Afganistan. Były minister obrony narodowej mówi o przejęciu władzy przez talibów
- Mało kto się spodziewał, że dotychczasowe władze w Afganistanie rozsypią się jak domek z kart. Przez wiele lat wyglądało to dobrze. Zapewne sami talibowie nie spodziewali się, że przejmą rządy w kraju w taki sposób. Pamiętajmy, że natura radykałów jest taka, że prędzej czy później śrubę zaczną przykręcać - mówi Wirtualnej Polsce były szef MON, poseł PO Tomasz Siemoniak.
17.08.2021 14:07
Przypomnijmy, po tym, jak Stany Zjednoczone wycofały większość swoich wojsk z Afganistanu, dużą część terytorium tego kraju zajęli talibowie. W niedzielę wkroczyli do stolicy kraju - Kabulu i przejęli kontrolę nad pałacem prezydenckim. Z Afganistanu wyjechał prezydent Aszraf Ghani, a także spora grupa wojskowych. Państwa NATO i Unii Europejskiej ewakuują swoich obywateli. Media społecznościowe obiegły dramatyczne sceny z lotniska, na którym cywile próbowali się wydostać z kraju, uciekając przed talibami.
Afgański rząd jak domek z kart
W ocenie byłego ministra obrony narodowej i byłego wicepremiera w rządzie PO-PSL Tomasza Siemoniaka, elementem, który zaskoczył cały świat, jest słabość i kruchość afgańskich władz, które rządziły przez blisko 20 lat.
- Wydawało się, że te władze stworzyły silną armię, policję i służby państwowe. Na naszych oczach rozsypały się jak domek z kart, praktycznie bez żadnych starć - ocenia były szef MON.
Zdaniem wielu obserwatorów, afgańska armia była lepiej wyszkolona od talibów i bardziej liczebna, mimo to zabrakło jej ducha walki.
- To bardziej skomplikowane, niż nam się wydaje. To kwestia historii Afganistanu, ostatnich 40 lat, upadku władz, interwencji radzieckiej, rządów talibów i amerykańskiej interwencji. Jest to kraj, który wymyka się prostym opisom. Oczywiście trzeba po efektach oceniać politykę i z tej perspektywy porozumienie z talibami i wycofanie wojsk amerykańskich wyglądają bardzo źle. Z pewnością należało zadbać, by przekazanie rządów talibom przez dotychczasowe władze wyglądało inaczej i było nadzorowane przez Zachód. To miała być forma uszanowania zasad, a w rzeczywistości to nie zagrało. Skutek? Dziś obserwujemy dramatyczne sceny z lotniska, dramatyczne apele mieszkańców i mieszkanek Afganistanu - mówi WP Tomasz Siemoniak.
Według byłego ministra obrony narodowej, amerykańscy wojskowi byli przeciwni tego rodzaju zakończeniu operacji.
- Na koniec operacji nie było ich co prawda dużo, ale efekt psychologiczny sprawiał, że talibowie nie mieli odwagi na bardziej ofensywne działania. Ale to Donald Trump, jak i Joe Biden widzieli, że w Stanach Zjednoczonych skończyło się przyzwolenie na kolejne informacje o zabitych i rannych amerykańskich żołnierzach, na wydawanie kolejnych miliardów dolarów na operację w Afganistanie. Wygląda na to, że w toku różnych rozmów z talibami, bo przecież nie tylko Amerykanie z nimi rozmawiali, nie zadbano o to, jak ma wyglądać sytuacja po podzieleniu się z nimi władzą. Nikt nie przewidział jeszcze kilka tygodni temu, że dotychczasowe władze tak łatwo skapitulują - twierdzi Siemoniak.
Były szef MON: wszystko wyglądało dobrze
- Pamiętam, jak na spotkania ministrów obrony państw NATO w 2013 i 2014 roku przyjeżdżał amerykański dowódca z Afganistanu i relacjonował nam, jak wygląda tamtejsza sytuacja. I z tych relacji wydawało się, że każdy rok przynosi postęp. Wszystko wyglądało dobrze. Mieli wyszkolone wojsko i przewagę nad talibami. Dlaczego w taki sposób poddali się gubernatorowie afgańskich prowincji, poddając również swoich podwładnych? To dla amerykańskich służb było bardzo trudne do przewidzenia - ocenia poseł opozycji.
We wtorek talibowie poinformowali o amnestii dla pracowników administracji rządowej. Z kolei przedstawiciele nowych władz zapewniają o pokojowym nastawieniu do zwolenników dotychczasowego rządu. Były szef MON jest sceptyczny wobec takich deklaracji.
- Pytanie, co podczas spotkań z talibami ustalono. Bo do takich spotkań dochodziło też w Moskwie i w Stambule. Nie zdecydowali się na szturm Kabulu czy na negatywne gesty. Dzisiaj słyszymy o amnestii dla urzędników i zapewnieniach o pokojowym nastawieniu. Z jednej strony na pewno jest to efekt wcześniejszych negocjacji, ustaleń i świadomości, że świat patrzy na Afganistan. Ale też tego, że przywódcy talibów są o 20 lat starsi i mądrzejsi. Pamiętają, ze rządzili krajem według własnego uznania i ukrywali Osamę Bin Ladena, co sprowadziło na nich problemy. Mają świadomość, że kolejna interwencja Zachodu byłaby dla nich niekorzystna. To już czysta kalkulacja polityczna - uważa Tomasz Siemoniak.
Polityk ostrzega przed radykałami
- Z drugiej strony są na pewno zaskoczeni, jak łatwo poszło przejęcie władzy. Zaczęli w mediach społecznościowych dbać o swój wizerunek. Rzecznik talibów na Twitterze wydaje oświadczenia, są nagrywane filmiki z udziałem nowych władz. Pamiętajmy jednak, że natura radykałów jest taka, że prędzej czy później zaczną przykręcać śrubę. Jeśli teraz górę biorą gołębie wśród talibów, to później na pewno przyjdą jastrzębie - dodaje były minister obrony narodowej.
Jego zdaniem, przy dramacie Afganistanu rozliczanie błędów USA i NATO w obecnej sytuacji nic nie da.
- Nie ma mowy o powrocie żołnierzy NATO. Ale Zachód nie może ot tak porzucić Afgańczyków, którzy uwierzyli w prawa człowieka,w tym prawa kobiet. Ani talibowie, ani dotychczasowe władze nie cieszą się w Afganistanie specjalnym poparciem. Kojarzą się z korupcją i problemami. Mieszkańcy tego kraju pamiętają, jak kiedyś rządzili talibowie i nie darzą ich specjalną sympatią. To nie są mudżahedini z końca lat 80-tych, kiedy triumfowali nad wojskami radzieckimi - puentuje Siemoniak.