Andrzej Duda sam zastawił na siebie pułapkę. Jarosław Kaczyński nie zmarnuje okazji
Prezydent Andrzej Duda wszedł na wojenną ścieżkę z obozem PiS. Ale ogłaszając decyzję prezydent sam ustawił przed sobą minę, na którą za chwilę wejdzie. Bo teraz to na nim spocznie odpowiedzialność za zreformowanie sądownictwa. Tyle że po przesłaniu projektów ustaw do Sejmu Andrzej Duda kompletnie straci na nie wpływ. Z kolei PiS będzie mogło zmieniać je do woli.
Andrzej Duda poszedł na wojnę z Prawem i Sprawiedliwością. Pierwszą bitwą będą prace nad ustawami o Sądzie Najwyższym i o Krajowej Radzie Sądownictwa. Prezydent zapowiedział, że to on przygotuje projekty reformujące sądownictwo. I o ile na razie dużo mówi się o konsultacjach z ekspertami, prawnikami i środowiskami politycznymi, to ważniejszy będzie drugi etap.
Weta prezydenta Andrzeja Dudy ws. ustaw o SN i KRS
Bo w końcu Andrzej Duda przygotowany w Pałacu projekt prześle do Sejmu. I kompletnie straci nad nim kontrolę. W parlamencie to PiS (czyli Jarosław Kaczyński)
będzie miał możliwość dopisania lub wykreślenia czegokolwiek. Zmiany mogą być tak głębokie, że Duda nie pozna ustawy, która zostanie mu przesłana po przyjęciu przez Sejm i Senat.
Poza zasięgiem
Prezydent oczywiście będzie mógł apelować i prosić, ale PiS się tym nie przejmie. Trudno się też spodziewać, by opinia publiczna śledziła z zapartym tchem prawnicze przepychanki między PiS a Dudą. - Na etapie prac parlamentarnych prezydent będzie bezradny, bo wnioskodawca może wycofać projekt tylko do zakończenia drugiego czytania. Potem znajdzie się w potrzasku - zauważył Ludwik Dorn w wywiadze dla "Rzeczpospolitej".
Kiedy więc Duda dostanie do podpisu taką ustawę, będzie miał niewiele możliwości. Pierwsza to podpisanie jej, nawet jeśli będzie przypominała tą przez niego zawetowaną. To byłaby kapitulacja. Druga możliwość to weto. Ale odrzucenie własnej ustawy byłoby niezrozumiałe. A tak byłaby ona postrzegana, nawet jeśli nie przypominałaby projektu napisanego przez Dudę.
Ograniczanie strat
Jakąś opcją jest też skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego. Duda by przegrał, bo TK autoryzowałby wszystkie wątpliwe zmiany wprowadzone przez PiS w parlamencie, ale byłaby to poraźka mniej wprost. Ludwik Dorn proponuje jeszcze inne wyjście: Duda powinien wycofać się z zapowiedzi przygotowania reformy. Nie pozwoliłoby mu to na uniknięcie strat, ale na pewno na zminimalizowanie ich wobec tego, co czeka go za kilka tygodni/miesięcy.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości chcą się zabezpieczyć przed takim wyjściem i maksymalnie zwiększyć potencjalne koszty wycofania się Dudy. Jarosław Kaczyński i jego gwardia na każdym kroku przypominają, że teraz to prezydent niesie odpowiedzialność za tak potrzebną reformę sądownictwa. Niezależnie co zrobi Andrzej Duda, poniesie straty. Otwarte pozostaje pytanie: jak duże?