Agaton Koziński: Głowa Jacka Kurskiego jako substytut weta [OPINIA]
"PiS kwestię ustawy o rekompensacie dla mediów publicznych rozegrał tak źle, że gorzej się chyba nie dało. Cenę za to płaci Andrzej Duda. Konsekwencje tego będzie odczuwać do końca kampanii" - pisze Agaton Koziński.
Zjeść ciastko i mieć ciastko – to powiedzenie przypisywane jest Thomasowi Howardowi, księciu Norfolk. W 1534 r. opisywał w ten sposób działania Thomasa Cromwella, doradcy angielskiego króla Henryka VIII, który był głównym architektem planu stworzenia Kościoła anglikańskiego i wyjścia Londynu spod kontroli Watykanu.
Teraz obserwujemy polską wariację na temat tego powiedzenia w wykonaniu Andrzeja Dudy. Prezydent – podpisując ustawę o rekompensacie dla mediów publicznych i doprowadzając do odwołania Jacka Kurskiego – próbuje pokazać siebie jako człowieka kompromisu, umiejącego zrównoważyć napięcia między różnymi światami. Takiego, które umie zjeść i mieć ciastko.
Problem w tym, że to ciastko ani słodkie, ani smaczne. Na pewno kaloryczne i pożywne. Ale każdy jego kęs będzie ciążył Dudzie do końca tej kampanii.
Wybór mniejszego zła
Podobnie było później, gdy "Super Express" doniósł o kłótni Dudy z Jarosławem Kaczyńskim odnośnie podpisu pod ustawą. Powszechnie dominowało przekonanie, że to gra medialna służąca przygotowaniu opinii publicznej do weta pod ustawą. Weta, które ma pokazać, że prezydent wcale nie jest przyspawany do PiS-u. Wręcz przeciwnie, że potrafi być samodzielny, podmiotowy, umie stanąć w kontrze do obozu, który jest jego zapleczem politycznym.
Ale sposób, w jaki Duda podpisał tę ustawę, wyraźnie pokazuje, że żadnej ustawki nie było. Przede wszystkim dlatego, że w całej tej sprawie wszystko poszło nie tak jak trzeba. Obóz władzy podejmował przy tej okazji decyzje dla siebie najgorsze z możliwych.
Bo rozważmy przez chwilę scenariusz alternatywny. Jakie byłoby optymalne rozegranie pod względem politycznym kwestii rekompensaty dla mediów publicznych? Kilka dni po przegłosowaniu ustawy przez Sejm, prezydent staje przed mikrofonami, mówi zdecydowanym tonem, że ją zawetuje – i jednocześnie zgłasza projekt własnej ustawy dotyczącej programu onkologicznego, wartego sporo więcej niż 2 mld zł. Takim zagraniem wytrąciłby z ręki argumenty opozycji, zyskałby punkty wyborcze. Wycisnąłby z tej sprawy politycznego maksa.
Fakt, że nie poszedł w tę stronę, że z podpisem zwlekał możliwie długo, że swą decyzję ogłosił w piątek wieczorem, gdy już zamknięte są papierowe wydania gazet (przynajmniej sobotnie tytuły pierwszych stron nie będą go kłuły w oczy), najlepiej potwierdza, jak niezręcznie mu z tą decyzją było. To najlepiej potwierdza, że na zapleczu władzy doszło do potężnego napięcia wokół tej sprawy. Sprawę dodatkowo skomplikował gest Joanny Lichockiej w czasie głosowań w Sejmie.
A że opozycja skutecznie skorzystała z narzędzia, jakim w jej rękach jest Senat i połączyła sprawę rekompensaty z onkologią, to nagle okazało się, że Andrzej Duda staje przed wyborem mniejszego zła. Że bez względu na to, co zrobi, poniesie tego polityczne konsekwencje.
Substytut weta
Dlaczego więc Duda nie zawetował? Wygląda na to, że zrozumiał, że TVP jest zbyt ważne, by tak po prostu je odciąć od pieniędzy. Zbyt ważne dla niego na dwa miesiące przed wyborami – ale też zbyt ważne dla jego obozu politycznego. W końcu media publiczne stały się głównym kanałem komunikacji między politykami PiS-u i ich elektoratem. A żadna formacja polityczna nie zrezygnuje z tak skutecznego narzędzia dotarcia do własnych wyborców.
Prezydent uznał więc, że zje to ciastko, zapewni sobie poparcie mediów publicznych w kampanii. Ale żeby wrażenie tego, że ciastko na stole pozostaje, wymusił dymisję Jacka Kurskiego. Jego odejście z TVP ma być substytutem weta. Kluczowe pytanie teraz brzmi: czy to wystarczy. Czy w ten sposób prezydent wychodzi z całej sprawy obronną ręką? Udało mu się zachować choć kawałek ciastka na talerzyku?
Na pewno tym ruchem kupił sobie trochę czasu. Opozycja wściekle atakująca media publiczne bardzo silnie akcentowała przemożną rolę Kurskiego w nich, siłą rzeczy jego odejście częściowo uspokoi atmosferę. Ale na krótko – bo kluczowy argument (że 2 mld zł powinny pójść na onkologię, nie media), który na pewno dotarł do wyborców, pozostanie cały czas aktualny. I z nim Duda będzie się musiał zmagać przez całą kampanię.
Ale brak weta otwiera przed nim też nowe możliwości. Nie chodzi nawet o wsparcie mediów publicznych w kampanii. Kończąc tę sprawę, wychodzi ze stanu niepewności, zawieszenia. Poza tym podejmując decyzję zgodną z wolą PiS, wysłał wyraźny sygnał: dalej jestem z wami.
Pytanie, jak PiS mu się odwdzięczy. Pięć lat temu działacze partyjni tak ciężko działali w terenie, że zdołali nikomu nieznanego polityka, jakim wtedy był Andrzej Duda, wyprowadzić na prezydenta Polski. W tej kampanii widać, że z tym zaangażowaniem jest gorzej. Ale było gorzej, bo niepewność związana z wetem? Czy to problem strukturalny wynikający z tego, że obóz władzy jest podzielony i obrósł tłuszczem? Przekonamy się w najbliższych tygodniach.
Bo pamiętając o sprawności kampanijnej PiS, nikt nie ma wątpliwości, że ta partia jest w stanie doprowadzić Andrzeja Dudy do reelekcji – nawet w pierwszej turze. Pod jednym warunkiem: że ludziom w PiS-ie dalej chce się chcieć, że ciągle są w stanie walczyć i umierać za swojego kandydata. Obserwując ostatnie posunięcia obozu władzy wcale nie ma pewności, czy te ostatnie zdanie jest aktualne. Teraz się przekonamy, czy to były problemy taktyczne, czy głębsze, strukturalne.
Pokaż, że Twój #GłosMaMoc – dołącz do wydarzenia #wyboryWPolsce >>
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.