Afganistan: rok przed wycofaniem wojskowi dają pierwszeństwo dyplomatom
Mimo 12 lat wojny zachodnim wojskom nie udało się pokonać talibów. Na rok przed wycofaniem z Afganistanu wojskowi oddają więc pierwszeństwo dyplomatom, by ci dogadali się z partyzantami i umożliwili spokojną ewakuację.
02.01.2013 | aktual.: 02.01.2013 15:25
Dowódcy zachodnich wojsk przekonują jak zwykle, że miniony rok zakończył się ich zwycięstwem w ciągnącej się od 2001 r. wojnie z talibami. Generałowie przytaczają statystyki dowodzące, że w 2012 r. spadły liczby poległych zachodnich żołnierzy, partyzanckich zamachów i zbrojnych rajdów, a także cywilnych ofiar afgańskiej wojny.
Większy spokój na afgańskich frontach zwiastuje jednak nie wygraną armii Zachodu, lecz jej rychłą ewakuację. Z końcem 2014 r. z Afganistanu mają wyjechać ostatni zachodni żołnierze. Pozostanie tam tylko kilkanaście tysięcy Amerykanów w dzierżawionych od Afgańczyków bazach wojennych, a także kilkuset zachodnich instruktorów wojskowych szkolących afgańskie wojsko.
Wycofywanie wojsk
W 2012 r. po raz pierwszy od początku inwazji zmniejszyła się liczebność zachodnich wojsk w Afganistanie. Amerykanie wycofali stamtąd ponad 30 tys. żołnierzy, których posłali w 2009 r., by rozbić talibów i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę jak wcześniej w Iraku.
Oddziały piechoty morskiej rzeczywiście zdziesiątkowały partyzantów i spacyfikowały południe Afganistanu, ale okazały się zbyt nieliczne, by powtórzyć sukces na wschodzie, dokąd przenieśli się talibowie. Jesienią amerykańskie posiłki zostały odwołane do kraju i w 2013 r. liczba wojsk USA w Afganistanie z ponad 100 tys. spadnie do 60-70 tys.
Amerykanów wspierać będzie w Afganistanie ok. 30 tys. żołnierzy z innych państw Zachodu, ale i one w tym roku zamierzają wycofywać swoje wojska. Brytyjczycy, utrzymujący najliczniejszy po Amerykanach, prawie 10-tysięczny kontyngent, w 2013 r. chcą go zmniejszyć prawie o połowę.
Szkolenie lokalnej armii
Od lata wojska Zachodu niemal nie prowadzą już działań zaczepnych w Afganistanie i jedynie wspierają i doradzają afgańskiemu wojsku, jak bić się z partyzantami. Zachód chce w tym roku stworzyć i wyszkolić prawie 350-tysięczne afgańskie wojsko i policję, by wzięły one na siebie ciężar wojny i zluzowały zachodnich żołnierzy.
Pośpiesznie tworzone afgańskie wojsko jest jednak słabe, a między afgańskimi rekrutami i ich zachodnimi instruktorami nieustannie dochodzi do konfliktów. W 2012 r. w ich wyniku afgańscy żołnierze i policjanci, a także przebrani za nich partyzanci, zastrzelili ponad 60 żołnierzy z sojuszniczego Zachodu.
Wiosną afgańskie wojsko i policja mają zacząć czwartą fazę przejmowania pod swoją kontrolę terytorium kraju. W 2013 r. afgańskie wojsko ma odpowiadać za doliny, powiaty, miasta i wioski, w których mieszka niemal 90 proc. ludności kraju.
Póki są wspierani przez zachodnie wojska, Afgańczycy radzą sobie z patrolowaniem oddawanych im pod kontrolę dolin i powiatów. Wojskowi eksperci twierdzą jednak, że najwyżej dziesiąta część afgańskich oddziałów jest na tyle sprawna, by poradzić sobie samodzielnie w walce z partyzantami. W roku 2012 na wojnie zginęło ponad tysiąc afgańskich żołnierzy i policjantów, o jedną piątą więcej niż w 2011 roku.
Przeczekanie
Partyzanci, wiedząc, że nie mają szans w bitwie z zachodnimi żołnierzami, wolą unikać potyczek i czekać, aż za dwa lata wyjadą z Afganistanu. Talibowie wolą atakować afgańskich żołnierzy i policjantów, by zastraszać i demoralizować rządowe wojsko i urzędników, utwierdzać ich w przekonaniu, że przejmą władzę w kraju, jak tylko wyjadą z niego ostatnie obce wojska.
W przedostatnim roku afgańskiej wojny zachodni generałowie nie będą snuli planów wielkich ofensyw przeciwko partyzantom, ale raczej łamali sobie głowy nad tym, jak bezpiecznie swoich żołnierzy z Afganistanu wycofać.
Negocjacje z talibami
Wojskowych, którzy nie potrafili afgańskich partyzantów pokonać, mają wesprzeć dyplomaci, którzy w 2013 r. mają namówić przywódców talibów do pokoju.
Podjęte przed rokiem negocjacje między Amerykanami i talibami w Katarze zakończyły się totalną klapą. Szykujący się do reelekcji prezydent Barack Obama nie mógł pozwolić sobie na ustępstwa wobec talibów i wypuścić kilku ich przywódców z więzienia w Guantanamo. Talibowie uznali to za dowód braku dobrej woli ze strony Jankesów i już w marcu ogłosili, że rozmowy z Waszyngtonem to zwykła strata czasu.
Obama, który w listopadzie został wybrany na drugą kadencję, w 2013 r. spróbuje jeszcze raz namówić talibów do rozmów, by pogodzić ich z ustanowionym przez Zachód rządem prezydenta Hamida Karzaja, albo przynajmniej przekonać do podpisania z nim rozejmu. Zawieszenie broni ułatwiłoby Zachodowi ewakuację wojsk i przekonanie opinii publicznej, że z afgańskiej wojny wraca zwycięsko.
Szanse na pokojowe rokowania wzrosną, jeśli przekona się do nich Pakistan, który afgańską partyzantkę próbuje wykorzystać, by po wycofaniu Zachodu samemu ustanowić w Kabulu powolny sobie rząd.
Wojciech Jagielski, PAP