PolskaAptekarze rozkładają ręce. "Mamy problem z 95% recept"

Aptekarze rozkładają ręce. "Mamy problem z 95% recept"

Przepisy związane z ustawą refundacyjną są różnie interpretowane i do końca nie wiadomo, jak je stosować - zwracali uwagę kieleccy lekarze i farmaceuci. Właścicielka jednej z kieleckich aptek Bożena Śliwa powiedziała, że 95% recept, z jakimi przychodzili pacjenci, to recepty "problematyczne".

Właściciele niemal wszystkich aptek w województwie świętokrzyskim złożyli dokumenty potrzebne do podpisania umów z NFZ na 2012 r., dotyczących wydawania leków refundowanych. Oznacza to, że apteki mogą sprzedawać takie lekarstwa. Rzeczniczka świętokrzyskiego oddziału NFZ Beata Szczepanek powiedziała, że takich aptek jest 480.

Do świętokrzyskiego NFZ aptekarze nie zgłaszali problemów z realizacją recept wypisywanych na zasadach obowiązujących od 1 stycznia. Zdarzały się natomiast starsze osoby, które widząc na recepcie pieczątkę z napisem: "Refundacja leku do decyzji NFZ", przychodziły do siedziby funduszu, pytając, jak mają zrealizować takie recepty.

Większość lekarzy informację "Refundacja leku do decyzji NFZ" wpisuje na recepty ręcznie, czerwonym długopisem. Świętokrzyska Izba Lekarska uznała, że nie będzie zamawiała dla każdego lekarza w regionie pieczątek. - Lekarze mogą zrobić to we własnym zakresie lub wpisywać informację odręcznie - to forma manifestacji - powiedział prezes Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej, January Lewandowski.

- Głównie chodzi o to, by lekarze - jeżeli nie są w 100% pewni, czy pacjent jest ubezpieczony - nie wpisywali kodu oddziału NFZ na recepcie. Wówczas nie będą ponosili konsekwencji finansowych w wypadku przepisania leku refundowanego osobie, która nie ma do tego uprawnień - dodał.

Izba poprosiła także lekarzy, by - jeżeli mają wątpliwości co do poziomu odpłatności za konkretny lek - nie wypełniali tej rubryki na recepcie. "Lista leków refundowanych ukazała się tuż przed końcem roku. Lekarze nie mieli czasu zapoznać się szczegółowo z wykazem i stopniem refundacji medykamentów - argumentował.

Właścicielka jednej z kieleckich aptek Bożena Śliwa powiedziała, że 95% recept, z jakimi w poniedziałek przychodzili pacjenci, to recepty "problematyczne". - Jeżeli na recepcie jedynym uchybieniem jest pieczątka lub wpis, to realizujemy ją jako refundowaną. Problem zaczyna się wtedy, kiedy lekarz nie wypełni rubryki z numerem oddział NFZ, co oznacza, że nie weryfikował ubezpieczenia pacjenta. Wtedy żądamy potwierdzenia ubezpieczenia. Jeżeli pacjent nie może okazać dokumentu potwierdzającego prawo do świadczeń, to może złożyć na piśmie oświadczenie o zgłoszeniu do ubezpieczenia zdrowotnego - tłumaczyła.

Wicedyrektor ds. lecznictwa sieci kieleckich przychodni "Promed" Rafał Szczukocki powiedział, że lekarze w przychodniach wypełniają recepty w prawidłowy sposób, dodatkowo przybijając czerwone pieczątki. Przy zapisie do lekarzy wymagane są - jak do tej pory - dokumenty potwierdzający ubezpieczenie.

Z kolei w przychodni Artimed lekarze sami decydują, w jaki sposób wypisywać recepty - większość czyni to zgodnie z nowymi przepisami. Prezes spółki Dariusz Saletra powiedział, że wcześniej lekarze sprawdzili, które z najczęściej stosowanych przez nich leków są na nowej liście refundacyjnej i jaka odpłatność jest za nie wymagana.

