Atakował w centrum Warszawy. Policja nie zareagowała przez 90 minut
Nagi mężczyzna atakował i wyzywał przechodniów tuż przed Pałacem Kultury i Nauki. Młody człowiek wdał się też w bójkę i rzucał w ludzi szklanymi butelkami. Policja nie przyjechała na miejsce, a dyspozytor numeru 112 "uspokajał" zgłaszającego słowami: - Jest sobota noc. Niech pan wyluzuje troszkę, dobrze?
28.08.2022 | aktual.: 29.08.2022 00:00
Świadkami zajścia byli dziennikarze Wirtualnej Polski i Super Expressu, którzy przez ponad półtorej godziny próbowali zainteresować tematem służby.
Sytuacja na miejscu wyglądała na niebezpieczną. Młody mężczyzna zaczepiał przypadkowych przechodniów - machał rękami, wyzywał ich i groził, że ich pozabija. Wszystko to działo się obok pomnika Janusza Korczaka, który znajduje się kilkadziesiąt metrów od Pałacu Kultury.
Mężczyzna zachowywał się, jakby był niezrównoważony lub pod wpływem środków odurzających: pił brudną wodę z fontanny, wychlapywał z niej wodę. Jednak przede wszystkim był agresywny i mógł stanowić zagrożenie dla innych - dlatego zdecydowaliśmy, że trzeba zawiadomić służby.
Zobacz wideo, które nagraliśmy:
Zero reakcji
Pierwszy telefon z prośbą o interwencję do straży miejskiej wykonaliśmy o godzinie 22.51.
Mimo podania dokładnej lokalizacji, po dziesięciu minutach patrolu nie było, a młody mężczyzna stawał się coraz bardziej agresywny. W pewnym momencie zaczął wyjmować z kosza szklane butelki i rzucał nimi w ludzi, którzy ze strachu zaczęli uciekać.
Ponownie zadzwoniliśmy na 112. Dwie minuty później agresywny człowiek wdał się w bójkę z grupą postronnych osób. Na szczęście został skutecznie odepchnięty i nikomu nie zrobił krzywdy. Nie wiadomo jednak, co mogłoby się stać, gdyby trafił na mniej wysportowanego przeciwnika lub kobietę.
Nagi biegał przed Pałacem Kultury
Patrolu nadal nie było. Napastnik zaczął się obnażać, półnagi zaczepiał przechodniów. Podszedł też do ludzi siedzących na ławce i uderzył ich swoim plecakiem.
Groza przed Pałacem Kultury trwała pół godziny od momentu zgłoszenia. Specjalnie zostaliśmy na miejscu, żeby sprawdzić, czy na pewno przyjadą służby. Około 23.20 wciąż ich nie było, za to mężczyzna pobiegł w kierunku skrzyżowania ulicy Marszałkowskiej ze Świętokrzyską i zniknął z naszych oczu.
Ponownie dostrzegliśmy go chwilę przed północą w okolicy tego samego skrzyżowania. 100 metrów dalej - przy ulicy Marszałkowskiej - stał radiowóz, który prowadził inną interwencję. Podeszliśmy do funkcjonariuszy prosząc, żeby chociaż podali przez radio namiary dla innych patroli, żeby wiedzieli, gdzie znajduje się agresywny człowiek.
Tłumaczyliśmy policjantom, że wcześniej widzieliśmy, jak zaczepia oraz bije przypadkowe osoby. Podkreśliliśmy że zgłaszaliśmy to na 112, ale nikt nie zareagował. W odpowiedzi funkcjonariusze tylko stwierdzili: "trzeba było zadzwonić na 997, a nie na 112, teraz jesteśmy zajęci".
"Niech pan wyluzuje, dobrze?"
Akcja przeniosła się przed domy towarowe wzdłuż ulicy Marszałkowskiej. Będąc w pobliżu agresora, który nadal wymachiwał rękami i zaczepiał ludzi, ponownie zadzwoniliśmy po pomoc (telefon wykonaliśmy o 0.04 - czyli po ponad godzinie od pierwszego zgłoszenia). Nie sposób komentować tej rozmowy, dlatego poniżej publikujemy nagranie i transkrypcję dialogu jaki wywiązał się pomiędzy dyspozytorem a dziennikarzem "Super Expresu". Dziennikarz Wirtualnej Polski z kolei wszystkiemu się przysłuchiwał i nagrywał.
Zgłaszający (Z): Dzwonię już czwarty raz, proszę o patrol policji, ulica Marszałkowska w Warszawie, niebezpieczny, agresywny mężczyzna.
Dyspozytor (D): A nie Świętokrzyska?
Z: Proszę pana, ten mężczyzna się przemieszcza, no gdzie jest ta policja, ja tu nie widzę żadnego patrolu.
D: Proszę pana, z tego, co widzę, funkcjonariusze powinni być.
Z: Ale no nie ma ich, nie ma tu żadnego patrolu. Ten mężczyzna się przemieszcza.
D: Świętokrzyska, Marszałkowska, proszę pana ...
Z: Dobrze, proszę podjechać pod sklep Mango ulica Marszałkowska, ten mężczyzna przemieszcza się w stronę ronda Dmowskiego. Czy gdyby ten mężczyzna miał nóż, policja zachowałaby się w ten sam sposób?
