Świat"Amerykańska wojna z terroryzmem jest porażką"

"Amerykańska wojna z terroryzmem jest porażką"

Trzy lata po ataku 11 września okazuje się, że
wytoczona przez USA wojna z terroryzmem jest porażką. W dalszym
ciągu nie wiadomo, gdzie jest bin Laden, pojawiają się nowe ataki
i rośnie zagrożenie ze strony islamistów - pisze "Le
Figaro".

11.09.2004 | aktual.: 11.09.2004 13:36

Dziennik przyznaje, że osiągnięto również sukcesy, takie jak obalenie reżimu talibów i zniszczenie siedziby Al-Kaidy w Afganistanie. Jednak te sukcesy są jedynie "zasłoną dymną". "Te zwycięstwa nie maskują globalnej porażki Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników w walce z terroryzmem islamskim. Tak jak w latach poprzednich, rok 2004 był naznaczony nowymi atakami przypisywanymi Al-Kaidzie - w Madrycie, Arabii Saudyjskiej, Iraku i Indonezji" - pisze "Le Figaro".

"Toczona w imię walki z terroryzmem wojna w Iraku przyczyniła się do powstania nowego ogniska terroryzmu islamskiego. Laicki Irak Saddama Hussaina, którego związki z Al-Kaidą nigdy nie zostały udowodnione, zmienił się w Irak chaotyczny, na drodze do gwałtownej islamizacji, który terroryści wykorzystują jako nowy obszar dżihadu (świętej wojny). Interwencja amerykańska, przedstawiana przez Al-Kaidę jako wojna zachodniego imperializmu przeciw światu arabskiemu, pozwoliła tej organizacji zmobilizować nowych rekrutów" - podkreśla dziennik.

Według "Le Figaro", o niepowodzeniu walki z terroryzmem świadczy też fakt, że dotychczas Osama Bin Laden pozostaje nieuchwytny, mimo wyznaczenia wysokiej nagrody za jego głowę. Specjaliści przypuszczają, że bin Laden ukrywa się w którymś z dużych miast w Pakistanie, w jednej z licznych szkół koranicznych, które ukształtowały bojowników islamskich do dżihadu. "Jednak niektórzy sądzą, że to jest tylko komedia. Że Amerykanie już schwytali bin Ladena, a teraz trzymają go w ukryciu, aby go wyciągnąć przed wyborami prezydenckimi w listopadzie" - ironizuje "Le Figaro".

Gazeta podkreśla też, że według ostatnich sondaży 76 proc. Europejczyków jest przeciwnych polityce zagranicznej prezydenta USA George'a W. Busha, czyli o 20 punktów procentowych więcej niż w 2002 r.

Monika Matysiak

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)