Australia żyje kłótnią w rodzinie Polaków. 90‑letnia milionerka zgotowała piekło synowi i wnukom
Mieli mówić na nią "kłótliwa starucha", a ona była jedną z najbogatszych kobiet w Australii. 90-letnia bizneswoman Millie Phillips rzekomo wolała oddać ogromny majątek na fundusz uniwersytetu w Tel Awiwie, Muzeum Żydów w Sydney, a nawet własnej gosposi, niż rozdzielić wśród najbliższej rodziny.
- Nie znam nikogo z was. Przegapiliście szansę. Tylko Anthony, mój wnuk, potrafiłby z pożytkiem zagospodarować pieniądze - wygarnęła podczas rodzinnej kolacji Millie Phillips, wynika z relacji rodziny.
Urodzona w Polsce bizneswoman wiele lat temu była uznawana za najbogatszą kobietę Australii. Posiadała kopalnię cyny, sieć hoteli, liczne nieruchomości. Zorientowała się, że część spadkobierców czyha na jej majątek i postanowiła ich wydziedziczyć. Rodzinny konflikt opisują liczne australijskie serwisy informacyjne.
Dotarliśmy do dokumentów sądu w Sydney z procesu dotyczącego testamentu milionerki. Wyłania się z nich obraz kłótni rodziny, która przeczuwała, że życie pani Philips dobiega już końca i zaraz każdy dostanie furę dolarów. Żyjąca samotnie bogaczka przez lata nie mogła zdecydować, kto z potomków najbardziej zasłużył na fortunę.
Była najbogatszą kobieta Australii
- Dostaną coś za darmo i to zmarnują - skarżyła się prawnikowi milionerka. Szczególnie zła była na syna Roberta, który nie utrzymywał z nią bliskich kontaktów. Robert Philips to znany australijski deweloper. Przewidując śmierć matki, próbował się z nią pogodzić. Kiedy w 2017 roku doszło do spotkania, usłyszał, że ta nie wybaczy mu sprzedaży jednej z rodzinnych posiadłości w Sydney.
90-latka wezwała na spotkanie swoje wnuki, dzieci Roberta. Tych również uznała za niegodnych fortuny. Nie chciała również przekazać majątku córce Sharonne. Przed laty pokłóciły się o miejsce spoczynku tragicznie zmarłej Lynette Phillips (druga córka Millie).
Wreszcie prawnicy Millie Philips przekonali ją, że powinna zdecydować o podziale swojego majątku. Gdyby nagle umarła, sąd i tak rozdzieliłby fortunę, również pomiędzy niechcianych spadkobierców.
90-latka przygotowała projekt testamentu. Ulubionemu wnukowi Anthony'emu Small zapisała nieruchomość o wartą 25 mln dolarów i sklep przynoszący około miliona dolarów rocznie. Wnukom podarowała po milionie, córce 5 mln dolarów. Gospodyni domowa miała zaś otrzymać 250 tys. dol.
Walka o spadek. Babcia Phillips nie podpisała testamentu
Bogaczka nadal się wahała i nie złożyła podpisu pod dokumentem. W 2018 roku doznała udaru i do dziś znajduje się w luksusowym domu opieki. Nawet nie jest świadoma, że członkowie rodziny obstawieni przez dziesięciu adwokatów ruszyli do sądu, by walczyć o jej spadek.
Pominięci spadkobiercy próbowali przekonać sąd, że Millie napisała testament pod wpływem "paranoicznego strachu, przed osobami, które rzekomo pociągało jej bogactwo". Za szczyt hipokryzji sąd uznał zeznania członków rodziny, że uwielbiali spędzać czas z babcią Phillips. Jak zeznał wnuk Anthony, tak naprawdę mieli mówić na nią "kłótliwa starucha". Ten jednak bronił zapisanych w testamencie 25 mln dol.
Na początku listopada sąd w Sydney orzekł, że fortuna zostanie podzielona według woli Phillips z niepodpisanego testamentu. Ponad połowa majątku trafi do funduszu Uniwersytetu Izraela w Tel Awiwie, Muzeum Żydowskiego w Sydney oraz fundacji imienia Millie Phillips, zajmującej się szerzeniem żydowskiej kultury oraz walką z przejawami antysemityzmu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl