ŚwiatAmeryka na nowo odkryta

Ameryka na nowo odkryta

Dlaczego pięćset lat temu Ameryka otrzymała imię mało znanego podróżnika Amerigo Vespucciego?

25.07.2007 | aktual.: 25.07.2007 13:11

W zdaniu, że Amerykę odkrył Krzysztof Kolumb, a jego słynna wyprawa przez Atlantyk odbyła się w 1492 r., zawarte są co najmniej dwa przekłamania.

Pierwszymi Europejczykami, którzy postawili nogę na kontynencie amerykańskim, byli prawdopodobnie skandynawscy wikingowie, którzy pół tysiąca lat przed sławnym genueńczykiem dopłynęli do północno-wschodnich zakątków Ameryki Północnej. Ich wyczyn nie zaowocował jednak żadnymi konsekwencjami; garstka kolonistów wymarła lub została wybita przez tubylców, a pamięć o postępkach Eryka Rudego, Biarniego Herjulfssona i Leifa Eriksona przetrwała jedynie w staroskandynawskich sagach.

Kolumb natomiast podczas pierwszej wyprawy w 1492 r. dotarł jedynie do wysp Morza Karaibskiego, a skrawki stałego kontynentu ujrzał sześć lat później, gdy w 1498 r. jego flotylla znalazła się w okolicy dorzecza Orinoko. Dopiero zaś w 1502 r., podczas ostatniej wyprawy, udało mu się dopłynąć do wybrzeży trzech, obecnie środkowoamerykańskich państw – Hondurasu, Kostaryki i Panamy.

Nagrodzony tytułem Admirała Indii Kolumb zmarł w 1506 r. niemal w zupełnym zapomnieniu. Umierał nieświadomy faktu, że znalazł drogę do nowego, wielkiego kontynentu. Był przekonany o wytyczeniu wiodącego przez ocean zachodniego szlaku do Indii (dlatego nowo odkryte ziemie przez dziesięciolecia zwano Indiami Zachodnimi). Trudno było mu dostrzec i zaakceptować jakąkolwiek inną możliwość. Co prawda po swojej trzeciej wyprawie w „Relacji dla Królów” napisał, że „te ziemie tworzą nowy świat” i „z woli Bożej poddałem inny świat berłu Króla i Królowej”, ale w jego twierdzeniach pozostało wiele odniesień azjatyckich. Podobnych dylematów i wątpliwości nie miał natomiast człowiek, który większość życia spędził w zaciszu kantoru handlowego.

Gryzipiórek odkrywca

Bogata, patrycjuszowska rodzina florencka, w której w 1451 r. urodził się Amerigo Vespucci, była osobliwa. Jak pisał Paul Herrman: „Jednemu z jej przedstawicieli wykuto w nagrobku przewrotnie brzmiące epitafium: Człowiek ten powinien był albo żyć wiecznie, albo nigdy nie ujrzeć światła dziennego”. („Pokażcie mi testament Adama”). Ojciec Ameriga nosił nieużywane od wieków imię Anastazjusz, a imię jego potomka również budziło powszechne zainteresowanie ze względu na swą odmienność.

Amerigo od wczesnej młodości wyróżniał się inteligencją i przedsiębiorczością. Podobnie jak ojciec zajął się tradycyjną w rodzinie działalnością handlową. Już jako mocno dojrzały człowiek, w 1490 r., przeniósł się do Hiszpanii i został najpierw przedstawicielem domu handlowego, a następnie dyrektorem banku Medicich (Medyceuszy), słynnego na całą Europę książęcego rodu rządzącego Florencją. W 1496 r. filia banku w Sewilli została zlikwidowana. Nad wyborem nowego zajęcia Vespucci nie zastanawiał się długo. Przez lata pracy na eksponowanym stanowisku zgromadził majątek, a już wcześniej organizował drugą i trzecią wyprawę Kolumba. Mariaż dostatecznie dużych środków finansowych i wyobraźni rozpalonej wizją dalekich wypraw w nieznane okazał się na tyle owocny, by z gryzipiórka i buchaltera uczynić zapalonego podróżnika i odkrywcę.

