Łukaszenka mówi o Warszawie i Łodzi. Tak wmieszał Polskę w atak
Alaksandr Łukaszenka wręczał we wtorek odznaczenia państwowe wojskowym i funkcjonariuszom służb. W pewnym momencie, wbrew temu, co mówił wcześniej, przyznał, że doszło do ataku na lotnisko Maczuliszcze. Dyktator wykorzystał tę okazję, by wmieszać w sprawę Polskę i po raz kolejny wygłosić propagandowe kłamstwa na temat naszego kraju.
07.03.2023 | aktual.: 07.03.2023 16:07
Wiele informacji, które podają rosyjskie i białoruskie media państwowe czy kremlowscy oficjele, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej i Białorusi.
26 lutego doszło do ataku na białoruskie lotnisko Maczuliszcze, gdzie stacjonują rosyjskie samoloty. Uszkodzony miał zostać rosyjski samolot wczesnego ostrzegania A- 50. Łukaszenka początkowo zaprzeczał tym doniesieniom. Opublikowano nawet nagranie kołującego na pasie startowym A-50, by dowieść, że maszyna jest cała.
We wtorek białoruski dyktator zmienił jednak "zeznania". Wręczając odznaczenia funkcjonariuszom służb, stwierdził nagle, że "nie przyszli na uroczystość z pustymi rękami, lecz z prezentem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
- Tę historię można nazwać niewiarygodną - stwierdził. Jak wynika z relacji agencji BelTa, Łukaszenka powiedział, że wszystko zaczęło się osiem lub sześć miesięcy temu w Kijowie. Jak relacjonował, SBU i kierownictwo CIA przygotowywało operację przeciwko Białorusi i wyszkoliło w tym celu "terrorystę". To, jak stwierdził białoruski dyktator, Rosjanin z obywatelstwem rosyjskim i ukraińskim, który "urodził się w Krzywym Rogu, mieszkał na Krymie", a w Austrii miał rodzinę.
- Został zwerbowany przez ukraińskie służby specjalne chyba w 2014 r. To informatyk lub jest dobrze zorientowany w technologii informatycznej. Przygotowywał się do aktów terrorystycznych - mówił Łukaszenka.
Najwyższa technologia i chiński dron ze sklepu
- To, co widzieliśmy podczas operacji na Białorusi, było naprawdę niewiarygodne. Wykorzystano najwyższą technologię. Został przeszkolony w tym wszystkim w ciągu ponad jednego miesiąca. Po szkoleniu został skierowany, tak mówiło KGB, na nasze terytorium - relacjonował.
Chwilę później sam zdeprecjonował swoje słowa, mówiąc, że ataku dokonano przy pomocy chińskiego komercyjnego drona, który można kupić "także w sklepie na Białorusi". Obiecał też wyjawić później, jak ten dron - lub drony - przemycono na Białoruś.
Łukaszenka wmieszał w sprawę Polskę
Jak ów "terrorysta" dostał się na Białoruś? Otóż - według Łukaszenki - droga miała prowadzić przez Polskę. Początkowo chciał przekroczyć granicę w Brześciu, ale białoruski pogranicznik - jak twierdzi Łukaszenka - był nieugięty. Mężczyzna wybrał więc alternatywną trasę. - Warszawa - Łódź - Ryga - Psków - wyliczał miasta, przez które prowadziła trasa "terrorysty".
Nie wnikamy w znajomość geografii białoruskiego dyktatora i pominięcie na tej trasie Litwy (może zdaniem Łukaszenki Łódź to litewskie miasto?). Ważne jest to, że rosyjski pogranicznik wpuścił go do Rosji. - Niestety - podkreślił Łukaszenka.
Białoruski dyktator przyznał, że rosyjski A-50 został lekko uszkodzony. - Na szczęście samolot nie doznał większych uszkodzeń, poza, jak to się mówi, zadrapaniami i jedną dziurą w kadłubie, co nie przeszkadza samolotowi wojskowemu w wykonywaniu swoich obowiązków - mówił Łukaszenka. - Mimo to poprosiliśmy Rosjan, żeby wzięli ten samolot do serwisu i przysłali nam inny. I tak się stało - stwierdził.
Łukaszenka zaprotestował także przeciwko nazywaniu A-50 rosyjskim samolotem. - Stacjonuje na terytorium Białorusi, więc to nie jest rosyjski samolot - stwierdził, tłumacząc, że sam prosił Putina o jego przysłanie, by móc chronić niebo nad swoim krajem.
- Ten samolot nigdy nie wleciał na terytorium Ukrainy, nigdy nawet nie zbliżył się do granicy (i nie musi), Polski, Litwy - wszystkich tych szumowin, które dziś działają przeciwko Białorusi. Działaliśmy zgodnie z prawem. Nikomu nie daliśmy powodu do ataku - zapewnił Łukaszenka.
Warto podkreślić, że dla białoruskiego dyktatora każda okazja jest dobra do powtórzenia propagandowych kłamstw na temat Polski. Wpisuje się to w przekaz, jakoby Polska także była agresorem i planowała - co jest oczywistą bzdurą - np. rozbiór Ukrainy.
Czytaj też:
Źródło: belta.by