Agnieszka Romaszewska-Guzy: nie chcieliśmy zmieniać prezydenta Białorusi, to absurdalne podejście
- Jeżeli ktoś uważał, że Biełsat służył do zarejestrowania Związku Polaków na Białorusi, to nawet nie umiem tego skomentować. Jeśli Biełsat ma się zajmować polepszaniem stosunków międzypaństwowych, między rządami oraz zarejestrowaniem Związku Polaków, to w takim razie po co jest w ogóle polski MSZ? - mówi Wirtualnej Polsce Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektorka Biełsat TV.
Jacek Gądek: - Jak długo będzie pani jeszcze dyrektorką Biełsatu?
Agnieszka Romaszewska-Guzy: - Nie wiem. Nie ode mnie to zależy.
Od prezesa TVP Jacka Kurskiego...
...tak, oczywiście.
Czy jednak od ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego (PiS)?
Nie jestem podwładną ministra, ale prezesa Telewizji Polskiej.
Jednak to MSZ daje - a teraz chce odebrać - pieniądze na funkcjonowanie Biełsatu. Zatem to od ministra zależy, czy będzie miała pani czemu dyrektorować.
Owszem - nie wszystkie pieniądze, ale znaczącą część budżetu.
Pani jest zaskoczona tak wprost wyrażoną deklaracją ministra SZ, że oto teraz chce się "ułożyć" z Białorusią?
Pan minister podaje różne powody, bo ostatnio w jednym z wywiadów podał inne. Mówił, że nie ma pieniędzy, a potrzebuje ich na konsulaty. Szczerze powiem, że trudno mi to w ogóle komentować, bo realnych przyczyn obcinania budżetu Biełsatowi tak naprawdę nie znam. O co tu do końca chodzi? Nie wiem, bo podawane są różne motywacje.
Najnowsza deklaracja ministra jest taka: - Ja nie chcę grać z Białorusinami. Ja chcę się z nimi ułożyć. Czy po 10 latach funkcjonowania Biełsat polepszył relacje polsko-białoruskie? Czy Związek Polaków został zarejestrowany czy skasowany? - tak retorycznie pyta minister. I dodaje, że skoro takie instrumenty jak Biełsat zawiodły, to trzeba spróbować czegoś innego.
Jeżeli ktoś uważał, że Biełsat służył do zarejestrowania Związku Polaków na Białorusi, to nawet nie umiem tego skomentować. Jeśli Biełsat ma się zajmować polepszaniem stosunków międzypaństwowych, między rządami oraz zarejestrowaniem Związku Polaków, to w takim razie po co jest w ogóle polski MSZ?
Po co zatem jest Biełsat?
Naszą rolą jest - po pierwsze - współdziałanie ze społeczeństwem Białorusi, a także działanie w kierunku wspierania wolności słowa i promowania wartości demokratycznych, wartości zachodnich. To na Białorusi jest bardzo istotne - przecież ten kraj znajduje się na granicy wpływów Zachodu i Wschodu. Dla nas niesłychanie istotne jest, aby Białoruś patrzyła właśnie na Zachód. To jest też historycznie uzasadnione, bo kraj ten przynależał do Wielkiego Księstwa Litewskiego, a Białoruś uważa się za spadkobiercę Księstwa.
Budujemy też relacje ludzkie, kulturalne, wspieramy język białoruski, który umiera na rzecz dominującego języka rosyjskiego. Uważam, że dobrze realizowaliśmy swoją misję, a odzew na nasze działania przeszedł nasze oczekiwania.
Minister ma inna opinię: "Białorusini, oglądając przez 10 lat Biełsat nie uznali, że jest alternatywa dla Łukaszenki. Nie ma tam żadnej ochoty, żeby ten reżim zmienić". I co pani na to?
"Żadnej ochoty"? Myślę, że bardzo ważna dla naszej dyplomacji jest właściwa informacja, na której buduje się swoje wnioski. Moim zdaniem tu pan minister bazuje na informacji błędnej. Wcale nie jest tak, że nie ma na Białorusi "żadnej ochoty" na zmiany, co oczywiście nie znaczy, że na Białorusi nastąpiła rewolucja - bo nie nastąpiła. Jest duża bierność społeczna, a społeczeństwo jest zsowietyzowane. Takie są fakty.