Na Atlantyk Vespucci wyruszył u boku hiszpańskiego żeglarza Alfonsa de Hojedy (Ojedy), który podążył śladami trzeciej wyprawy Kolumba i dotarł do brzegów dzisiejszej Gujany Francuskiej. Relacje na temat dalszych losów ekspedycji są sprzeczne. Wedle jednych Hojeda i Vespucci dopłynęli wspólnie do zatoki Maracaibo i nadali jej nazwę Venezuela. Inne pozwalają przyjąć, iż Vespucci odbył samotnie dalszą podróż i dotarł aż do ujścia Amazonki, o kilka miesięcy wyprzedzając w odkryciu największej rzeki świata kapitana Vincete Yaneza Pinzóna.

W połowie 1500 r. Vespucci powrócił do Kadyksu, by przez następne pięć lat pozostawać na służbie u króla Portugalii Manuela I Szczęśliwego. W jej ramach w 1501 r. znów wyruszył do Nowego Świata. Zadanie, jakie postawiono przed flotą trzech niewielkich karawel, które wypłynęły z Lizbony, to zbadanie wschodnich wybrzeży dzisiejszej Ameryki Południowej. Za cenę utraty jednego ze statków spenetrowano dokładnie szmat wybrzeża, przypuszczalnie aż do szerokości południowej 50 stopni (prawie na wysokości Falklandów).

Już podczas pierwszej z opisanych wypraw Vespucci nabrał przekonania, że rozległe wybrzeże musi być częścią kontynentu, ale przypuszczał, że należy ono do Azji. Podczas kolejnej zrozumiał, że w istocie może chodzić o nieznaną dotychczas część świata. Dał temu wyraz w narysowanych własnoręcznie mapach, na których poprawnie umiejscowił odkryty ląd w stosunku do Europy, Azji i Afryki, oraz w konstatacji: „Przejechaliśmy już sześćset mil wzdłuż tych wybrzeży, a ponieważ ciągną się one tak daleko, iż nikt nie widział ich końca, sądzę, że nie jest to wyspa, lecz prawdopodobnie ląd stały”.

Kłopotliwy mundus novus

Nie sposób z całą pewnością stwierdzić, ile razy Vespucci wyprawiał się do Nowego Świata. On sam pisał o czterech podróżach w 1497, 1499, 1501 i 1503 r. Jednak dostępne źródła potwierdzają jego uczestnictwo jedynie w wyprawach z lat 1499 i 1501. Nie są to jedyne niejasności lub raczej przekłamania pojawiające się w biografii florentyńczyka. Co najmniej część z nich powstała w wyniku świadomych zabiegów Vespucciego, który jako były buchalter i bankier pojął, że więcej osiągnie z piórem w dłoni niż jako jeden z setek mniej lub bardziej anonimowych eksploratorów zamorskich terytoriów.

W 1506 r. w swoim rodzinnym mieście opublikował więc dzieło „List Amerigo Vespucciego o wyspach ostatnio odnalezionych w jego podróżach”. Zawierało ono niezwykle barwne relacje z czterech jakoby wypraw, w jakich miał wziąć udział, zawarte w dwóch listach napisanych w 1503 i 1504 r. Wypełniały je opisy klimatu, fauny i flory, obyczajów spotkanych tubylców, ale mało w nich było konkretnych danych geograficznych dotyczących omawianych ziem. To był jeden z koronnych argumentów przemawiających za uznaniem, iż Vespucci nie uczestniczył aż w czterech zamorskich wyprawach. Pojawiła się także opinia, iż podczas podróży do Nowego Świata jego rola była całkowicie podrzędna.

Autor dobrze wybrał miejsce publikacji – z dala od Hiszpanii i Portugalii, skąd pochodziła olbrzymia większość podróżników i odkrywców mających wiedzę o prawdziwych jego wyczynach. A Amerigo zawarł w „Liście...” takie informacje, które jednych musiały zdziwić, a innych z pewnością oburzyć. Swoją bowiem pierwszą podróż, z 1499 r., umiejscowił dwa lata wcześniej i przypisał sobie całą zasługę odnalezienia Perłowego Wybrzeża, będącego lądem stałym, nie zaś wyspą.

