Polacy ranni w Bachmucie. Kobieta straciła nogę. Dramatyczna relacja

Polscy wolontariusze zostali ostrzelani w Ukrainie. Grażyna Aondo-Akaa i Kamil Moskal zostali ranni. Kobieta straciła nogę. Ich relacja jest wstrząsająca. - Poczułam, jak zaczyna ze mnie wypływać krew - mówi kobieta.

Atak na Polaków w Ukrainie
Atak na Polaków w Ukrainie
Źródło zdjęć: © Facebook, PAP
Katarzyna Bogdańska

- Mieliśmy świadomość, że balansujemy na granicy życia i śmierci - powiedziała wolontariuszka Grażyna, która wiozła pomoc humanitarną. W Bachmucie w Ukrainie straciła nogę w wybuchu pocisku. Od wtorku razem z drugim rannym wolontariuszem jest na leczeniu w szpitalu klinicznym nr 4 w Lublinie.

Nauczycielka akademicka z Krakowa i wolontariuszka krakowskiego Stowarzyszenia Klika, w nagraniu przesłanym do mediów w środę powiedziała, że razem z wolontariuszem Kamilem przyjechali do położonego niedaleko linii frontu Bachmutu w piątek.

Relacja wolontariuszy

- Pojechaliśmy z pomocą humanitarną, prezentami dla dzieci, kutią - stwierdziła wyjaśniając, że w piątek wypadały prawosławne święta. - To był nasz czwarty wyjazd do Bachmutu, bo od jakiegoś czasu żyjemy w Ukrainie, wspierając osoby z niepełnosprawnością, dzieci i seniorów - powiedziała.

Jak podała, część pomocy rozładowali w pierwszej ogrzewalni, tzw. Puncie Niezłomności w Bachmucie. Następnie udali się do drugiego punktu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Tyle, co otworzyliśmy bagażnik od auta i zaczęliśmy się przymierzać do wypakowywania, przyleciał pocisk - podobno moździerzowy - uderzył ok. 30 m od nas w blok mieszkalny, a my oberwaliśmy odłamkami - powiedziała.

- Pamiętam każdą jedną sekundę tego, co się stało. Ogromny huk i błysk. Przewróciłam się momentalnie na ziemię. To była ogromna siła. Poczułam, jak zaczyna ze mnie wypływać krew - zrelacjonowała, dodając, że w lewej nodze czuła ogromny ból, a w prawej nic. - Zastanawiałam się, czy umieram - przyznała.

Po wybuchu - wspomniała - trafiła do punktu pierwszej pomocy w Bachmucie, gdzie została opatrzona i otrzymała znieczulenie. Następnie została przewieziona do szpitala w Pawłogradzie w środkowo-wschodniej Ukrainie. Tam przeszła operację. 10 stycznia - po 18-godzinnej podróży karetką - trafiła do szpitala w Lublinie.

Opiekun osób niepełnosprawnych z Myślenic i wolontariusz stowarzyszenia Klika Kamil powiedział, że w Ukrainie był od 7 marca ub. r.

Jak zrelacjonował, zanim spadł pocisk, wszedł do samochodu, żeby podawać z niego żywność. Wtedy nastąpił wstrząs, został rzucony do przodu auta i ogłuszony. Kiedy wyszedł z pojazdu, zobaczył leżące osoby i dużo krwi. Opanował silne emocje i przystąpił do udzielania Grażynie pomocy.

- Było ciężko. Nie da się tak łatwo otrzymać pomoc w Bachmucie. To jest praktycznie front. Bardzo długo leżeliśmy tam na ziemi. 10-20 minut nie dało się uzyskać pomocy - powiedział.

Zrelacjonował, że dwa koła w ich samochodzie były zniszczone. Na szczęście - dodał - przyjechał ambulans. Po wybuchu spędził noc w Bachmucie, później dzięki pomocy jednego z wojskowych, udało mu się załatwić koła do samochodu i dołączyć do Grażyny w Pawłogradzie, skąd dotarli do Lublina.

Jak przyznał, podczas wybuchu został raniony odłamkiem, który jest tak mały i wszedł tak głęboko, że razem z lekarzami postanowili go nie ruszać. - Jestem szczęśliwy, że żyjemy - powiedział.

Grażyna zauważyła, że to przytomność Kamila ją uratowała. - Anestezjolog w Bachmucie obiecał mi, że za rok będę tańczyć i to jest mój plan na najbliższy czas - przyznała. Dodała, że cały czas jest na mocnych lekach przeciwbólowych.

Podała, że pierwszy raz do Ukrainy przyjechała w lipcu ub. r. i spędziła tam łącznie cztery miesiące. Do Bachmutu i na pierwszą linię frontu - zastrzegła - na pewno nie wróci, ale chciałaby nadal pomagać Ukrainie.

- Dopóki tam będą najsłabsi i potrzebujący, ta pomoc będzie z mojej strony zadeklarowana - powiedział Kamil. Nawiązując do przeżyć z Bachmutu, zauważył, że jadąc tam z Grażyną mieli na sobie kamizelki kuloodporne, hełmy, ale znaleźli się w złym miejscu i czasie. - W każdej chwili możesz zniknąć, zostać ciężko ranny. Strach nie jest paraliżujący. On przypomina ci, żeby wszystko było pod kontrolą, żeby rozglądać się, gdzie możesz uciec - wyjaśnił.

"Bachmut to piekło"

Zdaniem Grażyny, wolontariusze wybierający pomoc Ukrainie muszą mieć pełną świadomość ryzyka. - Cały czas mieliśmy świadomość, że balansujemy na granicy życia i śmierci, że to, czy coś się wydarzy czy nie, to jest loteria - stwierdziła.

- Bachmut to jest piekło. Bardzo mnie uderzyło, że spotkaliśmy ogrom ludzi z niepełnosprawnością intelektualną. Znacznie więcej niż statystycznie być powinno - powiedziała. Jak wyjaśniła, takie osoby często są uwięzione w domach, bez dostępu do wody, nie potrafią same sobie zorganizować ewakuacji, mało kto jest zainteresowany przyjmowaniem ich u siebie, dlatego tam zostają.

Ranni wolontariusze przebywają na Oddziale Ortopedii i Traumatologii SPSK nr 4 w Lublinie. Grażyna straciła część nogi. Jak ustaliła PAP, polscy lekarze walczą o uratowanie drugiej.

Stowarzyszenie Klika z Krakowa wspiera osoby z niepełnosprawnością w Ukrainie, dostarczając im żywność, pomagając w ewakuacji, odwiedzając i starając się aktywizować społeczność lokalną.

Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiewolontariuszepolacy
Wybrane dla Ciebie