D: Proszę pana, ale nie do mnie te pretensje. Jest sobota noc, także niech pan wyluzuje troszkę dobrze?
Z: Nie no, mnie to nie interesuje. Ja się czuję zagrożony.
D: Mnie też to nie interesuje proszę pana … idą w kierunku …
Z: Proszę w kierunku ronda Dmowskiego.
D: Przyjąłem, przekażę informacje, dziękuję.
Do godziny 0.30 na miejscu nie pojawił się ani jeden patrol. Mimo wielokrotnego wskazania dokładnego miejsca, nikt nie podjął interwencji. Agresywny mężczyzna pozostał na wolności i nadal zagrażał bezpieczeństwu innych.
Zgłosiliśmy ten fakt ochroniarzowi spacerującemu wzdłuż domów towarowych - sami musieliśmy się już oddalić do domu.
Ratusz i policja zbadają sprawę
- Potwierdzam, że przyjęliśmy kilka podobnych zgłoszeń z różnych lokalizacji w Śródmieściu. O szczegółach interwencji i sposobie ich zakończenia proszę kontaktować się jednak w poniedziałek z Komendą Rejonową Policji w Śródmieściu - komentuje Gabriela Putyra z wydziału komunikacji społecznej stołecznej policji.
- Będziemy wyjaśniać tę sprawę. Pod numerem 112 są nasi dyspozytorzy, ale gdy numer jest zajęty, odebrać może każde Centrum Powiadamiania Ratunkowego w kraju. Sprawdzimy, kto odebrał te połączenie i wyjaśnimy całe zajście. Za bezpieczeństwo w Warszawie odpowiada policja. Sytuacja, która się zdarzyła, nie powinna mieć miejsca - twierdzi z kolei Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka stołecznego ratusza.
O sprawie zostanie zawiadomiony Rafał Trzaskowski. - W trybie nadzoru wystąpimy do prezydenta Warszawy o wyjaśnienia, które pozwolą ustalić, co dokładnie się wydarzyło - zapewniła z kolei w rozmowie z "Super Expressem" Ewa Filipowicz, rzeczniczka wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła.
Były policjant: musi być wewnętrzna kontrola
O ocenę zajścia poprosiliśmy też Mariusza Sokołowskiego, byłego rzecznika polskiej policji.
- Sytuację powinna wyjaśnić wewnętrzna kontrola w Komendzie Stołecznej. Należałoby wyjaśnić, dlaczego nie dojechał tam patrol, bo z opisu wynika, że zachowanie mężczyzny mogłoby skończyć się w różny sposób - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Sokołowski.
- Reakcja policji w związku z zawiadomieniem powinna być najszybsza. Wiem, że w ostatnim czasie, w kontekście tego, co wydarzyło się na Nowym Świecie, ulokowano patrole szybkiej interwencji. Nie rozumiem, dlaczego nikt nie zareagował - podsumowuje.
Rozmowę z dyspozytorem numeru alarmowego 112 ocenia dla nas z kolei Paweł Roman, adwokat.
- Moim zdaniem to jest niewłaściwa reakcja, to nie powinno się zdarzyć. Cała ta sprawa powinna zostać wyjaśniona. Jeśli jedna, druga, trzecia osoba zgłasza zdarzenie na 112, to ja bym oczekiwał, żeby patrol udał się natychmiast w tą okolicę, by zweryfikować, czy istnieje realne zagrożenie - mówi Roman.
- Nie możemy wykluczyć, że faktycznie wszystkie patrole w okolicy były zajęte, ale dyspozytor powinien uspokajać. To nie na obywatelu leży obowiązek chodzenia za niebezpiecznym człowiekiem. Opis, który mi został przedstawiony, wskazuje, że doszło do jakiegoś zaniedbania. Nie wiemy, po której stronie. Nie podjęto natomiast interwencji i to jest błąd. To też jest fatalny sygnał do społeczeństwa, że jak zadzwonią na 112, to się nic nie wydarzy - dodaje.
Gwałty i morderstwo w Warszawie
Przypomnijmy, że w tym roku w Warszawie doszło do serii ataków na kobiety, a także morderstwa po bójce na Nowym Świecie.
Jak pisaliśmy na Wirtualnej Polsce, na początku sierpnia w Parku Praskim została zgwałcona i zabita 50-letnia kobieta. Na jej ciało natknął się pracownik firmy sprzątającej, który nad ranem wykonywał tam swoje obowiązki.
Z kolei w czerwcu pisaliśmy, że w krzakach na Ursynowie znaleziono 13-letnią dziewczynkę. Nieletnia była odurzona alkoholem i nie miała na sobie bielizny, a lekarze stwierdzili, że została zgwałcona.
W równie popularnym miejscu co okolice Pałacu Kultury - na Nowym Świecie - na początku maja doszło do morderstwa. Ofiara najprawdopodobniej została raniona ostrym narzędziem. Wcześniej miało dojść do awantury na rogu Foksal i Nowego Światu, a do śmiertelnego ataku doszło w jednej z bram. Ranny mężczyzna zdążył wbiec do pobliskiego sklepu. Niestety, nie przeżył. Do tej pory nie ma informacji, żeby policja odnalazła i zatrzymała sprawcę.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski