Amerykanie demonstrują przed rocznicą inwazji na Irak
Mimo przenikliwego zimna, tysiące
Amerykanów z całego kraju wzięły udział w Waszyngtonie w
wielkim protestacyjnym marszu przeciwko wojnie w Iraku,
zakończonym wiecem pod Ministerstwem Obrony USA.
###Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/przeciwko-wojnie-w-iraku-6038700061910145g ) [
]( http://wiadomosci.wp.pl/przeciwko-wojnie-w-iraku-6038700061910145g )
Przeciwko wojnie w Iraku
Demonstrację, która odbyła się na kilka dni przed przypadającą w najbliższy wtorek, 20 marca, czwartą rocznicą inwazji na Irak, zorganizowano na wzór słynnego "Marszu na Pentagon" z października 1967 roku, kiedy protestowano przeciw wojnie w Wietnamie.
Demonstranci zebrali się w południe pod pomnikiem prezydenta Abrahama Lincolna na waszyngtońskim Mallu, a następnie ruszyli pochodem na drugą stronę rzeki Potomak, przez most Memorial Bridge, w stronę Pentagonu.
Wznosili transparenty i szturmówki z napisami: "Zakończyć wojnę w Iraku, nie rozpoczynać wojny z Iranem", "Zdymisjonować Busha", "Wycofać wojska z Iraku" itp. Niektórzy byli przebrani za diabła - z głową-maską prezydenta George'a W. Busha albo wiceprezydenta Dicka Cheneya.
Na chodniku wzdłuż trasy marszu zgromadzili się szpalerem kontrdemonstranci, obrońcy wojny i prezydenta, w skórzanych kurtkach weteranów wojny w Wietnamie. Trzymali chorągiewki w barwach narodowych i plakiety z napisami: "Wygrać wojnę lub przegrać z dżihadem", "Hillary Clinton jest własnością Al-Kaidy" i "Pokój przez siłę".
Między obiema grupami - rozdzielonymi szpalerem policji, pieszej i na koniach - dochodziło do gwałtownych kłótni, wyzwisk i wymiany epitetów. Część prorządowych manifestantów ostentacyjnie odwracała się plecami od pochodu.
Wśród maszerujących wyróżniali się działacze radykalnej lewicy - amerykańskiej partii komunistycznej ubrani w koszulki z Mao Zedongiem i Che Guevarą, aktywiści ekstremistycznych organizacji murzyńskich i ugrupowań muzułmańskich, które oskarżają rząd USA o rasizm, rzecznicy praw imigrantów.
Widoczni byli także zwolennicy spiskowych teorii o ataku terrorystycznym z 11 września 2001 roku, według których był on - jak to formułowano na szturmówkach - "an inside job", czyli prowokacją zorganizowaną przez rząd, aby uzasadnić inwazję Afganistanu i Iraku.
Protestujących nie dopuszczono w pobliże Pentagonu, szczelnie ogrodzonego po ataku z 11 września barierami z betonu i stali. Musieli się zgromadzić na wyznaczonym dla nich parkingu, kilkaset metrów od masywnego, pięciokątnego budynku resortu obrony.
Na wiecu przemawiała m.in. Cindy Sheehan, matka żołnierza poległego w Iraku, nieoficjalna przywódczyni ruchu antywojennego, znana z wielu protestów pod Białym Domem i rezydencją Busha w Crawford w Teksasie. Wystąpiło też kilkoro lokalnych polityków Partii Demokratycznej.
W nocy z piątku na sobotę protestowano przeciw wojnie pod Białym Domem. 222 stojących i modlących się tam demonstrantów policja aresztowała, gdyż przepisy zakazują, aby pod rezydencją prezydenta uczestnicy demonstracji stali w jednym miejscu - muszą być w ciągłym ruchu.
Tej samej nocy, w ekumenicznej Katedrze Narodowej w Waszyngtonie co najmniej 3000 osób wzięło udział w nabożeństwie i czuwaniu modlitewnym przeciw wojnie.
Podobne antywojenne manifestacje odbyły się w sobotę w wielu innych miastach USA. (meg)
Tomasz Zalewski