Afera z aktorami. Zaskakujący komentarz dyrektora szpitala. "Ja bym tego tak nie uwypuklał"
Dyrektor szpitala w Bolesławcu Kamil Barczyk opisał w programie "Newsroom" proces zamawiania szczepionek dla grupy zero. Jak podkreślił, przydzielone jednostce dawki szczepień wykorzystano właściwie w całości na zaszczepienie jej pracowników. I dodał, że afera ze szczepieniem aktorów jest w jego ocenie "wielkim nieporozumieniem". - To jest bardzo newralgiczna sytuacja. Wszystkim zależy na tym, żeby się szybko wyszczepić (...). Należy delikatnie podejść do sprawy. Ja bym tak tego aż nie uwypuklał. Zawsze będą się zdarzały takie sytuacje, niejasności, że będzie ktoś przyjmowany poza kolejnością. To jest proces skali - stwierdził Barczyk.
Ile dostaliście szczepionek i dla … Rozwiń
Transkrypcja:
Ile dostaliście szczepionek i dla jakiej grupy lekarzy, czy wystarczyło ich po prostu?
Tak, nasze zamówienie było złożone w zeszłą sobotę, otrzymaliśmy, czy zamówiliśmy
i tyle otrzymaliśmy, 180 dawek. Pierwotnie było to 150 dawek,
czyli dwie porcje, ale po zwiększeniu wyszczepialności z jednej
fiolki do 6 dawek, tych szczepień mogliśmy przeprowadzić na 180 uczestnikach,
no i w ciągu dwóch dni te szczepienie wyczerpaliśmy.
Czyli wszyscy pracownicy zaszczepieni, pan również?
Nie, 180 to jest zdecydowanie za mało. Nie widzieliśmy, zamówienie było zrealizowane w
sobotę zeszłą, także nie widzieliśmy jaka będzie ciągłość dostaw. Teraz dopiero wiemy, że raz na tydzień
będą realizowane dostawy. I w związku z tym mamy już zamówione kolejne 700 sztuk szczepionek
i będą dostarczone do nas w poniedziałek w następnym tygodniu i będziemy mogli już
zaszczepić cały personel naszego szpitala.
A szczepiliście tylko personel, czy także pacjentów?
Tylko w grupie 0 jest to personel naszego szpitala i
te 180 sztuk, z tego co wiem, to praktycznie wszyscy pracownicy naszego szpitala, nikt
spoza naszego szpitala - również w medyków, bo też są w szpitalu węzłowym
szczepione osoby, medycy, personel medyczny z innych placówek
w naszym powiecie, z innych przychodni, POZ, z innych szpitali też u nas będą
szczepieni, ale tylko i wyłącznie wystarczyło tych szczepionek dla naszych pracowników.
Ja pytam
oczywiście w kontekście tej afery związanej z tym, że szczepiły się osoby niejako nieuprawnione w tej pierwszej
kolejności. Jak pan to i pana kadra medyczna komentuje z punktu widzenia
Bolesławca, nie Warszawy, bo w Warszawie to miało miejsce.
Ja osobiście odbieram to jako jakieś wielkie nieporozumienie tak naprawdę, bo
należy spojrzeć, że jest to bardzo newralgiczna sytuacja, kiedy wszystkim
zależy, żeby sprawnie szybko szczepić się, przecież
to szpitale są tymi głównymi ośrodkami, które szczepią i tak naprawdę należy
tutaj delikatnie podejść do sprawy. Ja bym aż tak tego nie uwypuklał.
Zawsze będą się zdarzały takie sytuacje, niejasności, że będzie ktoś przyjmowany
poza kolejnością, bo to jest ten proces skali, to jest ten proces zarządzania masą
ilości szczepień, gdzie przecież są marnotrawione te szczepionki, nikomu nie
zależy, żeby tak się działo.
U was w szpitalu zmarnotrawiono chociaż jedną dawkę?
Proszę?
Czy u was zmarnowała się chociaż jedna dawka, czy była taka sytuacja?
Nie, ale to jest mała skala. 180 szczepień,
poniedziałek, wtorek, przygotowana akcja. Już widzieliśmy z czym to się wiąże, należy
uwzględnić tamtą sytuację. Okres świąteczny, okres noworoczny.
Ale pan w pierwszej transzy się, rozumiem, nie za zaszczepił?
Pan powiedział, że ważniejsi są lekarze, chociaż zapewne pan też jest uprawniony jako dyrektor i
pracownik szpitala, tak?
Tak,
oczywiście. Tutaj tak naprawdę dbamy o bezpieczeństwo naszych pracowników, no najważniejsi są
ci pracownicy, którzy bezpośrednio pracują na odcinkach COVID-owych i przede wszystkim te osoby, które jeszcze nie
zachorowały, nie przeszły COVID-19. Zależy mi osobiście, żeby te osoby w pierwszej kolejności były
zaszczepione, no bo to jest ich bezpieczeństwo i dzięki temu, że będą zaszczepione, będą
pewni, że nie wskoczą na izolację, na kwarantannę i tak dalej, i tak dalej.
A na przykład przedstawiciele lokalnych władz
w Bolesławcu nie zgłaszali się i nie pytali: "to może nie w tej pierwszej turze, ale, jak dostaniecie kolejne te 700 dawek, to gdzieś tam nie dałoby
rady, gdzieś mnie tam wpisać?"
My akurat jesteśmy
tymi chyba szczęściarzami, bo ja myślę, że takie sytuacje były wielokrotnie w
Polsce, ale jesteśmy takimi szczęściarzami, że otrzymaliśmy te szczepionki już po aferze i
myślę, że już każdy sobie sam przemyślał i już nie było takiej sytuacji, żeby ktoś się zgłaszał poza
kolejnością albo wykonywał jakieś naciski. Także tutaj akurat pod tym względem jesteśmy zabezpieczeni.