Agresja na Ukrainę. Co oznaczają żądania Rosji? "Wystrzelali się i miękną"
Rosja poszukuje już wyjścia z sytuacji, w której dalsza wojna grozi kompromitacją ich armii, a gospodarcze skutki stały się bolesnym doświadczeniem - tak byli polscy dyplomaci Ryszard Schnepf i Jerzy Marek Nowakowski interpretują żądania przedstawione Ukrainie przez urzędników z Kremla.
07.03.2022 20:00
Eksperci wojskowi oceniają, że w 12. dniu inwazji rosyjskie wojska są już wyczerpane, m.in. wystrzelali się z połowy rakiet Iskander. Ducha Ukraińców nie złamano. Rosjan nie stać na zdobycie kluczowych miast, bo obrońcy utopiliby ich we własnej krwi. Atakujący posunęli się więc do barbarzyńskich metod jak terroryzowanie ludności ostrzałem rakietowym i artylerii.
W takiej sytuacji jedną z najważniejszych wiadomości dnia była wypowiedź rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, który ogłosił, że Rosja wstrzyma działanie militarne, o ile Ukraina zgodzi się: uznać Krym za terytorium rosyjskie oraz separatystyczne republiki Doniecka i Ługańska za terytoria niezależne. Ukraina miałaby też odrzucić dążenia do wejścia do jakiejkolwiek organizacji międzynarodowej (czyli również NATO i Unii Europejskiej), co powinna zapisać w swojej konstytucji. Ostatnie z żądań to przeprowadzenie demilitaryzacji państwa ukraińskiego.
- I to wszystko. Za chwilę się skończy - stwierdził rzecznik Putina.
To duża zmiana, jeszcze kilka dni sam Putin w rozmowie z Macronem odgrażał się, że chce całej Ukrainy. Siergiej Ławrow oświadczył, że wojna będzie prowadzona do końca.
To "stan ducha otoczenia Putina"
Według Ryszarda Schnepfa, byłego ambasadora RP w Waszyngtonie, sformułowanie żądań raczej nie jest podstępem. Należy je odczytywać jako pierwszą próbę wycofania się Rosji z sytuacji, która grozi kompromitacją jej wojsk. Straty w ludziach sięgają 12 tys. zabitych (dane strony ukraińskiej), Rosjanie kontrolują tylko te tereny, gdzie stoi ich wojsko. Gdy wyszli, ze zdobytego miasta Kachowka, mieszkańcy weszli na ratusz z niebiesko-żółtymi flagami.
- Myślę, że to odzwierciedla stan ducha, który ogarnął współpracowników Putina. Jego otoczenie coraz bardziej buntuje się, doświadczając bolesnych skutków sankcji. Mogli już dojść do wniosku, że trzeba przerwać napaść. Zresztą kończą się zasoby ich armii - ocenia Ryszard Schnepf.
Podkreślił, że jest to typowe dla Putina, który sygnał przesyła przez swojego współpracownika. Robi to po to, aby nie narażać własnej pozycji i wizerunku. Zdaniem Schnepfa żądania Rosji stawiają w wyjątkowo trudnej sytuacji prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
- Odpowiada za los swoich obywateli i podejmując rozmowy, może próbować zakończyć ich cierpienia. Jednak próby negocjacji takich warunków mogłyby zostać odczytane jako pewna forma kapitulacji. Chyba nikt nie potrafi się wczuć w jego rolę, to dramatyczna decyzja - dodaje.
"Rosjanie wystrzelali się i zmiękli"
W czwartek ma dojść do spotkania ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeby i jego rosyjskiego odpowiednika Siergieja Ławrowa. Politycy zgodzili się spotkać podczas forum dyplomatycznego w tureckiej prowincji Antalya na wybrzeżu Morza Śródziemnego - przekazał w poniedziałek szef MSZ Turcji Mevlut Cavusoglu.
- Widać, że Rosjanie już zmiękli. Wystrzelali połowę swoich rakiet Iskander, nie złamali morale obrońców, na okupację nie mają wystarczających sił. Spotkanie tej rangi, i to nie gdzieś na Białorusi, ale w Turcji oznacza, że dojdzie do pierwszej poważnej politycznej rozmowy. Nie sądzę by Ukraina była w tej chwili gotowa do utraty swoich terytoriów, na to jest za wcześnie - mówi Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP na Łotwie oraz w Armenii.
Zdaniem byłego dyplomaty, to jak mocno negocjować będzie strona ukraińska uzależnione będzie od ich realnej sytuacji militarnej. - Na szali leży kontynuowanie masakry cywili i demolowania kraju. To jest typowe dla zaprowadzanie pokoju po rosyjsku - komentuje w gorzkich słowach Nowakowski.
Ekspert podkreśla, że konfliktu i tak nie uda się zażegnać przez wiele lat. Jego zdaniem, co najmniej do czasu zmiany władzy w Rosji, kraj ten musi być poddawany sankcjom gospodarczym. Ukraina z pewnością wystąpi o reparacje wojenne.
- Nie miejmy złudzeń, że to koniec konfliktu, on nadal będzie trwać. Władimir Putin chciałby odczekać na kolejną sposobność do ataku. Ukraina będzie chciała odbić to, co zostało zagarnięte. Nie zrezygnuje też ze swoich aspiracji międzynarodowych - dodaje były dyplomata.
Jest jeszcze jeden zwiastun, że to początek końca wojny. Brytyjski "The Times" publikuje wnioski z tajnego raportu, którego autorem ma być analityk rosyjskiej służby bezpieczeństwa FSB. Z dokumentu wynika, że wojna oceniana jest za "całkowitą porażkę". Rosja nie ma szans na zajęcie całej Ukrainy, ponieważ potrzebowałaby ponad 500 tys. ludzi (przed atakiem zgromadzono 190 tys. żołnierzy). Autor raportu twierdzi, że Rosję stać na prowadzenie wojny najwyżej do czerwca, następnie dojdzie do całkowitego załamania się rosyjskiej gospodarki.