Andrzej Stankiewicz: Brutalna wojna o władzę w rządzie
Nie trzeba było nawet stu dni, aby ministrowie Beaty Szydło skoczyli sobie do gardeł. Pod grubym makijażem partyjnej jedności, w rządzie toczy się brutalna wojna o władzę. I o pieniądze - pisze Andrzej Stankiewicz dla WP.
26.02.2016 | aktual.: 26.07.2016 13:07
Polecamy również: Paweł Lisicki o 100 dniach rządu PiS: Histeria się wypaliła
Minister skarbu zagiął parol na wicepremiera. Zaostrza się konflikt między koordynatorem służb specjalnych a szefem MSW. Szef MON próbuje samowolnie obsadzać spółki skarbu państwa. Minister finansów jest chłopcem do bicia dla wszystkich. A część członków rządu praktycznie nie uznaje zwierzchnictwa pani premier. Taka jest ukryta prawda o pierwszych stu dniach rządu.
Frakcja bananowej młodzieży
Kariera polityczna ministra skarbu Dawida Jackiewicza na włosku wisiała kilka razy. Ale chyba najgorzej było dekadę temu. Tuż po świętach Bożego Narodzenia 2006 r. Jackiewicz wdał się w przepychankę z nietrzeźwym mężczyzną, który zaczepiał jego żonę i 5-letniego wówczas syna.
Odepchnięty i uderzony przez polityka napastnik upadł na chodnik i roztrzaskał sobie głowę. Kilka dni później zmarł. Jackiewicz był już wówczas w PiS postacią istotną - właśnie po raz pierwszy został posłem. Mimo że sprawa była wizerunkowo ryzykowna - jakby nie patrzeć polityk pozbawił kogoś życia - to partia stanęła za nim murem. Jeszcze zanim w grudniu 2007 r. prokuratura umorzyła sprawę, Jackiewicz dostał nominację na wiceministra skarbu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Drugi raz też mu się upiekło. Gdy wszyscy prawdziwi pisowcy palili znicze na grobach swych bliskich 1 listopada 2014 r., frakcja bananowej partyjnej młodzieży - Adam Hofman, Mariusz Antoni Kamiński, Adam Rogacki i właśnie Jackiewicz - wybrała się do Madrytu na popijawę. Najpierw ich żony, w tym Anna Jackiewicz, awanturowały się w samolocie, a potem okazało się, że madryccy amigos wyłudzili na wyjazd pieniądze z kasy Sejmu. Trzech pierwszych wyleciało za to partii. Jackiewicz uratowało to, że był europosłem i za wyjazd zapłacił z własnych pieniędzy. Rok po Madrycie został ministrem.
Partyjny wykidajło kontra wizjoner
Choć na pierwszy rzut oka Jackiewicz nie jest w rządzie Beaty Szydło postacią pierwszoplanową, są to jedynie pozory. W rzeczywistości szef resortu skarbu jest jednym z kluczowych ministrów. Reprezentuje potężną koalicję składającą się z ważnych środowisk wewnątrz PiS. I to w jej imieniu prowadzi najpoważniejszą wojnę wewnątrz rządu - z wicepremierem Mateuszem Morawieckim, jego ludźmi, a nawet z założeniami jego ambitnego planu rozwoju.
Morawiecki jest przeciwieństwem Jackiewicza. To nie partyjny wykidajło, tylko wizjoner, który roztoczył przed Jarosławem Kaczyńskim perspektywę przebudowy Polski na modłę gospodarek zachodnich, opartych na własnym kapitale i innowacyjności.
Morawiecki oczarował Kaczyńskiego do tego stopnia, że podczas tworzenia rządu prezes PiS był skłonny wcielić do jego Ministerstwa Rozwoju cały resort skarbu, obiecywany wcześniej Jackiewiczowi. Tak naprawdę, Jackiewicz przygotowywał się do tego ministrowania całe lata, był gotów dla tego stanowiska rzucić mandat europosła, czyli zredukować swe zarobki mniej więcej pięciokrotnie. O swoje ministerstwo walczył do końca - i odniósł częściowy sukces. Kaczyński obiecał mu kierowanie skarbem przez dwa lata. Teoretycznie ma wygaszać ten resort, by w finale przekazać nadzór nad państwowym majątkiem Morawieckiemu.
Ale Jackiewicz to twardy polityczny gracz - gdy dostał palec, chce mieć całą rękę. Wypowiedział Morawieckiemu wojnę, bo jeśli osłabi wicepremiera i wygra to starcie, to będzie królem w skarbie państwa przez całą kadencję. Gra warta świeczki.
