Andrzej Celiński: chodzi o banalną propozycję otrzymania łapówki
Cała ta tzw. afera Rywina jest dosyć prosta w swoim przebiegu czy konstrukcji, tak mi się zdaje, i najprawdopodobniej chodzi po prostu o banalną, aczkolwiek okropną propozycję otrzymania łapówki czy skorzystania z jakiejś okazji, jaką stwarzała ta zmiana ustawy, żeby ktoś tam wziął pieniądze, najprawdopodobniej ten, o którym się cały czas mówi. Natomiast wszystko inne jest pewnego rodzaju teatrum, które co prawda obnaża, mam nadzieję marginalne, ale jednak nieakceptowalne społeczne zachowania, zdarzenia, kontakty w sferze elit biznesowych, politycznych, kulturalnych - powiedział w Sygnałach Dnia Andrzej Celiński.
28.04.2003 | aktual.: 28.04.2003 10:47
Sygnały Dnia: – Czy coś nowego dowiedział się Pan w sobotę podczas składania zeznań przez premiera Leszka Millera?
Andrzej Celiński: – Nie, niespecjalnie. To było bardzo dobrze przygotowane wystąpienie wstępne i precyzyjne udzielanie odpowiedzi. To, co wiem, jest zgodne z tym, co mówił premier.
Sygnały Dnia: – Nic Panu nie „zgrzytnęło” ani razu?
Andrzej Celiński: – Wie Pan, ja w ogóle nie lubię, jak się o mnie akurat mówi, a tam było jakieś pytanie i jakaś odpowiedź, i ja wtedy dostałem gęsiej skórki.
Sygnały Dnia: – Czy to dotyczyło okresu, kiedy był Pan ministrem kultury?
Andrzej Celiński: – Tak, ale dotyczyło właściwie nie tyle tego okresu, co mojego odejścia 5 lipca, a to jest bardzo osobiste i nie ma żadnego związku tak naprawdę z pracami Komisji.
Sygnały Dnia: – Dzisiaj część druga, będą pytali premiera przedstawiciele opozycji. Wszyscy mówią: Jan Maria Rokita, Jan Maria Rokita, Jan Maria Rokita... On zada pytania i wtedy wszystko będzie wiadomo. Po co pozostali członkowie Komisji w takim razie? – może brzmieć pytanie.
Andrzej Celiński: – No, to będzie wiadomo, jeżeli tak się stanie. Ja nie sądzę, żeby... Wie Pan, ja w ogóle myślę sobie, że cała ta tzw. afera Rywina jest dosyć prosta w swoim przebiegu czy konstrukcji, tak mi się zdaje, i najprawdopodobniej chodzi po prostu o banalną, aczkolwiek okropną propozycję otrzymania łapówki czy skorzystania z jakiejś okazji, jaką stwarzała ta zmiana ustawy, żeby ktoś tam wziął pieniądze, najprawdopodobniej ten, o którym się cały czas mówi. Natomiast wszystko inne jest pewnego rodzaju teatrum, które co prawda obnaża, mam nadzieję marginalne, ale jednak nieakceptowalne społeczne zachowania, zdarzenia, kontakty w sferze elit biznesowych, politycznych, kulturalnych, pokazuje trochę taki świat tabloidalny, z magazynów dla niezbyt mocno rozgarniętych kobiet i mężczyzn, które i którzy interesują się nie swoim życiem, oglądają bale, rauty i tak dalej, i tak dalej. I to wszystko jest takie, niestety, obecne, dotychczas było, także i na obrzeżach polskiej polityki. I pokazanie tego
wszystkiego, ujawnienie tego w toku tej sprawy jest trochę żenujące.
Sygnały Dnia: – A Pan ma jakąś koncepcję, kto wysłał Rywina do Michnika?
Andrzej Celiński: – Nie, ja myślę sobie, że specjalnie go nikt nie wysyłał, ale zobaczymy. Ja, prawdę mówiąc, nie żyję tą sprawą, nie mam żadnej dodatkowej wiedzy aniżeli ten, kto ją ogląda z prasy, radia i telewizji, wobec tego wydaje mi się, że wypowiadanie się w tej kwestii jest jakimś nadużyciem.
Sygnały Dnia: – Nawiązując do tego, co Pan powiedział przed chwilą: „Nie rozumiem pewnej transakcji, pośrednictw, związków” – to z wywiadu dla sobotniej „Trybuny” – jakich nie rozumie Pan transakcji, pośrednictw?
Andrzej Celiński: – Wie Pan, ja miałem dwa lata całkowicie poza polityką, wtedy tak myślałem, że będę do końca życia poza polityką i się z tego cieszyłem. I pracowałem dla prywatnych, dużych, instytucjonalnych inwestorów jako doradca, znaczy nie inwestycyjny, bo to jest termin zawarowany dla pewnego, oczywiście, ściśle określonego zawodu z koligacjami, ale taki człowiek, który czytał gazety, oglądał parkiet, myślał i mówił: „Tego lepiej nie ruszajcie” albo: „Tutaj się otwiera jakaś nowa perspektywa przed wami”. I odchodząc stamtąd po propozycji Leszka Millera do polityki, myślałem sobie początkowo, że właściwie robię bardzo poważny błąd, że w tym biznesie są takie dosyć precyzyjne reguły gry. No, ale głębiej pomyślałem, przypomniałem sobie pewne zdarzenia, kiedy prywatni właściciele potrafili grać przeciwko interesom swoich własnych spółek przez pewne układy. Zobaczyłem jednak, że nie do końca ten świat jest taki czysty. Przypominam sobie procedurę przejmowania Animexu, która była absolutnie nieczysta.
Ja zresztą namówiłem ówczesny zarząd do złożenia pewnego rodzaju doniesienia do Komisji Papierów Wartościowych, pamiętam, jak Komisja Papierów Wartościowych zachowywała się bardzo wstrzemięźliwie w tej sprawie, a właściwie niczego nie zrobiła. No i teraz oglądam to, co się dzieje w rozmaitych transakcjach. Wie Pan, ja nie chcę nazywać po imieniu nazw firm, to, nawiasem mówiąc, jeśli się nie ma wystarczających dowodów, mogłoby być ścigane, dlatego że to może szkodzić rozmaitym interesom, wtedy kiedy...