobotniej katastrofy NASA wstrzymała loty trzech pozostałych wahadłowców. Opóźni to dostawy zaopatrzenia i prowadzoną kosztem 95 miliardów dolarów budowę międzynarodowej stacji kosmicznej (ISS), bo wahadłowce są głównym środkiem transportu w tym przedsięwzięciu.
Stacja i jej załoga będą na razie musiały polegać na rosyjskim statku załogowym Sojuz i rosyjskich statkach transportowych Progress. W niedzielę, zgodnie z wcześniejszymi planami, bezzałogowy Progress M-47 poleciał na ISS, wioząc 2,5 tony zaopatrzenia. (and)