Asy w talii
Czemu Kaczyński w relacje Jackiewicza i Morawieckiego wpisał naturalny konflikt? Może zrobił to nieświadomie, bo gospodarka nieszczególnie go interesuje. A może najzupełniej przytomnie, bo uwielbia grać ludźmi i generować konflikty między nimi - wówczas rośnie jego rola jako lidera i rozjemcy, do którego należy ostatnie słowo.
Dziś jednak ten konflikt paraliżuje rząd, bo wedle linii Jackiewicz-Morawiecki stworzyły się szersze obozy, które walczą o władzę i pieniądze. Więcej asów w talii zgromadził Jackiewicz. Po pierwsze ma silniejsza pozycję w partii, także dlatego, że cieszy się poparciem najbardziej zaufanego z zaufanych ludzi Kaczyńskiego - wiceszefa PiS Adama Lipińskiego.
Po wtóre, to Jackiewicz zbudował silniejszą koalicję interesów. Ponieważ chrapkę na posady w spółkach skarbu państwa dla swych ludzi ma wielu liderów frakcji w PiS, to rozdający je Jackiewicz jest cennym koalicjantem. W ten sposób minister skarbu stworzył antymorawiecką koalicję opartą m.in. o ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, a także wpływowego senatora PiS Grzegorza Biereckiego, założyciela kas SKOK. Dzięki nominacji Jackiewicza, politycznie zmartwychwstał Adam Hofman, który założył firmę PR i stał się handlarzem kontaktów dla biznesmenów, którzy chcą dobrze żyć z nową władzą.
Efekty tego widać gołym okiem przy obsadzie kluczowych spółek skarbu. Prezesem PZU został 35-letni Michał Krupiński, od wielu lat bliski przyjaciel Witolda Ziobry, młodszego brata ministra. W zarządzie tej spółki znalazł się także 37-letni Robert Pietryszyn, przyjaciel i sponsor Hofmana (pożyczał mu pieniądze, czym zainteresowało się CBA). Wcześniej Pietryszyn dostał też fuchę szefa rady nadzorczej paliwowej Grupy Lotos. Inny kumpel Hofmana - 52-letni Dariusz Kaśków został prezesem spółki energetycznej Energa.
Z kolei szefową giełdy została Małgorzata Zaleska, kojarzona ze SKOK-ami. W politycznym światku krążą legendy na temat operacji, jakiej dokonali przedstawiciele środowiska SKOK, by zablokować murowanego kandydata na to stanowisko Stanisława Kluzę, ministra finansów w poprzednich rządach PiS.
Wojna o PKO BP
Morawiecki jest w PiS wyobcowany, do rządu trafił z opłacanej milionami posady prezesa banku BZ WBK. Nie przypadkiem ministrowie na których może liczyć, to politycy spoza PiS - wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin czy szefowa resortu cyfryzacji Anna Streżyńska. Mimo tak nierównych sił Morawiecki na razie nie przegrał pierwszego otwartego starcia, które stanowi swoistą próbę sił. Chodzi o kontrolę nad gigantem - bankiem PKO BP.
Obecny prezes PKO Zbigniew Jagiełło trafił na fotel sternika flagowego państwowego banku w 2009 r., za rządów Donalda Tuska. Jackiewicz najchętniej wysłałby Jagiełłę na zieloną trawkę, tak jak wszystkich wieloletnich prezesów spółek z nominacji Platformy. Szkopuł w tym, że na drodze stanął mu Morawiecki. Jagiełło i Morawiecki to nie tylko koledzy z branży bankowej, ale przede wszystkim kumple, w szczenięcych latach zaangażowani w "Solidarność Walczącą". Dla Morawieckiego obrona Jagiełły stała się punktem honoru i elementem planu rozwoju kraju jednocześnie, bo w ramach swego programu chciałby przenieść nadzór nad finansowymi spółkami państwa do swojego resortu.
Tyle że Jackiewicz pozbawiony PKO czy PZU stałby się figurantem, więc walczy jak lew.
