Afganistan: nowa faza amerykańskiej operacji
Marines wsiadają na pokład CH-53E Sea Stallion (AFP)
Rozpoczyna się nowa faza amerykańskiej strategii wojskowej w Afganistanie - twierdzą eksperci w Waszyngtonie, podkreślając, że niewielkie grupy operacyjne w terenie przystąpią do umacniania zdobytych pozycji.
Dan Goure z Instytutu Lexington wskazuje jako tego rodzaju obiekty lotniska, np. lotnisko w strategicznym mieście Mazar-i- Szarif z chwilą, gdy uda się przełamać opór talibów.
Nowy element sytuacji, który pozwala planować takie działania, to perspektywa, że talibowie, nie mogąc dłużej bronić skutecznie miast, przejdą stopniowo do taktyki partyzanckiej - twierdzi ekspert.
Dan Goure przyznaje jednak, że za wcześnie jeszcze na koordynowanie działań wojskowych i politycznych, ponieważ wizja rządu koalicyjnego, który zastąpiłby talibów, jest jeszcze dość odległa.
Kontradmirał John Stufflebeam, zastępca dowódcy operacyjnego w sztabie generalnym, podkreśla, że talibowie nie mają już godnej tej nazwy obrony przeciwlotniczej i z trudem utrzymują łączność między poszczególnymi okręgami kraju, pozostającymi pod ich kontrolą.
W nocy ze środy na czwartek samoloty amerykańskie zbombardowały kolejne cele wojskowe talibów. Tym razem naloty przeprowadzono w rejonie północno-wschodniego Afganistanu w pobliżu granicy z Tadżykistanem. W wyniku bombardowań uszkodzono największą zaporę wodną w Afganistanie i elektrownię odcinając dwa duże miasta od prądu - poinformowały afgańskie agencje Bachtar i AIP.
Wojska talibanu odparły w czwartek rano - według AIP - wielką ofensywę Sojuszu Północnego. W czasie trzygodzinnych walk talibowie obronili swoje pozycje w pobliżu Dara-i-Suf w prowincji Samangan. Sojusz Północny zaprzecza tym doniesieniom.
Tymczasem Stany Zjednoczone planują wysłanie większej ilości wojsk lądowych do Afganistanu, by pomogły siłom opozycji antytalibańskiej oraz w ustalaniu celów nalotów - powiedział w czwartek sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld.
Zamierzamy wysłać więcej ludzi, by mieć tam sensowną ilość amerykańskich sił specjalnych, które będą pełnić rolę łączników, zapewniać łączność i ustalać cele - wyjaśnił Rumsfeld.
Przyznał jednak, że z wysłaniem dodatkowych sił będą pewne problemy. Trudno to zrobić z wielu powodów. Jeden problem to pogoda... ostatnie walki na lądzie uniemożliwiły dotarcie tam kilku grupom. Mamy jednak kilka gotowych do udania się tam zespołów - dodał.
We wtorek po raz pierwszy przedstawiciele USA publicznie przyznali, że w północnym Afganistanie znajduje się pewna ilość amerykańskich żołnierzy. Mówi się o dziesiątkach, ale mniej niż stu, którzy z ziemi pomagają kierować nalotami.
W czwartek natomiast, w imieniu amerykańskiej administracji, z prośbą o oddelegowanie jednostki chemicznej wystąpił do premiera Czech Milosza Zemana ambasador USA w Pradze Craig Stapleton. Szef czeskiego rządu wyraził zgodę.
Turcja - jedyny muzułmański kraj członkowski NATO - zgodziła się w czwartek "wnieść wkład" w amerykańską operację wojskową w Afganistanie. Jak poinformowała agencja AFP, powołując się na przedstawiciela władz w Ankarze, chodzi o wysłanie grupy 90 żołnierzy tureckich sił specjalnych. Niewykluczone jest także, że do Afganistanu pojadą wojskowi eksperci, którzy mają pomagać Sojuszowi Północnemu. (jask)