Talent literacki Vespucciego okazał się na tyle duży, by oszustwo uzyskało wszelkie pozory prawdy. W 1507 r. przetłumaczony na łacinę „List...” został wydany w Saint-Dié wraz z wprowadzeniem wybitnego niemieckiego kartografa i geografa Martina Hylacomylusa Waldseemüllera, który nazwał nowy kontynent imieniem jego rzekomego odkrywcy – Amerigo Vespucciego. Powtórzył to w wydanej przez siebie „Cosmographie introductio”, umieszczając w niej mapę świata z konturami kontynentu Ameryki. Już trzy lata później nowo odkryty ląd pojawił się na słynnym Globusie Jagiellońskim, zaś dzieło Vespucciego pod tytułem „Mundus novus” ukazało się drukiem w wielu krajach Europy.

Globus Jagielloński jest nie tylko najstarszym spośród tych, na których pojawiła się nazwa Ameryki, ale stanowi także osobliwość. Raz bowiem umieszczono kontynent w miejscu jego rzeczywistego położenia, po raz drugi na Oceanie Indyjskim – w tej samej szerokości geograficznej z podpisem America nuper reperia (Ameryka niedawno odkryta).

Kolumb bez nimbu

Czym wytłumaczyć, że Krzysztof Kolumb przegrał rywalizację o zaszczyt ochrzczenia własnym imieniem odkrytego przez siebie kontynentu? I to z człowiekiem, który ruszył przez Atlantyk przetartym przez niego szlakiem! Co prawda, w przeciwieństwie do licznej grupy eksploratorów, których dokonania zostały w ogóle niezauważone, genueńczykowi pozostało na osłodę nazwanie jego imieniem jednego z państw Ameryki Południowej.

Powodów, dla których sława należna Kolumbowi spłynęła na Amerigo Vespucciego, jest kilka. Podczas gdy pierwszy z podróżników do samej śmierci był przekonany o odnalezieniu morskiej drogi do Indii, drugi ogłosił, że odkryty ląd jest nieznanym dotychczas olbrzymim kontynentem i postarał się, by swoje twierdzenie, stosownie do jego wagi, udokumentować. Listy i mapy Vespucciego stały się powszechnie znane w Europie, a jego samego zaczęto traktować jako rzeczywistego odkrywcę Ameryki. To, co na początku XVI w. uczynił Amerigo i ludzie mu sprzyjający, zwykło się współcześnie nazywać sukcesem marketingowym.

Atutów, które posiadał i w sposób perfekcyjny wykorzystał sprytny florentyńczyk, zabrakło genueńczykowi. Po części zresztą nie z własnej jego winy. Korona hiszpańska, z którą zawarł umowę i na rzecz której działał, pragnęła jego odkrycia utrzymać w jak najgłębszej tajemnicy w obawie przez konkurencją ze strony innych państw morskich. Skrzętne skrywanie informacji dotyczących wypraw Kolumba oraz jego relacji i szkiców obróciło się przeciwko niemu, pozbawiając Admirała Indii miana największego z odkrywców. Do dzisiejszych czasów nie zachowała się żadna z wykonanych przez niego map, a jedynym znanym szkicem autorstwa Kolumba jest niewielki rysunek przedstawiający zarys Hispanioli (dziś leżą na niej Haiti i Dominikana) z zaznaczonym na nim osiedlem La Navidad, pierwszą osadą założoną przez Europejczyków w Nowym Świecie (nie licząc oczywiście epizodycznego pobytu w Ameryce wspomnianych wcześniej wikingów).

Ciekawostkę stanowi fakt, że do budowy osady użyto drewna ze słynnego statku „Santa Maria”, jednego z trzech, na których Kolumb i towarzyszący mu marynarze wyruszyli przez ocean podczas pierwszej wyprawy do Indii. Maleńka osada powstała w części z maleńkiej karaweli, która przebyła olbrzymi ocean, dając początek wielkiej amerykańskiej cywilizacji białego człowieka.

Sławomir Leśniewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)