Atak rakietowy przy granicy z Polską. "NATO powinno zareagować"
Wojska rosyjskie przeprowadziły atak rakietowy w rejonie Lwowa na obiekty infrastruktury kolejowej i wojskowej nieopodal granicy z Polską. W reakcji na ostrzał, NATO powinno położyć większy parasol ochronny nad zachodnią częścią Ukrainy - podkreślają eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska.
17.05.2022 | aktual.: 17.05.2022 13:24
Do ataków doszło w nocy z poniedziałku na wtorek w okolicach Lwowa, jedynie 20 kilometrów od granicy z Polską. Dziennikarze Associated Press widzieli jasną poświatę, która rozświetliła nocne niebo nad zachodnią częścią miasta. Jak przekazał w mediach społecznościowych burmistrz Lwowa Andrij Sadowy, nie ma potwierdzonych informacji o trafieniu pocisków w miasto. Inne źródła podawały z kolei, że kilka rakiet zestrzeliła obrona przeciwlotnicza.
Zdaniem szefa lwowskiej obwodowej administracji wojskowej Maksyma Kozytskijego, Rosja próbowała zniszczyć obiekt infrastruktury wojskowej przy granicy z Polską. Jej celem miała być również infrastruktura regionalnego oddziału Kolei Lwowskiej w rejonie jaworowskim.
"Próba wywołania strachu i wysłanie sygnału do Kijowa"
- Rosja prowadzi wojnę na wyczerpanie i wyniszczenie Ukrainy. Atak rakietowy to próba wywołania strachu i wysłanie sygnału do Kijowa. Przede wszystkim uderzenie obliczone było na zniszczenie infrastruktury związanej z dostawami sprzętu dla Ukrainy. Rosjanie mogli podejrzewać, że w ośrodku wojskowym pod Lwowem przeprowadzane były szkolenia - mówi Wirtualnej Polsce gen. Roman Polko, były wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i były szef jednostki specjalnej GROM.
W jego opinii, z racji, że zdarzenie miało miejsce jedynie 20 kilometrów od granicy z Polską, NATO powinno położyć większy parasol ochronny nad zachodnią częścią Ukrainy.
- Sojuszowi powinno zależeć na ochronie cywilnej ludności i ochronie wymiany gospodarczej, która ma miejsce w tamtym rejonie. Miliony ton zbóż, które nie mogą być wysyłane przez port w Odessie, przechodzą m.in. przez przejścia graniczne z Polską. Warto byłoby w tamtym rejonie wzmocnić bezpieczeństwo i eliminować zagrożenie ze strony Rosjan. Zarówno na pograniczu, w miejscowościach w rejonie Lwowa, jak i węzłach komunikacyjnych. Z informacji przekazanych przez władze obwodu wynika, że udało się część rakiet strącić, ale potrzebne jest większe doposażenie. Żeby działało to tak skutecznie, chociażby jak systemy izraelskie - ocenia gen. Polko.
Zobacz też: Rakiety przy granicy z Polską. Co powinno zrobić NATO? Gen. Koziej odpowiada
"Putinowi nie idzie, więc próbuje się odgryzać"
Według płk Andrzeja Kruczyńskiego, byłego oficera GROM-u, uczestnika działań specjalnych i misji zagranicznych, "Putinowi nie idzie na wojnie w Ukrainie, więc próbuje się odgryzać".
- Takie ataki będą już z każdym dniem malały, bowiem Rosjanie są już praktycznie "wystrzelani". Nowych rakiet nie produkują, a starych na magazynie nie mają zbyt wielu. Muszą mieć też zapas na "czarną godzinę". Rosjanie zdają sobie sprawę, że w tamtym rejonie są węzły komunikacyjne i przemieszcza się pomoc z Zachodu. Ataki rakietowe w okolicach Lwowa mają "nadszarpnąć" infrastrukturę - mówi nam płk Kruczyński.
Jak podkreśla ekspert, liniami kolejowymi w rejonie Lwowa można przewozić bardzo dużo broni, sprzętu, towarów, żywności, leków.
- Można je dość dobrze zakamuflować i ukryć. Przewóz transportem drogowym będzie bardziej widoczny. Takie miasta jak Lwów muszą być więc dobrze chronione, muszą być wyposażone w zachodnie systemy przeciwrakietowe. Obrona przeciwlotnicza nie gwarantuje co prawda 100-procentowego zestrzelenia rakiet, ale – tak jak to miało miejsce pod Lwowem – zestrzelenie kilku pocisków już jest dużym sukcesem ukraińskiej armii – dodaje płk Kruczyński.
"To dla Rosji jeden z największych problemów"
- To jest dla Rosji jeden z największych problemów - zahamowanie pomocy zachodniej dla armii ukraińskiej (...), izolacja armii ukraińskiej walczącej na wschodzie przed dostarczeniem jej przez Zachód pomocy wojskowej. Stąd ataki rakietowe na transporty, na linie komunikacyjne, na węzły kolejowe, na mosty, na bazy z bronią i amunicją zachodnią, która jest dostarczana Ukrainie – tłumaczył gen. Koziej.
Jak mówił, to "ogromne wyzwanie dla Zachodu, wyzwanie dla NATO". - Rosjanie atakują rakietami dalekiego zasięgu o podwójnym przeznaczeniu. Rakiety, które wybuchają w okolicach Lwowa, 15 km od granicy Polski, to są rakiety, które mogą także przenosić broń nuklearną. Dlatego moim zdaniem NATO powinno wprowadzić strefę obrony przeciwrakietowej przeciwko tego typu rakietom. Wszystkie rakiety, które mają charakter podwójnego przeznaczenia, które lecą w kierunku granicy NATO, powinny być zestrzeliwane - stwierdził.
Gen Polko: Putin nie ma czym i kim walczyć
Zdaniem gen. Polko, atak rakietowy na Lwów wpisuje się w strategię rosyjskich uderzeń w węzły dostawcze i linie komunikacyjne w zachodniej Ukrainie.
- Rosja jest praktycznie na wyczerpaniu swoich zasobów i marzy, żeby uzyskać jakikolwiek sukces militarno-polityczny. W ostatnich dniach jej sytuacja na froncie uległa pogorszeniu i jeszcze bardziej się "zawęziła", aniżeli w pierwszych dniach wojny. Najpierw celem była cała Ukraina, później Donbas, teraz już mówi się o uzyskaniu choć obwodu ługańskiego. Będzie więc teraz dążyła do "zamrożenia" konfliktu, by odzyskać zdolności bojowe. A równocześnie resztkami rakiet, które posiada, próbuje ograniczyć przy granicy z Polską militarną i gospodarczą wymianę z Zachodem. Rosja traci inicjatywę, a Ukraina ją zyskuje. Putin nie ma czym i kim walczyć - podsumowuje gen. Polko.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski