Antyszczepionkowe szaleństwo. Jak daleko sięga tolerancja rządzących?
- Jeśli prezydent mówi, że zaszczepił się, bo musiał, bo pełni taką funkcję i jest wstrzemięźliwy wobec obowiązku szczepień, to mamy pewne rozdwojenie jaźni - mówi posłanka Lewicy Monika Falej z Komisji Etyki Poselskiej. - Jestem przeciwnikiem segregowania ludzi, odbierania im praw obywatelskich tylko dlatego, że z jakiegoś powodu się nie zaszczepili - mówi z kolei Janusz Kowalski (Solidarna Polska) z Parlamentarnego Zespołu ds. Sanitaryzmu. Sygnał, który wychodzi z obozu władzy, jest na pewno niespójny.
14.08.2021 09:49
W ostatnich tygodniach obserwujemy nasilenie incydentów z udziałem przeciwników szczepień. Mimo że premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że podobne "bandyckie akty" będą ścigane z całą surowością, a minister zdrowia Adam Niedzielski nazwał podpalenia punktu w Zamościu "aktem terroru wobec państwa", w obozie władzy brakuje spójności w promowaniu szczepień oraz reakcji na zalecenia Rady Medycznej, która chciałaby wyłączenia spod restrykcji osób zaszczepionych.
- Z jednej strony mamy eskalację brutalnych, a wręcz bandyckich zachowań środowisk antyszczepionkowych, a z drugiej przyzwolenie środowisk politycznych. To z mojej perspektywy problem braku zaufania do rządu, a jednocześnie braku zdecydowanych działań, które mogłyby zapobiec kolejnemu lockdownowi - komentuje Monika Falej z Lewicy.
Jej zdaniem, środowiska antyszczepionkowe widzą pewne przyzwolenie na swoje zachowania i "to najgorsza rzecz, jaka może się wydarzyć".
Zobacz też: Które grupy z obowiązkiem szczepień przeciw koronawirusowi? "Trzeba przywrócić szacunek dla nauki"
- Możemy dyskutować o wolności do tego, czy się szczepić, czy nie, ale bierność głównych polityków, to dla mnie nieporozumienie. Jeśli sam prezydent mówi, że zaszczepił się, bo musiał, bo pełni taką funkcję i jest wstrzemięźliwy wobec obowiązku szczepień, to mamy pewne rozdwojenie jaźni. Z jednej strony mamy niewydolną służbę ochrony zdrowia, ratowników medycznych, którzy odchodzą z pracy, bo są wyczerpani do granic możliwości, a z drugiej prezydent mówi, że jest wstrzemięźliwy - dodaje.
Lęk przed "segregacją sanitarną"
Na niespójność poglądów dotyczących ewentualnego obowiązku szczepień w koalicji rządzącej wskazywać może działalność "Parlamentarnego Zespołu ds. Sanitaryzmu". Zasiadają w nim sami posłowie Prawa i Sprawiedliwości (także Zbigniew Girzyński, który odszedł z klubu PiS).
Jak tłumaczy w mediach społecznościowych przewodnicząca zespołu Anna Maria Siarkowska: "sanitaryzm to doktryna polityczna, której założeniem jest podporządkowanie życia społecznego, politycznego, gospodarczego, religijnego, a nawet prywatnego walce z epidemią. W myśl tej doktryny, największym zagrożeniem dla człowieka jest właśnie epidemia".
Wraz z Siarkowską w zespole zasiada Janusz Kowalski. Duet ten jest w ostatnich tygodniach znany z "interwencji" w jednym z domów dziecka, którego podopieczni zostali zaszczepieni przeciw COVID-19.
Jak jednak zapewnia Kowalski, z ruchem antyszczepionkowym nie ma nic wspólnego, a sam preparat przeciwko COVID-19 przyjął i do szczepień zachęca.
- Jestem, tak jak prezydent Andrzej Duda, zwolennikiem dobrowolności szczepień. Nie znam ani jednego posła Zjednoczonej Prawicy, który byłby przeciwnikiem szczepień przeciwko COVID-19 - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
"Bandyci powinni znaleźć się za kratkami"
Odnosząc się do ostatnich ataków grup antyszczepionkowych Kowalski dodaje, że "każde zniszczenie mienia czy naruszenie nietykalności cielesnej powinno być surowo karane". - Każdy bandyta, który atakuje, czy to punkt szczepień, czy kościół, czy policjanta, powinien znaleźć się za kratami - mówi.
