"Amerykanie chcą skolonizować Afganistan"
Mułła Mohammad Omar, najwyższy przywódca talibów, powtórzył po raz kolejny, że zamierza nadal walczyć przeciwko obcym wojskom. Przywódca talibów odrzucił również wszelkie oferty rozmów, nazywając je "amerykańskimi sztuczkami, mającymi na celu jedynie przedłużenie procesu kolonizacji Afganistanu".
27.11.2009 | aktual.: 02.09.2011 14:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Takie stwierdzenie pojawiło się w oświadczeniu zawierającym życzenia dla wszystkich rodaków z okazji Święta Ofiar. Przekazał je do mediów przez Qari Mohammad Jusuf, który podaje się za rzecznika Islamskiego Emiratu Afganistanu - takim mianem chcą oficjalnie być określani talibowie, stronnicy Omara. Nazwa ta ma jasno wyodrębnić zwolenników władzy sprzed 2001 roku od innych rebeliantów potocznie nazywanych "talibami". Jednak terminu Islamski Emirat Afganistanu używają jedynie lokalne afgańskie media.
W kilkustronicowym oświadczeniu, stanowiącym de facto orędzie do narodu, Omar poruszył wiele istotnych kwestii związanych z bieżącymi wydarzeniami w Afganistanie.
Przede wszystkim, krótko lecz rzeczowo odniósł się do niedawnych wyborów prezydenckich, których bojkotu zażądał wcześniej od swych rodaków. Omar, przekonany o swym sukcesie, pochwalił społeczeństwo afgańskie za "udaremnianie amerykańskiego przedstawienia dzięki stronieniu od udziału w zmanipulowanych przez Amerykanów wyborach".
Rozmów nie ma i nie będzie
"Ci, którzy okupują nasz kraj i biorą w niewolę naszych ludzi chcą podstępnie posłużyć się metodą negocjacji tylko po to, aby osiągnąć swe cele" - skomentował przywódca talibów doniesienia o zainicjowaniu rozmów między afgańskim rządem i siłami NATO a jego stronnictwem. "Jeśli chcą rozwiązania jakiejś kwestii w taki sposób, muszą zakończyć okupację Afganistanu. Amerykańscy najeźdźcy chcą, aby mudżahedini poddali się pod przykrywką negocjacji. To jest niemożliwe.” - stwierdził Omar.
Przywódca talibów odpowiedział także na krytykę krwawej taktyki, jaką stosuje jego ugrupowanie. Wielu rodaków oskarża talibów, że przy zamachach samobójczych wymierzonych w swych wrogów nie liczą się oni z ofiarami po stronie ludności cywilnej. Mułła Omar zdementował, jakoby proponowane przez niego metody zakładały ofiary wśród postronnych osób: "Prawo muzułmańskie w żaden sposób nie znajduje usprawiedliwienia dla morderstwa bądź ranienia niewinnych ludzi, nie ma miejsca dla takich uczynków w naszej świętej religii".
Omar zaapelował jednocześnie do wszystkich bojowników, szczególnie tych, którzy mają niebawem wziąć udział w misjach samobójczych: "Weźcie pod rozwagę ochronę publicznej i narodowej własności podczas działań militarnych, szczególnie w wypadku operacji męczeńskich. Skupcie się jedynie na najeźdźcach i ich personelu oraz innych konkretnych celach".
Co święto to oświadczenie
Święta religijne to dla afgańskich rebeliantów okazja do regularnego wystosowywania kolejnych oświadczeń. Przywódcy ugrupowań rebelianckich komentują w nich bieżące i minione wydarzenia polityczne oraz odpowiadają na atakujące ich doniesienia medialne i spekulacje. Poprzednie oświadczenie Omara pojawiło się we wrześniu z okazji święta przerwania postu.
Przywódca talibów od ośmiu lat uparcie ostrzega rodaków przed współpracą z obecnymi władzami Afganistanu, gdyż jest to jego zdaniem "działanie przeciwko religii, ojczyźnie i narodowi". Zapewnia też, że będzie walczył z siłami NATO do momentu, aż opuszczą Afganistan i formalnie zaakceptują Islamski Emirat Afganistanu z władzą talibów.
Mułła Omar czuje się niewątpliwie podbudowany tym, że mimo starań, ogromnych sum pieniędzy i wzrastającej liczby żołnierzy, Sojusz Północnoatlantycki wciąż nie jest w stanie zapanować nad afgańską rebelią. Argumentów o "złej drodze", na której znajduje się jego kraj, dostarczyły byłemu szefowi państwa także niedawne wybory prezydenckie, których przebieg odcisnął się krwawym piętnem na wielu Afgańczykach.
Rebelianci, którzy rezygnują z walki
Mimo apeli Omara i jego przekonania co do wierności podlegających mu bojowników, pojawiają się też doniesienia o spontanicznej akceptacji rządu przez niektórych dowódców talibów z innych ugrupowań rebelianckich. Ostatnia taka wiadomość została podana przez afgańską agencję AVA, kiedy to w prowincji Herat złożyło broń i przeszło na stronę rządową dziewięćdziesięciu ludzi. Do takich sytuacji dochodzi jednak stosunkowo rzadko w południowych prowincjach, które graniczą z Pakistanem. To tam toczą się regularne walki, a działalność rebeliancka jest najlepiej zorganizowana. Niemniej w Afganistanie przez cztery ostatnie lata złożyło broń około ośmiu tysięcy bojowników. Rząd zachęca wszystkich afgańskich bojowników do przystąpienia do Programu Pojednania Narodowego i w zamian obiecuje włączenie ich do społeczeństwa.
Po dwumiesięcznym zamieszaniu wyborczym konflikt znów staje się najważniejszym tematem związanym z Afganistanem. Przywództwo talibów jest bardzo konsekwentne i zdeterminowane - najpierw wycofanie sił amerykańskich, potem rozmowy. Rząd afgański nie może przyjąć takiej oferty, bo byłby to dla niego prawdopodobnie wyrok śmierci. Afgańskie wojsko i policja są wciąż bardzo słabe.
Natomiast kraje NATO będą prawdopodobnie zwiększały liczebność kontyngentów oraz zmieniały strategię w kierunku szkolenia afgańskich sił wojskowych (ANA) oraz policji (ANP). Coraz większa część afgańskiego społeczeństwa zupełnie biernie przygląda się sytuacji w kraju. Nietrudno przewidzieć, że wycofanie się wojsk koalicyjnych z Afganistanu wobec silnej pozycji talibów doprowadziłoby do odsunięcia od władzy rządu Hamida Karzaja i prawdopodobnie szybkiego powrotu do sytuacji sprzed ośmiu lat, z jedną różnicą: talibowie czuliby się zwycięzcami.
Autor jest orientalistą, dziennikarzem i publicystą, niezależnym ekspertem ds. Iranu i Afganistanu, współautorem największego w Polsce serwisu informacyjnego o tematyce afgańskiej - Afganistan.waw.pl, właścicielem firmy Orient Ekspert.