Atak na załogę karetki pogotowia
Krewni chorego zaatakowali załogę karetki pogotowia, która miała trudności z trafieniem pod podany w wezwaniu adres gospodarstwa w podkieleckiej miejscowości. Sprawę bada policja.
Do zdarzenia doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek. Przed północą dyspozytorka pogotowia w Kielcach odebrała wezwanie do chorego z dusznościami w Mąchocicach. Po dojeździe do miejscowości kierowca karetki nie mógł znaleźć wskazanego adresu. Dyspozytorka kontaktowała się z rodziną chorego, podawano jej różne wersje dojazdu polnymi drogami. Karetka dojechała na miejsce po mniej więcej 30 minutach od wezwania.
Jak powiedziała dyrektor ds. medycznych Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego Marta Solnica, wokół chorego leżącego na podwórzu stało trzech lub czterech mężczyzn i dwie kobiety. Mężczyźni powitali załogę pogotowia wyzwiskami, nie chcieli dopuścić ratowników do pacjenta. Syn pacjenta wywijał siekierą. Gdy chorego wreszcie udało się umieścić w samochodzie, mężczyzna zbił pięścią lusterko karetki. Dwaj mężczyźni wsiedli na motory i zajeżdżali karetce drogę stwarzając niebezpieczeństwo kolizji.
W karetce podjęto akcję reanimacyjną, ale była ona nieskuteczna. Stwierdzono zgon. Sekcja zwłok wykaże, kiedy chory zmarł.
Po przyjeździe do Kielc ratownicy zgłosili sprawę policji. Po odjeździe karetki dyspozytorka odbierała telefony z pogróżkami.
Jesteśmy przyzwyczajeni do wyzwisk i obelg, które zdarzają się bardzo często. Ale do takich sytuacji do tej pory nie dochodziło - powiedziała Marta Solnica.
Dyrektor podkreśliła, że ludzie często wzywając pogotowie nie zdają sobie sprawy z tego, że karetce trudno trafić pod wskazany adres - szczególnie tak jak w tej sytuacji: w nocy, gdy dom stoi na skraju lasu i prowadzą do niego polne drogi, którymi trudno dojechać. W takich wypadkach najlepiej wyjść do głównej drogi i pokierować załogą pogotowia.