"Akcja ABW jak poszukiwanie utraconego czasu"
Antoni Macierewicz, oceniając akcję ABW w domu Piotra Bączka, powiedział, że to była grubymi nićmi szyta prowokacja polityczna. Nie chciałbym być złośliwy, ale gdybyśmy mieli żartować, to bym powiedział, że to Proustowska historia i poszukiwanie utraconego czasu – dodał poseł PiS w "Salonie Politycznym Trójki".
21.05.2008 | aktual.: 21.05.2008 14:39
Krzysztof Skowroński: Jak pan ocenia akcję ABW w domu Piotra Bączka? Czeka oficerowie ABW poszukiwali? Co oficerowie ABW znaleźli w domu Piotra Bączka?
Antoni Macierewicz: Nie chciałbym być złośliwy, ale gdybyśmy mieli żartować, to bym powiedział, że to Proustowska historia i poszukiwanie utraconego czasu. Tak naprawdę mieliśmy do czynienia z grubymi nićmi szytą prowokacją polityczną, w których dwóch byłych ubeków (to jest oczywiście sformułowanie nieprecyzyjne, ale ludzi jednej z groźniejszych komunistycznych służb, mianowicie Wojskowej Służby Wewnętrznej) manipulowało i ich przekaz stał się podstawą do działania prokuratury i przede wszystkim Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bo to ABW, jak rozumiem, przedstawiła prokuraturze tych ludzi jako wiarygodnych do podjęcia działania przeciwko komisji weryfikacyjnej. Powtarzam, to klasyczna prowokacja polityczna. Szkoda, że rząd pana Tuska dał się w nią uwikłać.
Prowokacja przeciwko komu?
- Przeciwko komisji weryfikacyjnej. To zupełnie oczywiste. Przecież prokuratura jasno powiedziała, że ani wobec pana Bączka, ani wobec pana Pietrzaka nie ma żadnych zarzutów. Za to są, jak wynika z postanowienia, zarzuty czy tez domniemania co do tego, że Agora S.A. chciała coś kupić, a nawet być może zmierzała do nabycia. Niemniej, żadnych przesłuchań, ani przeszukań u dziennikarzy czy w ogóle u Agory nie było. Więc widać wyraźnie, że atak został skierowany na komisję weryfikacyjną, chociaż nie komisja weryfikacyjna była przyczyną całego zamieszania.
W całej sprawie pojawia się nazwisko Tobiasza, byłego oficera WSI, który, jak rozumiem...
- A także Cichockiego. Tak.
... jak rozumiem, jest w trakcie weryfikacji. Tak? Z którym spotkał się pan Pietrzak? Nagrał jakieś rozmowy, czyli jakieś ślady czegoś są?
- Ale czego? W ten sposób należałoby skazać całą komisję weryfikacyjną. My się wszyscy spotykamy z byłymi żołnierzami WSI, bo taka jest rola komisji weryfikacyjnej.
Ale nie zawsze w kawiarni.
- Za to pan Pietrzak dał się złudzić temu człowiekowi przyrzekającemu, że ma jakieś niesłychanie ważne informacje, które chce mu przekazać, i z nim się spotkał. Ale, jak wynika ze stanowiska prokuratury, to spotkanie nie niosło ze sobą żadnych konsekwencji, które pozwoliłyby obarczyć kogokolwiek domniemaniem wynoszenia czegoś, czy tym bardziej propozycji korupcyjnej. Prokuratura mówi jasno, że nie stawia takich zarzutów. Pan Pietrzak jest świadkiem. Nie jest o nic podejrzany. Za to rewizję zrobiono u niego.
Myśli pan, że ABW poszukiwała tego raportu, który jest teraz u prezydenta Lecha Kaczyńskiego?
- Nie. Myślę, że ABW poszukiwała pretekstu, aby oczernić komisję weryfikacyjną. To było prawdziwym celem ABW. W slangu to się nazywa rewizja wydobywcza. Chodziło oto, że nie mając żadnych dowodów, ale pewne przypuszczenia, być może da się coś przylepić, być może da się czymś daną osobę oczernić.