Warszawa: ceny poszły w górę

W Warszawie w wybranych aptekach, farmaceuci wprowadzili zasadę pełnej odpłatności pacjenta za lek na taką receptę, nawet jeśli należy on do grupy 230 medykamentów przypisywanych pacjentom cierpiącym na choroby przewlekłe.

Jak poinformowano w aptece przy ul. Wilczej, insulina zdrożała tam z 25 do 280 zł, a paski do mierzenia poziomu cukru z 3,20 do 47,80 zł. W Aptece "Na Chmielnej" cena pozawałowego Plavixu wynosi nie 40, a 100 zł.

W innej ze śródmiejskich aptek jedna z pacjentek żaliła się, że musi teraz zapłacić pełną stawkę za refundowany lek Miflonide, przeciwdziałający astmie.

- Zależy nam na dobru pacjentów, więc będziemy realizować wszystkie prawidłowo wypełnione recepty, także te bez określonego stopnia refundacji przez lekarzy. Niestety, póki refundacyjny system informatyczny nie okrzepnie, zmuszeni jesteśmy robić to bez refundacji - powiedziała farmaceutka z apteki przy ul. Emilii Plater.

Recepty z pieczątką "Refundacja do decyzji NFZ" są realizowane przez śląskie apteki - zapewniają aptekarze. W wielu przypadkach leki okazują się jednak droższe niż dotychczas. - Realizujemy recepty z pieczątką "Refundacja do decyzji NFZ", jednak pacjent otrzymuje lek z mniejszą zniżką, co oznacza, że płaci więcej niż do tej pory. Gdybyśmy żądali stuprocentowej odpłatności, nikt nie zdecydowałby się na wykupienie leków - powiedział aptekarz z centrum Katowic.

Aptekarze wyjaśniali, że nie są realizowane jedynie błędnie wypisane recepty. Kierownik jednej z aptek w Katowicach tłumaczyła, że odesłali kilku pacjentów, którzy otrzymali recepty z numerem PESEL wydrukowanym w miejscu przeznaczonym na umieszczenie nazwy leku.

Błędy w receptach

Jak poinformowało biuro prasowe śląskiego oddziału NFZ, na dzień 1 stycznia 1505 z 1589 aptek podpisało z Narodowym Funduszem Zdrowia umowy na 2012 rok. Rzecznik śląskiego oddziału Jacek Kopocz powiedział, że pozostałe umowy to tylko formalność, ponieważ złożenie wniosku było "tożsame z podpisaniem umowy".

Większość recept, które w poniedziałek trafiły do aptek w Gdańsku, miała pieczątkę "Refundacja leku do decyzji NFZ". Aptekarze zazwyczaj realizowali recepty i rzadko odsyłali pacjentów do lekarza.

Aptekarze w woj. zachodniopomorskim, zmagali się z błędnie wypisanymi przez lekarzy receptami i blankietami podstemplowanymi pieczątką "Refundacja do decyzji NFZ".

Jak poinformowała wiceprezes Zachodniopomorskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej w Szczecinie Hanna Borowiak, sprzedano w aptekach działających w zachodniej części województwa trzy leki wypisane na takich receptach - wszystkie z pełną odpłatnością. Farmaceuci skarżą się, że lekarze błędnie wypełniają recepty, nie wypisują w ogóle stopnia refundacji leku i nie piszą, który oddział NFZ jest płatnikiem.

Borowiak powiedziała, że podczas poniedziałkowego, kilkugodzinnego dyżuru zadzwoniło do niej kilkudziesięciu farmaceutów, którzy nie wiedzieli, jak postępować z błędnie wypełnionymi receptami.

Jeżeli pacjenci nie mają przy sobie dokumentów potwierdzających ubezpieczenie, to w przychodni podpisują specjalne oświadczenie. W opinii specjalistów takie dokumenty nie mają mocy prawnej. W przypadku zagrożenia życia pacjenta - w przychodni nie wymaga się potwierdzenia ubezpieczenia.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (41)