Jak tłumaczy, zespół ds. sanitaryzmu zajmuje się jedynie "ochroną konstytucyjnych praw i wolności obywateli". - Jestem przeciwnikiem segregowania ludzi, odbierania im praw obywatelskich tylko dlatego, że z jakiegoś powodu się nie zaszczepili. Segregacja to nie dyskryminacja. Jestem przeciwnikiem wyrzucania z pracy nauczycieli, medyków czy policjantów, bo to właśnie byłaby konsekwencja wprowadzenia przymusu szczepień, przeciwko któremu protestuje słusznie chociażby minister Czarnek - dodaje.
Gowin chce ograniczeń dla niezaszczepionych
Po drugiej stronie barykady w Zjednoczonej Prawicy stoi wicepremier Jarosław Gowin. - Jestem kategorycznym przeciwnikiem przymusowych szczepień, ale równocześnie jestem kategorycznym zwolennikiem rozwiązań wprowadzających ograniczenia dla niezaszczepionych - mówił na antenie Polsat News.
Jego zdaniem osoby, które odmawiają przyjęcia preparatu na COVID-19, stwarzają zagrożenie nie tylko dla siebie. - Mówię to z pełną odpowiedzialnością, po pierwsze jako minister odpowiedzialny za gospodarkę. Ci, którzy się nie szczepią, bez ważnych powodów medycznych, zagrażają tysiącom polskich firm, milionom miejsc pracy - oświadczył.
"Brak współodpowiedzialności za nas wszystkich"
Monika Falej wskazuje, że w sytuacji, gdy brakuje jasnego przekazu, ludzie wybierają to, co jest dla nich wygodne. - Mają obawy co do szczepień, więc słuchają tego, co pasuje do tych rozterek - mówi.
Posłanka Lewicy dodaje, że brak jednoznacznego stanowiska rządu, a jednocześnie wstrzymywanie się z decyzjami dotyczącymi obowiązkowych szczepień dla niektórych grup społecznych mogą wkrótce poskutkować dotkliwą, czwartą już falą koronawirusa.
- Obawiam się, że wkrótce znowu czekają nas kolejki przed szpitalami. Będziemy grzmieć, że nie ma miejsca dla osób, które są chore na zupełnie inne schorzenia. Ludzie nie są leczeni przez brak odpowiedzialności nas wszystkich. Wkrótce dojdziemy do ściany, nie będzie można dostać się do szpitali, a ludzie dopiero wtedy zrozumieją, że są potrzebne radykalne działania. Teraz jest lato, wakacje, oddech, bo nie ma tylu zgonów, co wcześniej, więc ludzie stwierdzili, że pandemia to jakaś naciągana sytuacja, że nie muszą się szczepić. Odbieram to jako brak współodpowiedzialności za nas wszystkich - dodaje Falej.
Posłanka przyznaje, że sama ma bliską osobę chorą onkologicznie i nie wyobraża sobie, żeby z pełną świadomością miała narażać ją na dodatkowe ryzyko.
Braun straszy szczepieniami na COVID-19
Nie jest tajemnicą, że przed konsekwencjami przyjmowania szczepień straszy m.in. poseł Grzegorz Braun z Konfederacji.
Podczas konferencji Adama Niedzielskiego na Podkarpaciu Braun mówił, że minister zdrowia to "naczelny zbrodniarz Rzeczypospolitej". Jak przekonywał, Niedzielski przybył do Jeżowego, żeby jako "minister choroby, syntezator mowy, piętnować mieszkańców, krnąbrnych, zapóźnionych w rozwoju, którzy krytycznie, sceptycznie i bez entuzjazmu podchodzą do operacji tzw. wyszczepiania".
Zapytaliśmy Monikę Falej, jakie ewentualne działania wobec posłów szerzących antyszczepionkowe teorie może podjąć Komisja Etyki Poselskiej.
- Przede wszystkim do KEP musi trafić wniosek dotyczący zachowania posła lub posłanki. Najpierw decydujemy, czy podejmować taką inicjatywę, następnie rozpatrujemy tę kwestię i zapraszamy posła czy wnioskodawców do przedstawienia swoich racji na posiedzeniu komisji. Mamy wachlarz możliwych działań, od nagany po zwrócenie uwagi - powiedziała.
Jak jednak przyznaje, "jeśli mówimy o panu pośle Braunie to myślę, że kiedy nazywa zbrodniarzem, a jednocześnie sam przyczynia się do tego, że wiele osób może umrzeć - sam wystawia sobie ocenę".