"To nie jest prawda". Holland się tłumaczy, mocno odpiera zarzuty
Agnieszka Holland zapewnia, że "Zielona granica" nie powstała na potrzeby kampanii wyborczej. Film miał trafić do kin jeszcze w pierwszej połowie 2022 roku. Ostatecznie decydujący stał się "kalendarz festiwalowy". Reżyserka zaapelowała, by nie wiązać wyników wyborów z jej dziełem.
Dyskusja na temat "Zielonej granicy" nie cichnie. Film, który od początku wzbudza emocje, dziś jest wykorzystywany w kampanii wyborczej. Agnieszka Holland mierzy się z szeroką krytyką. Jednym z pojawiających się zarzutów jest data premiery, która przypadła na okres przedwyborczy w Polsce.
Reżyserka w podcaście Radia Zet "Machina Władzy" ponownie zabrała głos w tej sprawie i zaznaczyła, że wrzesień 2023 roku faktycznie nie jest datą przypadkową, jednak istotne były tu nie wybory, a kalendarz związany z festiwalem w Wenecji i nominacją do konkursu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Wiceminister był wyraźnie wzburzony. "Można sobie tak wchodzić?!"
Artystka zapewniła, że film miał powstać już w marcu 2022 roku, jednak z powodów finansowych produkcja została opóźniona.
- To nie jest prawda, że chciałam, żeby to było przed wyborami. Chcieliśmy to zrobić w 2022 roku, planowaliśmy zdjęcia na marzec 2022, ale nie mieliśmy kasy (...). Gdy Wenecja przyjęła "Zieloną granicę" do konkursu głównego, jasne stało się, że decydujący będzie kalendarz festiwalowy, a nie wyborczy - wyjaśniła Holland w Radiu Zet.
"Jeśli opozycja przegra, to nie przez film"
Pojawiają się głosy, że film może przyczynić się do wygranej PiS w tegorocznych wyborach parlamentarnych, poprzez podkręcenie nagonki na emigrantów. Holland odcina się jednak od tego typu sugestii.
- Nie było naszym planem ingerować w wybory, ale trafić do serc, umysłów i sumień ludzi, oraz dać głos tym, którzy tego głosu nie mają: zarówno uchodźcom, jak i strażnikom, ale też aktywistom - tłumaczyła Holland na antenie Radia Zet.
Reżyserka dodała, że jeśli opozycja przegra, to nie z powodu filmu.
- Oczywiście, nie chciałabym, żeby mój film przyczynił się do wygranej PiS. Ale, umówmy się, zachodzą procesy głębsze, niż zrobienie jednego filmu i użycie go do propagandy - mówiła dalej.
Artystka tłumaczyła, że do ewentualnej przegranej opozycji w wyborach mogłoby dojść - jej zdaniem - z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że wybory - według niej - nie będą sprawiedliwe. Argumentowała to tym, że PiS dysponuje większą ilością środków finansowych i instytucjonalnych. Po drugie - jak podkreśliła reżyserka - opozycja popełniła wiele błędów, przez które nie udało jej się dotrzeć do zwolenników PiS.
Źródło: Radio Zet