Amerykanie w Bagdadzie
20 czołgów i dziesięć wozów typu Bradley z trzeciej dywizji piechoty USA wjechało w sobotę o świcie do południowych przedmieść Bagdadu. Doszło do starć z wojskami irackimi. Wojska USA szacują straty w szeregach nieprzyjaciela na tysiąc żołnierzy.
05.04.2003 | aktual.: 05.04.2003 16:02
Zdaniem Amerykanów, nie był to tylko zwiad, "który jedzie i wraca". Brytyjczycy powiedzieli natomiast, że chodziło o zademonstrowanie Irakijczykom, że "sojusznicy są zdeterminowani doprowadzić akcję do końca".
Siedemnastego dnia wojny Bagdadem co chwila wstrząsały eksplozje. Prawie nie milkły serie z broni maszynowej. Celami nalotów były zwłaszcza dzielnice centralne oraz przedmieścia południowe i południowo-zachodnie. Tamtędy - czyli od strony opanowanego w piątek stołecznego lotniska - weszli Amerykanie.
Początkowo dowództwo sojuszniczych sił w Katarze dawało do zrozumienia, że Amerykanie wchodzą do Bagdadu, by go opanować i że za pierwszą grupą ruszą kolejne oddziały. Kpt Frank Thorp powiedział o obecności Amerykanów w centrum Bagdadu i o "znacznych siłach" zmierzających do miasta. Dokładnych liczb nie podał.
Nie pokrywało się to z relacjami korespondentów BBC i Reutera, którzy w centralnych dzielnicach irackiej stolicy nie zauważyli żadnych obcych wojsk. Ulice pełne były natomiast ciężarówek z irackimi żołnierzami i sprzętem wojskowym, rozmieszczanym w Bagdadzie.
AFP napisała o walkach, które Amerykanie i Irakijczycy stoczyli rano na autostradzie łączącej lotnisko z miastem, kilkanaście kilometrów od centrum. W ogniu stanęły tam dziesiątki irackich pojazdów wojskowych.
Dowództwo w Katarze potwierdziło potem, że wojska USA napotkały na swojej drodze jedną z doborowych dywizji Gwardii Republikańskiej, a także "nieliczne oddziały" Specjalnej Gwardii Republikańskiej, szczególnie oddane Saddamowi Husajnowi. Rzecznik brytyjskiego rządu ocenił, że poniosły one "całkowitą klęskę" i "bardzo poważne straty".
Amerykanie poinformowali, że zajęli w sobotę kwaterę główną elitarnej gwardyjskiej dywizji Medina, oddaloną ok. 50 km od Bagdadu. Zdaniem korespondenta Reutera obyło się bez oporu, bo baza była opuszczona. Wycofujące się irackie oddziały pozostawiły za sobą broń i sprzęt wojskowy. Część Amerykanie zniszczyli na miejscu.
Według AFP Amerykanie podali też, że podczas operacji w Bagdadzie zginął dowódca jednego z czołgów. Jego dwaj podwładni zostali ranni. Z kolei Reuter doniósł o co najmniej czterech żołnierzach rannych, w tym jednym - z poważnymi obrażeniami.
Także ze źródeł amerykańskich pochodzi informacja o ucieczce mieszkańców Bagdadu z miasta. Dokładnych liczb nie podano, wiadomo tylko, że na drogach wylotowych tworzą się korki, a ludzie, którzy w ciągu dnia przypadkiem znaleźli się w strefie walk, mówią o przeżytym piekle. (mp)