Tak brutalnego starcia o kontrolę nad spółką skarbu państwa nie było od lat, a zaangażowane są w to wszystkie brudne metody - szukanie haków, przecieki do gazet, negatywna kampania w internecie. Niemal każdy dzień przynosi nową odsłonę wojny - w czwartek Jackiewicz zmienił radę nadzorczą PKO BP. Dołączył do niej m.in. Wojciecha Jasińskiego, człowieka z partyjnego jądra, przyjaciela Jarosława Kaczyńskiego, który niedawno dostał lukratywną prezesurę Orlenu. - Zmieniamy radę nadzorczą, żeby mogła rzetelnie ocenić pracę zarządu i pana prezesa - oświadczył Jackiewicz. Presja na Jagiełłę - czyli Morawieckiego - rośnie.
Minister finansów pod ostrzałem
Pani premier ma jednak więcej problemów, niż tylko starcie Jackiewicz-Morawiecki. Realizacja sztandarowych obietnic rządu tonie w awanturach między ministrami. Pod ostrzałem znalazł się przede wszystkim minister finansów Paweł Szałamacha. Zaprojektowany przez niego podatek od sklepów okazał się niewypałem i był powszechnie krytykowany, choćby przez wicepremiera Jarosława Gowina oraz szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryka Kowalczyka, którzy wzięli na siebie ciężar negocjacji ze wściekłymi sklepikarzami.
Wcześniej ministrowie kłócili się między sobą o kształt programu 500 plus. Rządowi liberałowie próbowali przyciąć projekt lansowany przez szefową resortu rodziny i pracy Elżbietę Rafalską, wedle którego pieniądze na dzieci trafią do wszystkich Polaków, bez względu na dochody.
Szałamacha chciał wykluczyć najzamożniejszych, zaś Morawiecki - Polaków mieszkających za granicą. Do tego Morawiecki z Gowinem zaczynają sugerować, że PiS powinien wycofać się z obietnicy obniżenia wieku emerytalnego, bo budżet tego nie wytrzyma.
Macierewicz się rozpycha
Iskrzy także w resortach siłowych. Szef MON Antoni Macierewicz nie tylko czyści armię, ale próbuje rozpychać się w spółkach skarbu państwa. To Macierewicz samowolnie zatwierdził madryckiego amigo Mariusza Antoniego Kamińskiego na szefa Polskiego Holdingu Obronnego - co skończyło się skandalem, bo nominację nakazał wycofać Kaczyński. Ale Macierewicz upycha swych ludzi nie tylko wokół wojska. Jeden z jego najwierniejszych podwładnych Piotr Woyciechowski został prezesem Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.
Zaostrza się konflikt między koordynatorem służb specjalnych Mariuszem Kamiński a szefem MSW Mariuszem Błaszczakiem. Obaj panowie chcą być postacią numer jeden w służbach mundurowych i rywalizują ze sobą, co już zaowocowało skandalem. Kamiński nie uprzedził Błaszczaka, że wskazany przez niego szef policji insp. Zbigniew Maj jest objęty śledztwem CBA. Przez to Błaszczak zbiera dziś cięgi i będzie pierwszym ministrem, którego chce odwołać opozycja.
Nieformalny rząd Kaczyńskiego
Ale najważniejszy kłopot pani premier jest taki, że część ministrów praktycznie nie uznaje jej zwierzchnictwa. W tym gronie są Ziobro, Macierewicz, Jackiewicz czy też wicepremier Piotr Gliński, którzy swe polityczne projekty konsultują bezpośrednio z Jarosławem Kaczyńskim.
Z tego punktu widzenia, są tak naprawdę dwa rządy. Pierwszy, społeczno-gospodarczy, pod kierunkiem Szydło odpowiada za realizację obietnic, takich jak program 500 plus czy darmowe leki dla seniorów. Ale ważniejszy jest ten drugi rząd, polityczny, pod jednoosobowym przywództwem Kaczyńskiego. Są w nim szefowie resortów siłowych i ministrowie od lat związani z liderem PiS. To ten nieformalny rząd Kaczyńskiego przeprowadza pełzającą rewolucję - zmiany ustrojowe, instytucjonalne i personalne. Prawdziwe kłopoty nadejdą, gdy naprzeciw siebie staną oba te rządy.
Andrzej Stankiewicz dla Wirtualnej Polski
*
Czytaj także inne podsumowania na sto dni rządu:
Paweł Lisicki o 100 dniach rządu PiS: Histeria się wypaliła
Mariusz Staniszewski - Sto dni ostrej jazdy
Tomasz Wróblewski - Plan rozwoju Polski Jacek Żakowski - Ministerstwo Śmieszności Zagranicznej Łukasz Warzecha - Policja potrzebuje głębokiej reformy Jakub Majmurek - Polityka prorodzinna według PiS-u