Jeżeli ktoś zakładał telewizję z nadzieją, że obali Aleksandra Łukaszenkę, to jest niesłychanie naiwnym człowiekiem. Telewizje - albo szerzej: media - nie służą takim bezpośrednim celom politycznym. Oczywiście mogą sprzyjać - nie jesteśmy w Biełsacie naiwni i zdajemy sobie z tego sprawę - ale ich nie realizują. Rząd na Białorusi - mam taką nadzieję - będą zmieniać, ale obywatele Białorusi. Oby nie zmieniał go Kreml.
Nigdy nie było celem Biełsatu i nie test także teraz zmienianie prezydenta albo rządu Białorusi. To jakieś absurdalne podejście do działalności Biełsatu.
Czy w pani ocenie mamy do czynienia z prostym dealem politycznym: ocieplenie relacji polsko-białoruskich, a ceną jest faktyczna likwidacja Biełsatu w obecnej formie, a więc i pani głowa?
Myślę, że nie jest to takie proste.
Tylko jakie?
11 lat spędzonych na kontaktach z Białorusią mówi mi, że po stronie białoruskiej nie ma bezpośredniej i silnej woli doprowadzenia do likwidacji Biełsatu. Oczywiście, że władze białoruskie za nami nie przepadają, bo jesteśmy krytyczni wobec prezydenta Łukaszenki i całego jego dyktatorskiego systemu. To jednak nie znaczy, że również w samych władzach Białorusi nie ma osób, które doceniałyby nasz wpływ na promocję języka białoruskiego, promocję historii i kultury Białorusi.
A co więcej: oni doskonale sobie zdają sprawę z tego, że jeśli nie będzie tego robił Biełsat, to nikt inny już nie będzie, a wówczas rusyfikacja tego kraju będzie postępować bardzo szybko.
Ale przecież i tak postępuje.
I to w takim stopniu, że stało się to już przedmiotem niepokoju ludzi rządzących na Białorusi, którzy zresztą sami się do tego przyczynili. Mówili przecież, że Białorusin to taki Rosjanin ze znakiem jakości - sam Łukaszenka to mówił. Teraz jednak niewątpliwie jest zaniepokojony rusyfikacją kraju.
Uważam zatem, że stanowisko strony białoruskiej nie jest absolutnie oczywiste, a wnioski wysnuwane z przekonania o takiej rzekomej oczywistości polegają na nieporozumieniu i błędzie.
Sama polityka ocieplenia między władzami w Warszawie a Łukaszenką jest dobra?
Stosunki pomiędzy sąsiadami powinny zawsze być jak najlepsze. Uważam, że twarda polityka sankcji zdaje egzamin tylko w bardzo określonym czasie, warunkach i sprawach. Polityka sankcji rozciągana na dziesięciolecia nie daje dobrych efektów, czego najlepszym dowodem była choćby Kuba Fidela Castro, który niedawno zmarł.
Normalizacja stosunków z Białorusią jest więc jak najbardziej właściwa. Jednak jest duża różnica między normalizacją a poświęcaniem swoich fundamentalnych atutów, które strona polska sobie wytworzyła, a które sprzyjają zbliżeniu społeczeństw a nie rządów. Zbliżenie władz powinno następować i należy nad tym pracować - do tanga trzeba jednak dwojga.
Powinniśmy zatem od strony białoruskiej oczekiwać dobrej woli, zachowując przy tym własne zdanie i pozycję. Nigdy nie powinno się już na samym początku oddać, "podarować" komuś swoje atuty, bo to jest przecież bezsensowne.
Politykę ocieplenia musimy ocenić po efektach, a na razie tych efektów nie ma zbyt wiele - powiedzmy sobie to otwarcie. O ile się dobrze orientuję, to wpuszczono na Białoruś jednego polskiego konsula, a i to niestałego.
Aktualna polityka PiS na kierunku białoruskim to naiwność czy jednak jest ona racjonalna?
Wydaje mi się, że jest po prostu oparta na błędnych przesłankach. Generalnie kierunek jest racjonalny, ale chodzi o to, aby realizacja polityki na tym kierunku była profesjonalna.
A teraz jest prowadzona amatorsko?
To już pan powiedział, a nie ja.