Atomowe manewry Rosji w rejonie Arktyki. W 72 godziny przetestowali całą nuklearną triadę
W ciągu zaledwie 72 godzin Rosja przetestowała na dalekiej północy wszystkie komponenty nuklearnej triady. Nie można tego odczytywać inaczej, niż zaznaczenie rosyjskiej obecności wojskowej w Arktyce i potwierdzenie coraz agresywniejszych roszczeń Kremla do regionu.
Jak informował przed kilkoma dniami "Barents Observer", najpierw z atomowego okrętu podwodnego "Jurij Dołgorukij" na Morzu Barentsa wystrzelono pocisk balistyczny Buława. Rakiety te - mogące przenosić do 10 samonaprowadzających się na cel głowic nuklearnych na odległość ponad 8 tys. km. - wprowadzono do służby dopiero przed rokiem i mają one być podstawą morskiego komponentu rosyjskiej triady nuklearnej.
Rosyjskie dowództwo podało, że test Buławy zakończył się pełnym sukcesem - głowice wystrzelonego pocisku osiągnęły wyznaczone cele na oddalonym o wiele tysięcy kilometrów poligonie na Kamczatce.
W tym samym czasie, na przestrzeni kilkudziesięciu godzin, eskadra złożona z czterech bombowców strategicznych Tu-95 i czterech powietrznych tankowców Ił-78, dwukrotnie zapędziła się w pobliże północnych wybrzeży Norwegii, wywołując starty alarmowe norweskich myśliwców F-16. Tu-95 przeznaczone są do przenoszenia pocisków manewrujących z głowicami nuklearnymi.
Na tym jednak nie koniec, bo rankiem 1 listopada (czasu moskiewskiego) rosyjskie siły zbrojne przeprowadziły próbę pocisku balistycznego Topol-M. Rakieta wystrzelona została podziemnego silosu na terenie kosmodromu w Plesiecku, na południe od Archangielska. Jej celem również był poligon na Kamczatce i według rosyjskiego resortu obrony pocisk osiągnął "bardzo wysoką celność".
Bój o arktyczne bogactwa
Tej demonstracji siły nie sposób odczytywać inaczej, niż potwierdzenie coraz agresywniejszych rosyjskich roszczeń do Arktyki. Przed rokiem Władimir Putin wydał rozkaz sformowania grupy wojsk i rozbudowy infrastruktury militarnej na dalekiej północy, która została porzucona po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku. Powrót pod biegun północny Putin tłumaczył tym, iż Rosja "intensyfikuje rozwój tego obiecującego regionu", więc musi "mieć wszystkie środki do ochrony jego bezpieczeństwa i interesów narodowych".
Ministerstwo obrony pochwaliło się niedawno, że rozkaz prezydenta zostanie wykonany do końca bieżącego roku. Wtedy rosyjskie wojska mają w pełni kontrolować całą strefę przybrzeżną w rejonie Arktyki, rozciągającą się na długości przeszło 6200 kilometrów.
Zainteresowanie Kremla terytoriami wokół bieguna północnego ma bardzo praktyczny wymiar, motywowane jest bowiem ogromnymi bogactwami naturalnymi ukrytymi pod dnem Oceanu Arktycznego. Tylko według niepełnych danych Arktyka to 25 proc. globalnych zasobów ropy naftowej, węgla, szlachetnych metali, diamentów oraz gazu ziemnego, kryjących się głównie w podmorskim szelfie.
Zwrot na północ
Ostatnio minister bogactw naturalnych i ekologii Federacji Rosyjskiej Siergiej Donskoj poinformował, że wiosną 2015 roku Moskwa złoży w Komisji ONZ ds. Granic Szelfu Kontynentalnego wniosek o rozszerzenie swych granic w Arktyce.
Łącznie co najmniej pięć krajów - oprócz Rosji są to USA, Kanada, Norwegia i Dania - stara się zapewnić sobie jak najlepsze pozycje na dalekiej północy. Ale rozwój sytuacji w tym regionie bacznie obserwują również Chiny, Indie oraz Unia Europejska.
W 2012 roku znany z nacjonalistycznych i antyzachodnich poglądów rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin ostrzegał publicznie, że jeśli Rosja w przeciągu najbliższych 40 lat nie zabezpieczy narodowych interesów w Arktyce, może stracić swoją suwerenność.
Źródło: Barents Observer, PAP, WP.PL