Atak rakietowy na lotnisko sił ISAF
Lotnisko w Choście na
wschodzie Afganistanu, gdzie stacjonują żołnierze międzynarodowej
koalicji antyterrorystycznej, zostało w niedzielę zaatakowane
rakietami. Nie ma ofiar ostrzału.
Informację taką podała Islamska Afgańska Agencja Prasowa AIP z siedzibą w Pakistanie, powołując się na świadków. Według nich na lotnisko spadły trzy rakiety, z których pierwsza uderzyła w jeden z budynków, a dwie pozostałe spadły w pobliżu.
Do podobnego ataku na lotnisko w Choście doszło w czwartek. Wtedy również obyło się bez ofiar.
W prowincji Chost i sąsiedniej Paktii przebywa kilkuset żołnierzy, m.in. z USA, Wielkiej Brytanii i Kanady, którzy biorą tam udział w ściganiu niedobitków al-Qaedy i zwolenników talibów. Operacja przebiega pod kryptonimem "Górski Lew".
Tymczasem korespondentowi Associated Press udało się dotrzeć do Obejdullaha, ukrywającego się w Pakistanie taliba, który sprawował odpowiedzialne funkcje w wywiadzie wojskowym reżimu. Zapewnił on, że talibowie przegrupowują się obecnie w górskich kryjówkach i czekają na upadek popieranych przez Zachód tymczasowych władz kraju.
Dodał, że jednooki mułła Omar, duchowy przywódca talibów jest cały, zdrowy i ukrywa się gdzieś w kraju. Ale gość może być wszędzie. Może być w Afganistanie, albo w Czeczenii, albo w Jemenie - powiedział, mając na myśli Osamę bin Ladena, saudyjskiego milionera-terrorystę, który przez kilka lat korzystał z gościny rządzących Afganistanem talibów.
AP podkreśla, że spotkanie jej korespondenta z wysokim przedstawicielem reżimu talibów pokazuje, że wielu z nich mogło przedostać się do Pakistanu i tam znaleźć bezpieczne schronienie. Nie przeszkodziła temu ani wzmocniona granica, ani obecność w Pakistanie sił amerykańskich i ich współpraca z miejscowymi służbami specjalnymi.
To długa granica i jest wiele przejść - powiedział Obejdullah. Można się przedostać tym, albo drugim. To nie problem. Po prostu przyjechałem tu z Afganistanu. To było łatwe. (and)